Jak z punktu widzenia zen można spojrzeć na buddyjską zasadę „przyczyna-skutek”?
Trudno w kilku zdaniach odnieść się do tak postawionego pytania. Należy raczej spojrzeć na nie z innej strony. Patrząc przez pryzmat zen mamy kompletnie inne zrozumienie przyczyny i skutku. Można nawet powiedzieć, że z pewnej perspektywy istnieje przyczyna i skutek, a z pewnej już nie …
Dobrym przykładem, który to obrazuje jest fakt ucieczki: póki uciekasz, to ktoś cię goni, kiedy zatrzymasz się i przestaniesz uciekać, pogoń się skończy. Gonienie „stwarza się” poprzez twoją ucieczkę.
Jeśli z punktu widzenia zen popatrzymy na rzeczywistość, którą cały czas tworzymy przecież poprzez myślenie, oddzielanie i rozróżnianie, to inaczej też spojrzymy na tzw. przyczynę i skutek.
Mistrz Eckhart pisze w jednym ze swoich kazań, że głównym grzechem jest negacja – słowo „nie”, które stwarza oddzielenie. Poprzez to słowo, czy nawet postawę niezgody na coś, zaprzeczamy jedności. Na przykład negacja jest podstawą powtarzania pewnych rzeczy w rodzinie, a siła nawyków jest tak wielka, że czasami nawet lata terapii nie przynoszą skutku. Mało osób potrafi obudzić się, czyli zobaczyć jak naprawdę JEST, jaki jest mechanizm tych procesów w rodzinie. To czy jesteśmy wystarczająco elastyczni i potrafimy „obudzić się” np. po ustawieniach systemowych, zależy od wielu rzeczy. Jest uwarunkowane m.in. tym, że nie jesteśmy czymś stałym, tylko cały czas tworzymy się, jesteśmy bardzo złożonym procesem, a nasza jednostkowość dopiero ujawnia się w procesie tworzenia.
Niektórzy ludzie czują beznadzieję takiego założenia (trudność w przełamaniu pewnego wzorca w rodzinie). Brakuje im poczucia ,że mają moc sprawczą. Tymczasem cała praca, którą możemy podjąć np. po ustawieniach systemowych, kiedy zobaczymy jak pewne rzeczy funkcjonują, polega na tym, aby zobaczyć JAK JEST, a nie coś poprawiać. To zobaczenie jak jest, jak to działa, jest już wyzwoleniem, nawet jeśli ta prawda jest dla nas bolesna. Podejście, że zobaczymy jak to działa i poprawimy to, aby już nigdy to się nie powtórzyło, jest złudzeniem. Co więcej, jest prawie gwarancją powtórki. Dlatego w niektórych rodzinach pewne schematy zachowań powielane są właśnie w oparciu o ten mechanizm.
Patrząc przez pryzmat zen na sytuacje, które my oceniamy jako trudne, warto przyjąć to, co jest i przeżyć to, mimo, że jest dla nas niewygodne i niekomfortowe. Życie chce być po prostu przeżyte i zmusza nas do doświadczenia, czyli właśnie przeżycia pewnych rzeczy, one niemal wracają w rodzinach na przestrzeni lat. Można więc pokusić się o stwierdzenie, że główne przykazanie brzmi: przeżyj.
Umiejętność pełnego przeżywania, bycia w stanie czystej uważności, jest pewnego rodzaju wyjściem poza przyczynę i skutek. Można nawet powiedzieć. że nie przeżywając tego, co jest tworzymy przyczynę i skutek. Nasza chęć, aby było inaczej, powoduje, że wyobrażamy siebie, że może być inaczej i zaczynamy coś robić w tym kierunku. Jednak to „robienie” nie jest w stanie zmienić głównego nurtu tego co się dzieje, tworzy tylko nową konstrukcję, która początkowo wydaje nam się stabilna, tymczasem i tak się zburzy …
Jaki jest sens życia z punktu widzenia zen?
Sens jest prosty: przeżycie go, czyli przyjęcie, doświadczenie w całości, nie dzielenie na lepsze, gorsze, wolę, nie chcę … Życie ma taką głębię i przestrzeń, a my doświadczamy z tego tylko małą część. To tak jakbyśmy przez słomkę patrzyli w kosmos …
Czy w zen są kryteria dobra i zła, zbiór zasad według których należy postępować? Jeśli nie, to czym należy się kierować podejmując decyzje?
