Poniedziałek, wtorek, środa … Pędzimy, gonimy, organizujemy się. Pomiędzy wyzwaniami zawodowymi, dziećmi i domem próbujemy sprostać promowanemu stylowi życia. Szybko, dużo, do przodu … Coraz szybciej, coraz więcej, lepiej, inaczej …
Codzienność. Życie. Autopilot. Zapominamy, albo zaniedbujemy to, kim tak naprawdę jesteśmy. Nie potrafimy odróżniać tego, co czujemy od tego, co myślimy. Tego, czego tak naprawdę potrzebujemy od tego, co przyniesie nam doraźne zyski. Inwestujemy w coraz doskonalszą formę, zaniedbujemy treści. Mylimy formy z treścią. Rozmywamy nasze życie w nadmiarze bodźców i niespełnialnych obietnic. Gubimy refleksję, wewnętrzny azymut, kontakt z intuicją, wewnętrznym cichym przewodnikiem … Głęboką, wszechobecną esencją nas samych, miłością.
Przeczuwając, bardziej albo mniej świadomie, że nią jesteśmy, szukamy dostępu do siebie. W różny sposób rozumiejąc sens i cele życia inwestujemy w religie, idee naprawy świata, poprawianie rzeczywistości czy modny dziś rozwój osobisty. W zależności od etapu życia i poziomu świadomości, po którym się poruszamy, podejmujemy różne aktywności. We wszystkich tych poszukiwaniach, działaniach, podejmowanych wysiłkach, prowadzi nas wewnętrzna tęsknota za poczuciem spełnienia. Wszyscy jej doświadczamy, różnimy się tylko proporcjami i tym, w jaki sposób ją interpretujemy.
Od tego też (proporcji i sposobu narracji ) zależy w konsekwencji sposób w jaki rozumiemy i doświadczamy swojej najgłębszej istoty. Szukać jej możemy, i tak też robimy, w przeróżnych aspektach życia: związkach, rodzinach, sukcesach, w ideach politycznych lub humanitarnych, w praktyce duchowej. Jeśli zdecydujemy się na drogę rozwoju osobistego, duchowego sięgniemy m.in. po medytację.
Potoczne rozumienie tego treningu kojarzy się z zabiegami relaksacyjnymi i osiąganiem stanu „błogości” ponad prozą życia. Uczuciem podobnym do obiecywanego przez niektóre idee stanu wiecznej szczęśliwości i wolności od przykrych przeżyć. Można to porównać do obietnicy przebywania w stanie permanentnego stanu upojenia. Stanu, który jest nam wszystkim dostępny poprzez stan zakochania, seks czy używki.
W rozmytym polu świadomości ego właśnie tak będziemy interpretować miłość: przyjemne uczucie wszechogarniającej błogości i brak zainteresowania i zaangażowania w cokolwiek innego – wyjątkowe uczucie. Motywacją do sięgania po trening medytacyjny (albo inne formy rozwoju osobistego) będzie osiąganie właśnie tego stanu i eliminowanie przykrych przeżyć, sytuacji, które je generują i własnych ciemnych stron osobowości.
W egocentrycznym polu świadomości będziemy dążyć do wglądu, poznania, doświadczenia istoty bytu, sensu naszej egzystencji. Szukania sposobu, który spowoduje, że nasze życie będzie wyglądało tak, jak tego chcemy. Życie spełniające nasze potrzeby. Będziemy dążyć do tego, żeby dostać od świata miłość (co w tym polu świadomości oznacza bycie ważnym, w centrum uwagi, kochanym i uznawanym). Będzie nam się należała atencja, miłość i zachwyt od świata. A wszechświat będzie szczęśliwy z powodu naszej obecności 😉 Ten stan ducha będziemy nazywać miłością.
Dopiero w przestrzeni ego dojrzałego doświadczymy równoważności z innymi ludźmi i współodpowiedzialności za jakość życia. Zdamy sobie sprawę ze współzależności ze światem. Poczucie współodpowiedzialności będzie nas prowadzić do atencji wobec wszystkich napotkanych sytuacji, nie tylko tych, które będą źródłem naszych korzyści, czy przyjemności. Zaangażujemy się we wszystko, co służy szerszemu dobru. Nasze poszukiwania głębszego wymiaru będą miały w swojej intencji dobro dla wszystkich, nie tylko własny zysk. Miłość będziemy rozumieć jako stan obdarzania uczuciami innych ludzi na równi z jej otrzymywaniem. Doświadczaniem świata z akceptacją wszystkich jego elementów, również tych niechcianych i bolesnych. Będziemy zdolni do wzajemności. Podjęty rozwój duchowy, medytacja będą „służyć” szukaniu odpowiedzi na egzystencjalne pytania, szukaniem szerszej perspektywy, porządku życia, doświadczeniem jego sensu w głębszym wymiarze, szukaniem wsparcia w akceptacji bólu i cierpienia, nie tylko własnego.
Dopiero jednak w przestrzeni poza egocentrycznej doświadczymy siebie jako przejawu wszechogarniającej miłości, połączenia ze wszystkimi i wszystkim, pełnej, akceptującej istoty życia. Faktu współistnienia i współtworzenia każdej najmniejszej chwili i absolutnego wpływu naszych myśli, uczuć i intencji na jakość tego, co nazywamy światem i życiem, z absolutnie wszystkimi jego elementami. Tymi, które oceniamy jako dobre i tymi, o których myślimy, że są zbędne, złe i niepotrzebne, kiedy oglądamy życie z perspektywy egocentrycznej. Doświadczymy świadomości, że każdy nasz wybór i działanie powoduje skutki wszędzie i składa się na wszystko to, co się dzieje w całym świecie. Dualizm, podziały, ocenianie okażą się przeszkodą w doświadczaniu naszej najgłębszej istoty, stawaniu się miłością (która w tej przestrzeni nie jest uczuciem, a można ja porównać do stanu absolutnej akceptacji i jedności ze wszystkim i wszystkimi). Doświadczenie tej przestrzeni pozostawi w nas ślad akceptacji, pokory i szacunku do wszystkich elementów naszego życia. Ślad pola miłości, której jesteśmy przejawem i które nie wyklucza nikogo i niczego.
Rozwój świadomości jest naszą naturalną tendencją, tak jak i przejawem natury jest nasz wzrost od dzieciństwa poprzez dorosłość, do starzenia i umierania. Ochota czy uporczywe trzymanie się jakiegoś etapu naszej świadomości przypominać może niezgodę małego dziecka na to, że staje się z czasem dorosły i jego perspektywa życia zmienia się w naturalny sposób. Możemy walczyć, czy nie zgadzać się z naszą wewnętrzną naturą, której jesteśmy przejawem, ale chyba jeszcze nikt nie zdołał z nią wygrać 🙂
Zatem, czy chcemy, czy nie, pozostaje nam wszystkim droga do znalezienia dostępu do tego, kim tak naprawdę jesteśmy i jakości, jaka za tym idzie. Wygląda na to, że jesteśmy wszyscy poddani bezlitosnemu porządkowi, którego naruszanie, na każdym poziomie powoduje to, co nazywamy cierpieniem.
I chyba nie jest to zła perspektywa 🙂
„I poznacie prawdę a prawda was wyzwoli”
Jaką prawdę? – o sobie.
„Zbawiony być może, kto się dążeniem wieczystym trudzi”