Bazując na wieloletnim doświadczeniu pracy z ludźmi i ich problemami, utwierdzam się tylko w tym, że zagadnienia psychosomatyki są nie tylko bardzo ciekawym, ale coraz bardziej inspirującym mnie zagadnieniem. Współczesna nauka już dość jasno wskazuje na ścisły związek pomiędzy naszym ciałem, a naszą kondycją psychiczną i samopoczuciem. Tak więc fakt współzależności wszystkich sfer naszego życia staje się powoli oczywistością i nową jakością w świadomości.
Jako psychoterapeutka z wieloletnim doświadczeniem mogę śmiało powiedzieć, że prawie wszystkie dolegliwości emocjonalne, które są naszym udziałem, mają swoje źródło w nierozwiązanych konfliktach wewnętrznych. Konflikty te to zazwyczaj kolizja pomiędzy naturalnym „przepływem życia” (rozumianym tutaj jako ekspresja potrzeb – zarówno biologicznych, emocjonalnych, mentalnych, ale też egzystencjalnych), a nabytymi mechanizmami obronnymi i zbudowanymi na nich przekonaniami o tym, co nam w życiu służy, a co nie. Każdy ruch w stronę niezgodną z tymi naturalnymi siłami spowoduje napięcie w ciele, które – jeśli nie zostanie zidentyfikowane na poziomie konfliktu i nie zostanie „puszczone” – tworzy swoisty ”zator” i zacznie materializować się na poziomie ciała. Początkowo jako ledwie zauważalne dolegliwości, a z czasem jako choroba.
Mówiąc w skrócie i w bardzo dużym uproszczeniu: mamy kłopoty ze zdrowiem, wtedy jeśli nie znamy swoich naturalnych potrzeb i nie umiemy o nie dbać, albo mamy inny „pomysł” na to, jak życie i nasz w nim udział, powinien wyglądać, nie bacząc przy tym na prawa Natury, których częścią jesteśmy, niezależnie od naszych na ten temat poglądów i opinii 🙂
Krótko mówiąc: albo żyjemy w zgodzie z Naturą albo chorujemy poprzez tworzenie przeszkód w przepływie życia. Dotyczy to ekspresji każdego rodzaju potrzeb – począwszy od biologii, emocji i uczuć, aż po potrzebę wyrażania siebie i poczucie sensu życia. Na najgłębszym, dostępnym ludzkim zmysłom poziomie, istota Natury przejawia się jako bezwarunkowa miłość i akceptacja wszystkich przejawów życia, jako harmonia. Zakłócenie tego właśnie porządku prowadzi do konfliktów i cierpienia.
Historia ludzkości nie jest, jak wiemy, opowieścią o idealnym stanie rzeczy, wszyscy jesteśmy uwikłani w konsekwencje zakłóceń na tym głębokim poziomie. Oczywiście można się przyglądać temu porządkowi z różnych poziomów świadomości. Patrząc przez pryzmat doświadczenia psychoterapii widać, w jaki sposób powstają konflikty. Namierzając ich źródło w różnych okresach życia człowieka, jak i widząc w nich konsekwencję historii naszej rodziny czy kultury mamy szansę się z tym uporać.
Jak zatem można „wyleczyć chorobę” przy pomocy psychoterapii?
Po pierwsze, osoba, która ma na to nadzieję uświadamia sobie, że fakt, iż choruje chroni ją przed zmianą, która na nieświadomym poziomie wydaje się zagrażająca, albo – na świadomym poziomie – niemożliwa do podjęcia. Zazwyczaj dotyczy to utknięcia w toksycznej sytuacji, którą racjonalizuje jako najlepszą z możliwych albo konieczną do „wytrzymywania”. Bardzo często argumentami są tutaj: dobro dzieci, wspólny interes, zyski, które można stracić status społeczny, wizerunek itp.
To, że osoba cierpiąca tkwi w tej sytuacji wiąże się zazwyczaj z brakiem kompetencji do wzięcia odpowiedzialności za swoje życie w opozycji do nabytych przekonań, a więc z lękiem przed konsekwencjami takiej decyzji, ale też z nieświadomą, zablokowaną reakcją na podobną sytuację w dzieciństwie.
Co możemy w takim razie zrobić? Jakie są etapy zdrowienia poprzez rozwiązanie konfliktu emocjonalnego?
1) zidentyfikowanie bezpośredniej przyczyny dyskomfortu albo cierpienia emocjonalnego w sytuacji życiowej
2) namierzenie i odblokowanie (często nie ma do nich dostępu) uczuć i stłumionych reakcji z przeszłości (najczęściej z dzieciństwa), które pierwotnie blokują naturalne reakcje i wyrażenie ich, czyli puszczenie emocji „zapisanych” w ciele. Pomaga tutaj wypłakanie się, wykrzyczenie, ruch, praca z ciałem.
3) po uświadomieniu sobie przyczyn, uwolnieniu stłumionych, niechcianych uczuć przychodzi czas na domknięcie emocjonalne i mentalne przeszłości: wybaczenie, akceptację, rozmowę (bezpośrednią albo symboliczną) z rodzicami czy innymi osobami odpowiedzialnymi za powstanie ran. Pojawia się wówczas ulga i spokój, otwiera się szersza świadomość i nowa jakość życia.
4) z tego miejsca można już odzyskać przestrzeń do adekwatnych reakcji na teraźniejszość i rozpocząć proces zmian w aktualnej sytuacji życiowej likwidując emocjonalne i mentalne przyczyny choroby. Powstaje możliwość na decyzję o wyjście ze strefy komfortu.
Złudzenie, że można pozbyć się choroby nie robiąc „porządków” z przeszłością, nie przewartościowując własnych przekonań i nie poszerzając świadomości prowadzi zazwyczaj w skutkach do szukania rozwiązań bez konieczności zmiany siebie samego ( samej) i skutkuje doraźnym rozwiązaniem, co działa na krótką metę ( prawdopodobne jest wówczas, że objawy wrócą, albo zachorujemy na coś innego, niestety…).
Możemy też działać destrukcyjnie na otoczenie podtrzymując mechanizmy blokujące naturalną siłę życia u swoich bliskich, a zwłaszcza u dzieci.
Patrząc z tej perspektywy nie można nie zauważyć, że Życie – czy tego chcemy, czy nie – zawsze znajdzie sposób, by „upomnieć się” o siebie, by móc przejawiać się w całej swej potędze i urodzie, niezależnie od naszych osobistych pomysłów i koncepcji 🙂
Bardzo ciekawy artykuł,podejmujący,w moim przekonaniu, jedno z kluczowych zagadnień naszej egzystencji.