Podejście typu: „nie czyń drugiemu, co tobie nie miłe”, „bądź miłosierny”, „prawda jest tylko jedna”, są tylko i wyłącznie osobistymi podejściami do rzeczywistości i stworzeniem sobie koncepcji rzeczywistości. Tymczasem, tak naprawdę chodzi o przeżycie tego CO JEST, a nie zastanawianie się według jakich zasad to zrobić.
Jest to oczywiście trudne do wyjaśnienia, ponieważ od najmłodszych lat posługujemy się językiem dualności, który określa i opisuje wszystko poprzez rozróżnianie (dobry-zły, miły- nie miły). Zaczyna to być jaśniejsze i intuicyjnie wyczuwalne po pewnych doświadczeniach duchowych, kiedy doświadczymy bezczasowości i jedności wszystkiego.
W jednym z kazań Mistrz Eckhart mówi, „zejdź Bogu z drogi”- odnosząc to do zen: nie poprawiajmy życia, idźmy z jego nurtem, bądźmy z nim jednym, czyli przeżywajmy go. W zen patrzy się na rzeczywistość przez pryzmat „w zależności od”, czyli nie ma jednej stałej zasady do reakcji w jakiejś sytuacji. Rzeczywistość nie jest przecież czymś stałym, tylko zmienia się, jest dynamicznym procesem- podobnie jak nasza tożsamość „ja jestem”. Ważne, aby w danej sytuacji poczuć ją, zobaczyć JAK JEST TERAZ.
Sztywne reguły możemy porównać do środków znieczulających, które oddalają nas od zobaczenia jak jest teraz i każą nam działać według zasady „właśnie tak się robi”. Reguła często zastępuje popatrzenie JAK TO TERAZ JEST i zdejmuje z nas odpowiedzialność za rzeczywistość. Zen nie porusza się po koncepcjach, tylko po doświadczeniu. Punktem odniesienia powinno być to, CO TERAZ się dzieje, a nie to, co JA myślę czy co uważam za dobre, a co za złe. Życie z takim podejściem jest wyzwaniem i staje się bardziej intuicyjne po poczuciu esencji zen.
Nawiązując jeszcze do koncepcji dobra i zła, nieba i piekła, czyli nagrody i kary, warto wspomnieć, że w buddyzmie odpowiednikiem diabła z chrześcijaństwa była mara. Natomiast jeden z mistrzów zen, Linji, marą nazwał wątpienie, czyli zaprzeczenie jedności, rozdział na chcę- nie chcę, dobre-złe, podoba mi się-nie podoba. Już w wierszu Trzeciego Patriarchy Zen czytamy:
Kiedy Umysł i każdy wierzący umysł
nie różnią się od sobie,
Nierozdzielone- każdy wierzący umysł i Umysł,
Tracą sens wszelkie słowa.
oraz
Jeden we wszystkim,
Wszystko w Jednym-
jeżeli to pojmiesz
nie musisz się już martwić o bycie doskonałym.
Brak rozróżniania automatycznie eliminuje potrzebę zasad, reguł, etyki, moralności- wtedy wszystko JEST … Co więcej, nawet nasze myślenie o jedności wszystkiego jest także kolejnym konceptem – tak jak mówi wiersz Trzeciego Patriarchy:
To co podwójne, istnieje z powodu Jednego;
Nie przywiązuj się jednak nawet do tego Jednego.
Podobnie Tauler, uczeń Mistrza Eckharta zachęcał:
… zanurz się w swej głębi, w swej nicości. Niech runie na ciebie wieża z wszystkimi dzwonami, niech się zwalą na ciebie wszyscy diabli z całego piekła, niebo i ziemia ze wszystkimi stworzeniami! Wszystko to wspaniale Ci wyjdzie na pożytek. Zanurz się tylko, a wszystko pójdzie jak najlepiej dla ciebie.
Jest to swojego rodzaju zachęta do „przesiedzenia” tego, co trudne, na poduszce. Nie chodzi o poprawianie czegoś, o przemyślenie czegoś czy zrozumienie, ale o bycie w tym doświadczeniu, nawet trudnym i bolesnym, nie tylko podczas zazen na poduszce, ale przede wszystkim w codzienności.