Jeśli jesteście ciekawi odpowiedzi Alexandra Poraj- Żakieja na ważne pytania zadane przez praktykujących podczas sesshin, to zapraszamy do najnowszego wpisu na Blogu oraz do lektury książki „ZEN w codzienności”.

Jedno z pytań zadanych na sesshin zen linii Pusta Chmura brzmialo:
„Buddyjski zen jest mocno zogniskowany wokół Buddy. W linii zen Pusta Chmura brak takiego centrum. Nie dostrzegłam tu żadnych substytutów Buddy. Od początku mamy do czynienia z pracą ze świadomością i tożsamością – bez żadnych „podpórek”. Czy poprzez to praktyka, przynajmniej na początku, jest trudniejsza?”.

Ważne, abyśmy ćwicząc zen w ramach duchowości nie popadali w religijność, czyli nie szukali obiektu do czczenia. Szczególnie istotne jest to w przypadku zen, gdzie już od samego początku istotna jest samodzielność w podążaniu ścieżką praktyki. Nie powinniśmy opierać się na kimś, czy to na nauczycielu czy na symbolicznym Buddzie. Ważne, aby nie było projekcji ani na kogoś, ani na coś. Mistrz Rinzai powiedział: Jeśli spotkasz na drodze buddę, zabij go. Słowa te możemy rozumieć w następujący sposób: w momencie, kiedy odrzucimy ostatni koncept i skruszy się nasze ego, uświadomimy sobie, że jesteśmy Jednością i zrozumiemy, że trzeba zapomnieć nawet o zen jako idei.

Szukanie oparcia w kimś czy czymś, patrzenie wstecz czy w przyszłość, w nadziei na coś lepszego, jest poszukiwaniem punktu odniesienia i podtrzymuje w nas poczucie „nie mam”, „nie jestem”, „kiedyś będę miał, ale w zależności od …”. Pamiętajmy także, że w zen nie ma ani stopni, ani etapów – zawsze jesteśmy początkujący. Jak znacząca jest samodzielność w podążaniu ścieżką zen i nie przywiązywanie się do tzw. buddy, pokazują również koany. W jednym z nich uczeń pyta mistrza Hogena: Ja, Echo, pytam cię mistrzu. Czym jest Budda?, na co mistrz odpowiada: Ty nim jesteś Echo. W innym z kolei mistrz Baso odpowiada na to samo pytanie: Umysł jest Buddą, a innemu uczniowi mówi: Ani Umysłem, ani Buddą. Uczeń mistrza Tozana otrzymuje jeszcze inną odpowiedź: Trzy funty lnu, a uczeń Ummona zaskakującą dla nas współcześnie: Suszony gnój.

Zen, a szczególnie tak zwany dojrzały zen – liczony od szóstego Patriarchy, dał początek czemuś wyjątkowemu – jednorazowemu, czyli odnalazł sedno wglądu buddyjskiego w jakąkolwiek rzeczywistość. W ślad za tym pojawiło się stwierdzenie, że to, czego szukają adepci zen, czyli oświecenie, jest zawsze dostępne. Nieprawdą jest, że ktoś doświadczył tego kiedyś i dopiero od tego momentu ten stan jest możliwy do osiągnięcia przez innych. Oświecenie jest po prostu uświadomieniem sobie absolutnej pustki i jedności rzeczywistości bez względu na kogoś czy na coś. Medytację zen prowadzimy więc w duchu tej bezpośredniości. Nie ćwiczymy licząc na przeżycie czegoś – my za każdym razem doświadczamy, że to JEST. Poprzez zazen wyrażamy naturalny stan. Jednak nie na zasadzie, że on dopiero zaistnieje dzięki siedzeniu, ale że on już jest, a dzięki treningowi zen może przebić się poprzez filtry
myśli do naszej świadomości.

W pewnym momencie praktyki może pojawić się uczucie osierocenia, opuszczenia. Kiedy odrzucimy wszystkie idee, koncepty, na których do tej pory wspierała się nasza tożsamość, wtedy poczujemy, że nie ma nic, do czego moglibyśmy się teraz odwołać. Jest to ważny etap, który jednak u pewnych osób może potrwać przez długi czas. W zależności od tego jak długo będziemy czuli się odrzuceni, opuszczeni, tak długo będziemy potrzebowali wsparcia, a więc szukali go na zewnątrz – w ludziach czy w ideach.

 

 

Najnowszą książkę Alexandra Poraj-Żakieja „ZEN w codziennosci” można kupić m.in. TUTAJ

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *