Na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat zmieniło się niemal wszystko. Przede wszystkim – dostęp do dóbr materialnych, dóbr kultury czy możliwość podróżowania po całym świecie. To fantastyczna perspektywa móc poznawać inne kultury, odpoczywać nad ciepłym morzem czy zorganizować wyprawę na drugi koniec świata! Żyjemy w dostatku możliwości, ale czy umiemy go docenić? Cieszyć się nim? Doświadczać wdzięczności, że przyszło nam żyć w miejscu, gdzie nie ma wojen, przemocy, głodu? Doświadczać przyjemności patrząc na to, co mamy i jak żyjemy?
Patrząc na fakty – nie czujemy się bardziej szczęśliwi, zadowoleni z życia. Trudno nam o zwyczajną, życzliwą uwagę i czas na to, by celebrować codzienność w tych momentach, które by na to zasługiwały. Dlaczego? Jak to się dzieje, że żyjąc w zewnętrznie dostępnym dostatku przeżywamy niedosyt, odczuwamy nadzieję na lepsze, szczęśliwe życie w przyszłości, warunkowane zdobyciem następnych dóbr.
Można by powiedzieć, że to wina systemu społeczno-gospodarczego, który używając wszystkich możliwych, często nieuczciwych środków, kusi osiągnięciem szczęścia poprzez następne, zewnętrzne zdobycze. Niezależnie, czy są to zdobycze materialne, mentalne, czy duchowe. Przynętą tej strategii jest OBIETNICA osiągnięcia szczęścia wolnego od problemów i trosk. Obietnica tworzy perspektywę, że jutro będzie lepiej, więc to, co dzisiaj nie jest wystarczająco wartościowe.
Jednak system tworzymy wszyscy. Bank nie może sprzedać następnego kredytu, który zwiąże nas z nim na następne kilkadziesiąt lat, jeśli nie zapragniemy mieć większej niż do tej pory „rezydencji”. Ta propozycja musi trafiać na nasz niedosyt i niezadowolenie z tego, co mamy. I tak, swoją nieuwagą, pogonią za zewnętrznymi „atrakcjami” i obietnicami współtworzymy absurd współczesności: pracujemy coraz więcej, coraz mniej czasu mając na proste, dobre życie.
W pogoni za gadżetami, wyjątkowymi stanami emocjonalnymi mylimy doraźną ekscytację i wygraną rywalizację z poczuciem wewnętrznego spełnienia i jakości życia opartej na akceptacji i współodpowiedzialności. Na portalach społecznościowych kreujemy ten sam, okrojony o zwyczajność, słabości i cierpienie, wizerunek. Wizerunek zamiast żywych autentycznych kontaktów, które w swojej istocie są wielobarwne i zawierają również problemy, konflikty, frustracje i bezradności. Wierzymy, że życie jest możliwe bez tych aspektów.
Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego też w obszarach rozwoju osobistego i duchowego ulegamy tym samym pokusom? Wierzymy w obietnicę „raju na ziemi”, stanu wiecznej szczęśliwości i euforycznych stanów ducha, jako czegoś, co jest możliwe na stałe?
Odpowiedź, która, patrząc z perspektywy psychoterapeutycznej, przychodzi w prosty sposób do głowy, to fakt, że nie chcemy doświadczać bólu, cierpienia, bezradności, słabości, zranionych uczuć i swojej ciemnej, niechcianej strony. Nie potrafiąc się z nimi obchodzić, uciekamy od tego, z czym sobie nie radzimy, albo od tego, czego nie chcemy, uznając, ze możemy decydować o porządku świata według własnych wyobrażeń i potrzeb. Zaczynamy pogoń za szczęściem na zewnątrz nas samych. To pierwszy krok do „kupienia obietnicy” i w dalszej konsekwencji niespełnienia i stałego poczucia braku. Zapominamy, że nasza istota leży w głębokim, wewnętrznym stanie akceptacji.
Wszyscy potrzebujemy kochać i być kochani, być ważni dla siebie i otoczenia, w którym żyjemy. Potrzebujemy szacunku, uwagi i przyjęcia ze wszystkimi zaletami i wadami, czy słabościami. Potrzebujemy mieć poczucie, że to czym się zajmujemy ma jakiś sens, wartość. Tęsknimy za poczuciem spójności i spełnienia. Ufamy osobom, które niczego nie udają, czujemy się w ich towarzystwie szanowani. Cenimy kontakty, które są otwarte i autentyczne, bo sami za tym tęsknimy. Jesteśmy wówczas wolni od spięcia i przymusu kontroli tego jak wypadamy w oczach oczekiwań i przyjętych konwencji.
Czujemy, że prostota i autentyczność to atmosfera, w której możemy się rozluźnić i otworzyć. Nie musimy niczego kreować, ukrywać słabości czy udawać, że jesteśmy wolni od wad. Wreszcie możemy odpocząć. Podjąć to, co trudne, zareagować na krzywdę w prosty bezpośredni sposób, w zależności od tego, co dzieje się tu i teraz, w tej chwili, w tej sytuacji. Cieszyć się samym byciem.
Taki stan, atmosfera czy potencjalność nie są możliwe bez AKCEPTACJI i oswojenia z własnymi wewnętrznymi ranami, przyjęciem własnych słabości, doznanych upokorzeń, odrzucenia, czy zaniedbań. Nie doświadczymy wewnętrznie stanu akceptacji nie przyjmując wszystkiego, co mamy w sobie. Dopiero też, akceptując w pełni samych siebie, jesteśmy zdolni do zaakceptowania i rozumienia innych ludzi i szanowania wszystkiego, co w sobie noszą. Dopóki czegoś nie chcemy przyjąć, uciekamy od życia, które ma je w sobie wszystkie. Mając w sobie niezgodę na fakty, jesteśmy skazani na ucieczkę i łapanie „obietnic” w zastępstwie doświadczania miłości w szerszej perspektywie niż tylko w stanie przemijających stanów zakochania i ekscytacji, czy stanów euforii na przemian z przygnębieniem i cierpieniem. Brak akceptacji powoduje też, że skazujemy się na nieustająca walkę z niesprawiedliwością, tymi złymi ludźmi gdzieś na zewnątrz, poza nami samymi, lokując w nich przyczynę cierpienia.
Tymczasem jesteśmy częścią świata, współtworzymy go i jesteśmy współodpowiedzialni za to, co wokół. Jeśli chcemy, żeby życie miało lepszą jakość- zacznijmy od siebie.
Życząc nam wszystkim, by czas wakacji był również okazją do zatrzymania i autorefleksji, mam nadzieję, że każdy dzień stanie się okazją do przeżywania wszystkich uczuć i uznania, że wszystkie one są równie ważne. To, paradoksalnie, pierwszy krok do uwolnienia się od nich 🙂
___________________
Zapraszamy na sierpniowy warsztat Joli Toporowicz „Rozpoznawanie uczuć”!
Szczegóły —> TUTAJ