Każda religia polega na wierze, a więc religijność ujawnia się jako wiara w coś lub w kogoś i uznanie, że to coś lub ktoś jest istotą rzeczywistości, jest ważny, wielki. My, jako wyznawcy, jako osoby wierzące, jesteśmy od tego odcięci, to coś/ktoś jest poza nami.
Duchowość różni się fundamentalnie od tak zdefiniowanej i pojmowanej religijności. Wychodzi z założenia, że istnieje tylko TA rzeczywistość, nazywana też teraźniejszością, świadomością. Ona zawsze JEST. W duchowości nie ma sytuacji, kiedy jestem ja jako wierzący, jest to coś lub ktoś w co wierzę i związek między mną i tym czymś bądź kimś. Nie ma też podejścia, że ten związek zależy od mojego zachowania się, od przestrzegania pewnych zasad, reguł. W duchowości, w odróżnieniu od religijności, nie musimy czegoś zrobić, czegoś osiągnąć, na coś zasłużyć. Musimy po prostu coś sobie uświadomić, coś co już JEST.
Różnica między buddyzmem a zen jest podobnej natury, jak między duchowością a religijnością. Podstawowa różnica to przede wszystkim fakt, że wiele kierunków buddyzmu jest bardzo nasyconych religijnością, a zen jest zdecydowanie poza tym. Starając się opisać zen można nawet dojść do wniosku, że zen jest nie- ćwiczeniem, jest nie-duchowością, bo nie ma tutaj myślenia, oceniania, że teraz robię coś lepszego, bardziej wartościowego czy moralnego.
Ćwiczenie zen polega na urzeczywistnieniu, czyli na doświadczeniu istoty rzeczywistości, która jest jednią i pustką. Urzeczywistnienie tych dwóch aspektów rzeczywistości można nazwać oświeceniem. Zen powołuje się na urzeczywistnienie i doświadczenie tego, co uważa się za oświecenie Siddhartha Gautama, historycznego Buddy. Pojawiają się tutaj dwa ważne pytanie: “czego doświadczył Budda według zen?”, “na czym w takim razie polega oświecenie?”.
Budda urodził się około 560 lat przed narodzeniem Jezusa w zamożnej rodzinie arystokratycznej na pograniczu Indii i Nepalu. Rodzina chciała mu zaoszczędzić cierpień życia dlatego był wychowywany niemal w cieplarniamych warunkach, odizolowany od życia poza pałacem. Odebrał świetne wykształcenie, a kontakt z rzeczywistością poza pałacem nastąpił dopiero wtedy, gdy miał 29 lat. Jak mówi legenda, wymykając się z pałacu cztery razy dostrzegł kogoś chorego, kogoś umierającego, żebrzącego i medytujcego. To poznanie życia, doświadczenie życia było w istocie doświadczeniem cierpienia. Uzmysłowił sobie, że obojętnie co robimy, prędzej czy później cierpimy. W kulturze w jakiej wychował się Budda spojrzenie na to co się dzieje determinowane było przez przyczynę i skutek, przez zasadę tzw. karmy. Budda najprawdopodobniej doszedł do wniosku, że skoro wszystko jest skutkiem jakiejś przyczyny, a jednocześnie jest przyczyną kolejnych skutków, to wejście w ponowny cykl narodzin czyli samsara, nie jest takie ciekawe, wciąż przecież pojawia się element cierpienia. Narodziła się myśl “w jaki sposób mogę wyzwolić się z tego cierpienia, z łańcucha przyczyny i skutku, z reinkarnacji?”.
W hinduiźmie pojawiła się więc koncepcja, że aby przerwać cykl ponownych narodzin, należy zaprzestać generowania przyczyn następnych skutków. Stąd postacie indyjskich świętych, którzy wycofywali się kompletnie z życia społecznego, a nawet poprzez praktyki zmniejszali aktywność życiową. Takiej praktyce poddał się właśnie historyczny Budda przez pierwsze pięć lat. Jednak porzucił to i według legendy zdesperowany usiadł w końcu pod drzewem bodhi i stwierdził, że nie wstanie, dopóki nie pojmie o co chodzi. Po ośmiu dniach i nocach doznał oświecenia. Oświadczył, że nie ma żadnego “ja”, “mnie” i “dla mnie” oraz że każdy może poznać ten stan. Od tej pory nazywał siebie Buddą czyli przebudzonym.
Wczytując się w historie buddyzmu i samego zen, widzimy, że Budda był wielkim reformatorem hinduizmu- religii, która opierała się na wierze w możliwość poprawy swojego ducha i siebie, aby w nagrodę osiągnąć lepsze ponowne narodziny. Mamy więc w buddyźmie wiarę w pewnego rodzaju jaźń, w „ja. Rewolucyjne słowa Buddy dotyczyły tego, że w to, w co wierzono, nie istnieje. Budda głosił, że wyzwolenie z samsary nie polega na tym, że ja stanę się lepszy i moja karma ulegnie zmianie, a kolejna reinkarnacja będzie lepsza, ale że wyzwolenie polega na wglądzie i urzeczywistnieniu oraz że to, co nazywamy „ja” nie istnieje.
Zastanawiając się nad zdefiniowaniem tak zwanego „ja”, które często pojawia się podczas wykładów o zen, na myśl przychodzi przede wszystkim jego kruchość. Dobrze ilustruje to przypadek osoby chorej na Alzcheimera czy osoby po wypadku, urazie głowy. Wtedy nagle znika poczucie „ja”, mamy niby tą samą osobę, ale nie jest ona już „sobą”. Czym jest więc to „ja”, skoro tak łatwo może zniknąć?
Dlatego też fakt przebudzenia, oświecenia, zrozumienia, że wszystko jest puste, bo tak naprawdę nie ma nic, co byłoby trwałe, jest tak wyzwalające. Nie jest to jednak doświadczenie, że wszystko jest kruche, ale ja jednak jestem, ale że właśnie ten punkt odniesienia, czyli “ja”, jest tak samo kruchy jak wszystko wokół. Wynika to z tego, że „ja” także jest konstruktem psycho- myślowym, jest efektem utożsamiania się z obrazami i emocjami. Poprzez wychowanie, życie w danym środowisku ćwiczymy regularnie utożsamianie się z pewnymi obrazami, budujemy systematycznie tzw. tożsamość, poczucie „ja”. Dzięki temu możemy się dobrze zorganizować w środowisku w jakim żyjemy. Jednocześnie podświadomie czujemy kruchość naszego „ja”, dlatego tak często pojawia się potrzeba religijności. Zwrócenie się w stronę religii staje się dla wielu z nas szansą na realizację nadziei, że to kruche „ja” zostanie uwiecznione po śmierci, że przetrwa. To czy stanie się to po wejściu w jakiś poziom nieba w religiach monoteistycznych czy poprzez korzystną reinkarnację w buddyzmie jest kwestią wtórną. W obu przypadkach jest głęboka nadzieja, że moje kruche „ja” przeżyje, nie zniknie.
Duchowość lub zen jest dokładnie odwrotną drogą niż tak pojmowana religijność. Wychodząc z założenia kruchości „ja” ćwiczenie zazen polega na tym, aby to „ja”, o które tak zabiegamy w religijności, rozsypało się … Rozsypało się i wtedy przy pełnej świadomości zobaczymy, co się stanie. W tym właśnie tkwi różnica między duchowością a religijnością, a nawet między różnymi kierunkami buddyzmu a zen.
Ciekawy jest również fakt, że zen pojawił się dopiero 1000 lat po samym Siddhartha Gautama. Buddyzm stał się w pewnym momencie intelektualną drogą zrozumienia rzeczywistości: studiowanie sutr, pisanie komentarzy, zastanawianie się, dyskusje itd. Część osób, deklarująca się jako buddyści, zaczęła się w pewnym momencie zastanawiać na tym, co to znaczy być buddą, czym jest przebudzenie. Na gruncie tych pytań wyrosło zen, które było swoistym protestem przeciwko buddyzmowi. Zen należy postrzegać jako podejście do faktu bycia przebudzonym w sposób bezpośredni. I nie chodzi tutaj o pytania „na czym to może polegać?”, „co ja o tym myślę?”, ale „JAK się można przebudzić?”.
Bo tam gdzie wszystko inne znika
nie ma już słowa ani języka,
a jeśli jednak coś się ostoi
to wszystko odetnie
lecz siebie nie kroi.