Rozwój osobisty, doskonalenie potencjału, nabywanie nowych umiejętności, bycie coraz lepszym, piękniejszym, młodszym, sprawniejszym, osiągającym sukcesy, zawsze uśmiechniętym, w dobrej formie, to klimat współczesności. Duchowość i jej powierzchowna postać, potocznie rozumiana jako relaks, spokój, harmonia, obietnica wiecznej szczęśliwości, życie bez wysiłku, zmagań, problemów, bólu. Moda na medytację, rozwój duchowy, harmonię w życiu rozumianą w opozycji do zła, cierpienia, napięć, konfliktów są dzisiaj szczególnie popularne. Wszystko to obiecuje eliminację tego, czego nie chcemy, bo jest trudne, bolesne, wymagające wysiłku, rezygnacji z wygody i podjęcia działania, własnej zmiany – rezygnację z bezpiecznego i wygodnego status quo.
Trudno się dziwić, że razem z doskonaleniem i uciekaniem od prozy życia w rozwoju osobistym mamy też tendencję do uciekania od niej w praktykowaniu i rozumieniu współczesnej duchowości.
Jak to się dzieje, że wszyscy się rozwijamy, kształcimy, doskonalimy, medytujemy, a rzeczywistość i to, co wokół nas, tak pełne jest bólu, niesprawiedliwości, znieczulenia na cierpienie? Jak to się dzieje, że zdecydowana większość osób praktykujących różne formy rozwoju osobistego czy duchowości żyje jakby obok nich, nie wprowadzając ich w życie, nie czując przy tym ani odrobiny dyskomfortu. Nie widząc związku z głoszonymi przekonaniami a ich realizacją w swoim życiu?
Zadziwiająca może być tendencja, że wielu nauczycieli, terapeutów, lekarzy, przewodników duchowych nie czuje niespójności w fakcie, że głoszenie pogladów, idei i zasad, nie idzie w parze z życiem, że wymaganie ich wdrażania w życie dotyczy innych, ale nie siebie. Wydawałoby się, że to kompletnie arogancka postawa i być może skrajna postać narcyzmu (używając terminologii psychologicznej), czyli pewnej tendencji charakterologicznej, która ze swojej natury ma w swojej „urodzie” postawę nieuzasadnionej wyższościowości wobec otoczenia.
Patrząc przez pryzmat poziomów świadomości ego tej niespójności już tak nie zinterpretujemy. Zobaczymy bowiem różnorodność w sposobie i możliwościach rozumienia i traktowania świata.
W rozmytym polu świadomości namierzamy wyraźne, idealizowane, wspaniałe cele, miejsca, ludzi. Poszukujemy ich w nadziei, że sama ich obecność przemieni nasze życie i uczyni je wspaniałym, wyjątkowym i pozbawionym wad. Nie jest to wybór, ale jedyna możliwa samodzielna potencjalność ruchu. Nie możemy z tego poziomu zobaczyć nic więcej. Jeśli nie widzimy, to nic nie zrobimy, bo zupełnie nie wiemy co moglibyśmu zrobić, nie istniejemy bez tego zewnętrznego punktu odniesienia. Nie jesteśmy w stanie rozróżnić naszego życia od życia otoczenia. To nieodróżnienie siebie wyklucza możliwość wzięcia odpowiedzialności za to jak żyjemy. W przeżyciu zazwyczaj jesteśmy częścią czyjejś wspaniałości albo ofiarami losu, niesprawiedliwości, „złych ludzi”.
Jak będzie wtedy wyglądała nasza droga duchowa? Będzie zdeterminowana na osiąganie oświecenia, zazwyczaj we wspaniałym miejscu, u najlepszego mistrza, który ma być gwarantem życia pozbawionego trosk, wysiłku i wszelkich zmartwień- coś w rodzaju raju na ziemi. Naszą motywacją do podjęcia praktyki będzie więc oświecenie i uczucie spokoju i szczęścia z dala od przeżywania swojego życia. Będziemy „ponad to” co zwyczajne, wymagające zaangażowania i nie dające poczucia wyjątkowości. Duchowość będzie dostarczać nam symbiozy i upojenia. Codzienność będziemy widzieli jako coś nieistotnego, zbędnego, będzie się zdarzać, że ją porzucimy w imię „wyższych celów”, albo zaniedbamy bez żalu.
Egocentryczne pole świadomości będzie nas prowadzić do rozwoju osobistego lub duchowego dla własnych zysków. Mogą to być status, korzyści materialne, pozycja, wladza lub atrakcyjność społeczna. Ponieważ widzimy i przeżywamy tylko siebie, a świat traktujemy jako miejsce, które ma nam służyć, którego możemy używać dla siebie, własnego dobrostanu, korzyści. Wszystko, co takie nie będzie, będzie nam sprawiało kłopot i stanie się problemem. „Świat jest zły, bo mi nie służy, powoduje, że ja cierpię, czuję niewygodę- więc trzeba zmienić świat- bo wtedy ja będę się czuł dobrze- a przecież właśnie o to chodzi w życiu” – taka będzie nasza narracja.
Taka bazowa postawa nie jest- jak się potocznie wydaje- kwestią wyboru, czy złej woli- jest jedynym, naturalnym sposobem widzenia i rozumienia życia. Podobnie jak aktor w snopie światła nie widzi nic, co wokół niego. Może to wiedzieć intelektualnie, ale naturalną tendencją będzie zajmowanie się sobą i swoimi celami. Zatem motywacja do rozwoju osobistego czy duchowego będzie kompatybilna do doświadczania i myślenia o świecie. Towarzyszy wtedy myśl: „trzeba zmienić świat, bo przez to zmieni się moje życie (będę się czuć dobrze). Ja jestem ok”.
Autentyczna zdolność do brania odpowiedzialności za swoje życie i wybory zaczyna się dopiero od dojrzałego ego, kiedy nasza przestrzeń świadomości jest na tyle szeroka, że widać w niej i odrębność, i współzależność ze światem- wiemy już w tej perspektywie, że możemy zmieniać tylko siebie i wtedy świat wokół nas też się zmienia. Sięgamy po rozwój osobisty lub duchowy, żeby więcej rozumieć i godnie żyć nie wykluczając bolesnych i trudnych aspektów życia. Wiemy, że są jego częścią i są z tymi pięknymi aspektami współzależne. Mamy w tej przestrzeni szanse na przeżycie wewnętrznej wolności od napięcia, że to my decydujemy o tym jak świat wygląda, możemy sięgnąć do uczucia pokory, które daje ulgę i buduje zaufanie do głębszego porządku, którego wszyscy jesteśmy częścią i z czasem, dalszą podróżą w głąb siebie – doświadczyć go ze świadomością, że wszyscy jesteśmy jego przejawem …
Na tym poziomie świadomości przestajemy mieć pretensje do siebie, świata i ludzi, bo zaczynamy widzieć i rozumieć trochę jaśnie … Odkrywamy nieznaną dotąd perspektywę, która przewartościowuje nasze rozumienie, doświadczamy akceptacji głębokiego porządku życia, niezależnego od naszej woli i pomysłów i dopiero w tym miejscu mamy wybór – możemy stawiać mu opór, walczyć, albo zaryzykować z nim współbrzmienie, podobnie jak ryzykujemy ustawiając żagle zgodnie z wiatrem pozwalając mu się prowadzić … Od tego miejsca wiemy, że jedyną drogą do zmiany jest praca nad wrażliwością naszych „sterów”, a nie „naprawianie” kursu wiatru albo innych żaglówek według własnego pomysłu 🙂