Duch

Tęsknota duchowa

Jest to pojęcie trudne do zdefiniowania i jednocześnie jest to uczucie trudne do zaobserwowania w nas samych. Raczej przeczuwamy je w sensie istnienia czegoś, co mogłoby wypełnić w nas pewną lukę, ale nie do końca potrafimy to nazwać czy opisać.

Mówiąc o zwykłych tęsknotach, które wielu z nas odczuwa na co dzień, potrafimy wskazać ich konkretne źródło lub chociaż sposób zaspokojenia. Jednak już samo nazwanie przedmiotu tęsknoty stwarza oddzielenie od niego, powoduje, że lokalizujemy je poza nami i mamy poczucie, że kiedyś, gdzieś je zdobędziemy. Inaczej jest w przypadku tęsknoty duchowej. W większości przypadków trudno ją nie tylko określić, ale nawet uświadomić sobie. Często ulegamy złudzeniu, że to brak rzeczy materialnych czy też satysfakcjonujących związków emocjonalnych jest przyczyną naszej tęsknoty. Próbujemy, zwykle bezskutecznie, poprzez lepszą pracę, nowy dom, auto czy kolejny związek zmienić ten stan.

Tymczasem tęsknota duchowa rodzi się z poczucia odrębności. Wynika z tego, że czujemy się podmiotami osadzonymi w rzeczywistości, którą, jak sądzimy, nie jesteśmy. Ta odrębność ogranicza nas. Jednak nie jesteśmy tego świadomi, ponieważ już od dzieciństwa poddawano nas treningowi umacniania tożsamości, utrzymywania odrębności. Wiele dróg duchowych i religijnych opiera się na pracy, która ma na celu zniesienie tego ograniczenia, i doświadczeniu uczucia dostępu do tzw. wiecznej rzeczywistości, przy równoczesnym podtrzymywaniu doznania „ja jestem”. Wpaja się nam, że możemy znaleźć się w lepszym miejscu (raj, niebo, lepsza reinkarnacja), w formie tej konkretnej tożsamości „ja”. W większości religii angażujemy się więc w drogę duchową w taki sposób, aby nie zagrażać naszej tożsamości. Wtedy uczucie „ja jestem” jest nadal podtrzymane i pielęgnowane, co dodatkowo je wzmacnia.

Kiedy uświadomimy sobie, że nasze doznanie odrębności i osamotnienia wynika z istnienia i wzmacniania wrażenia „ja jestem”, nasze podejście do praktyki ulegnie zmianie. Zdamy sobie sprawę, że poczucie oddzielenia nie jest czymś stałym. Potwierdzi się wtedy to, co przeczuwaliśmy lub doświadczaliśmy czasami – że uczucie „ja jestem” jest wciąż na nowo kreowane. Dopiero wtedy dopuścimy możliwość, że kiedyś może ono zniknąć. To, co według powszechnego rozumienia tworzy i definiuje nas jako ludzi, czyli nasza świadomość, w zen nie jest czymś stabilnym. Przy takim podejściu nasza tożsamość wciąż się kreuje i jest podtrzymywana dzięki zdolności umysłów do identyfikowania się z emocjami, uczuciami, odtwarzaniem wspomnień, a więc dzięki naszej pamięci. Jest to oczywiście niezbędny mechanizm do życia w codzienności, w jakiej jesteśmy teraz. Jednak ceną, jaką płacimy za stałe utrzymanie tożsamości, jest odrębność, która tworzy poczucie zamknięcia i odgrodzenia od czegoś większego niż „ja”.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *