W poprzednim wpisie spojrzeliśmy na praktykę zen z innej strony- nie jak na „narzędzie” do poprawy siebie, do osiągnięcia czegoś, ale jak na proces poznawania samego siebie. Wracając do sedna praktyki zen, możemy powiedzieć, że zazen polega na zaryzykowaniu niemyślenia, ponieważ wtedy  JEST to-co-jest, a nie to, co my stwarzamy poprzez myślenie. Odcięcie myśli powoduje, że doświadczamy tego-co- jest, a nie żyjemy w wyimaginowanym świecie.

Z czasem przekonujemy się, że wystarczy nam do bycia właśnie to-co-jest. Jeśli na takie doświadczanie nałożymy myślenie, to natychmiast pojawi się ocenianie, przypisanie pewnych właściwości i złudzenie możliwości wyboru, a także chęć, aby było według naszego konceptu. Wtedy rusza maszyna kreowania rzeczywistości, której tak naprawdę nie ma!

Kiedy na coś patrzymy, wtedy jest TO, a dopiero potem pojawiają się określenia, np. gong, mały-duży, ładny- brzydki, mój- twój, itd. Kiedy nasz umysł jest skoncentrowany (co nie znaczy skupiony na jednym, ale mamy tutaj na myśli umysł uważny, obecny, czy jak określa się w tradycji zen- pusty), postrzegamy COŚ, doświadczamy TEGO, a dopiero potem pojawia się myśl „gong, ładny, mój, dobrze brzmiący” i wtedy nasz umysł jest już rozproszony, nie ma już obecności. To, co ćwiczymy w zen, to właśnie stan umysłu PRZED rozproszeniem, czyli dokładnie bycie w momencie JEST, postrzeganie TEGO, a nie ciąg myśli „ładne, moje, potrzebne, czerwone, kolorowe”.

Ważne, aby podejmując praktykę zen, pozbyć się złudzenia, że coś kiedyś gdzieś będzie nam dane, że na coś zasłużymy poprzez praktykę. Nie, TO już JEST, cały czas, a my ćwiczymy tę postawę chwila po chwili, przenosząc powoli praktykę z zendo w codzienność. Kiedy siedzenie na poduszce połączy się z życiem, trening stanie się bardziej intensywny i jednocześnie trudniejszy. Rezygnujemy wówczas z gonienia ZA i po prostu trenujemy JEST. Tak jak w jednym z dialogów ucznia z Joshu:

Ktoś zapytał: ”Czym jest praktykowanie Drogi?”.

Joshu odpowiedział: „Przychodzisz z miejsca praktyki, odchodzisz z miejsca praktyki. Wszystko jest miejscem praktyki. Pokaż mi miejsce, które nim nie jest”.

Trening zen może doprowadzić nas do chwili, kiedy będziemy tak skoncentrowani, że zniknie rozproszenie umysłu, a więc zniknie także wszystko to, co uważamy, że jest rzeczywistością, a zostanie czyste JEST. Nie oznacza to zniknięcia wszystkiego w sensie fizycznym. Znika po prostu etykietowanie przez umysł. Wydarza się to poza naszym ukierunkowanym działaniem, a jednocześnie – przy naszej pełnej świadomości. W tradycji zen określa się to jako tzw. duch początkujący, ale nie jest on tożsamy z „duchem zaczynającym” lub „nie potrafiącym czegoś”. Temu określeniu – duch początkujący – najbliżej do ducha, który „jeszcze nie zaczął stwarzać rzeczywistości według swojego sposobu myślenia”. Stan wysokiej obecności, tak dużej, że nie ma rozproszenia umysłu, tylko jest jedność wszystkiego, nazywany jest także stanem świętym, stanem „nie dzielenia”, a w tradycji wschodu właśnie oświeceniem. Joshu podsumowuje to w taki sposób:

Mnich zapytał: „Czym jest niewiedza?”.

Joshu powiedział: „Dlaczego nie pytasz o oświecenie?”.

Mnich zapytał: „Czym jest oświecenie?”.

Joshu powiedział: „Jest dokładnie tym samym, co niewiedza”.

Zazen można więc nazwać także ćwiczeniem nierozpraszania, ćwiczeniem niewiedzy. Wszystko po to, aby zorientować się, że nie jest nam tak naprawdę potrzebna ani idea, ani recepta na takie „poskładanie” rzeczywistości, aby doświadczyć jej jako jedności, bo ona już jest jednością. Musimy zaakceptować, że z poziomu umysłu i poprzez umysł nigdy tego nie zrobimy, ponieważ sam umysł jest w swej naturze rozproszeniem. Oświecenia nie da się osiągnąć, nie da się zaplanować, nie da się komuś przekazać jak to zrobić 😉 Jedynym sposobem, który nas zbliża do tego doświadczenia, jest ćwiczenie postawy, która jest właśnie nierozproszeniem i niewiedzą, o której wspomina Joshu,  ale jest to zawsze postawa, a nie sposób myślenia!

Wgląd w to jak-to-jest powstał zarówno na zachodzie, jak i na wschodzie. Nie jest wcale przypisany tylko praktyce zen. Być może zen było na tyle „innowacyjne”, że „wymyśliło” bardzo minimalistyczną postawę, która umożliwia doświadczenie jedności. Postawa ta przyciąga wiele osób, jako że wydaje się na swój sposób atrakcyjna, a jednocześnie z czasem zniechęca, jako nie dająca nic, czego adepci oczekiwaliby.

Pamiętajmy więc, że zen jest ciągłym treningiem postawy JEST, a nie dążeniem i osiąganiem tego stanu JEST. Jest praktyką, w której nikt nie może nas poprowadzić, może jedynie nam towarzyszyć, ale i tak w efekcie końcowym może skończyć się tak w innej słynnej anegdocie:

Ktoś zapytał: ”Jak to jest – być na granicy punktu skrajnej bliskości?”.

Joshu powiedział: „Sikanie to rzecz łatwa, ale nikt jej za mnie nie zrobi”.

🙂

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *