Żyjemy w czasach dostatku materialnego, właściwie precyzyjniej to nazywając- nadmiaru materialnego. Mamy do wyboru mnóstwo możliwości i tak naprawdę nie mamy czasu na na zastanowienie się czego w życiu potrzebujemy. Tempo życia i pogoń za „jeszcze więcej i lepiej” powodują, że z czasem gubimy siebie. Już nie wiemy dokąd i po co pędzimy i nawet nie zastanawiamy się nad tym, jak chcemy żyć. Można by pokusić się o stwierdzenie, że jesteśmy „uwiedzeni” OBIETNICĄ szczęścia na końcu tej drogi, tego wyścigu.

Jak konie w boksach czekamy od jednego, do następnego startu. Metą jest obietnica sukcesu i wyjątkowości. Jak to z obietnicą bywa, w jej sedno wpisane jest niespełnienie. Jedna meta wyznacza od razu następną … i tak już prosto do uznania wyścigu za sens życia. Rzadko zatrzymujemy się nad tym faktem i zagłębiamy się w jego istotę. Zazwyczaj nie ma na to czasu. Żyjemy powierzchownie i doraźnie. Ulegamy atrakcyjnemu złudzeniu, że zewnętrzny luksus, pozycja czy prestiż, do którego dążymy spowoduje, że poczujemy się szczęśliwi, a potrzeby wpisane w naszą naturę zaspokojone. Czy poczucie dostatku i spełnienia związane jest z zasobami na koncie albo idealną rzeźbą ciała lub ścieżką kariery? Wszyscy, którzy wygrywają wyścigi wiedzą, że tak nie jest … Wiedzą, że na mecie widać, (po krótkiej satysfakcji ) niekończącą się perspektywę: więcej i więcej, jeszcze więcej … i poczucie wewnętrznego spięcia na myśl, że to nie  jednak nie ta meta …

Nie da rady rozluźnić się i ścigać jednocześnie  🙂 Kiedy biegniemy, trudno poczuć głębsze potrzeby, siebie, swój wewnętrzny azymut, istotę nas samych, siebie. W tej szybkiej podróży musimy się spiąć na tyle, żeby nie czuć tego, co mamy w sobie: uczuć, potrzeb, słabości, bólu, który w sobie nosimy, ale też radości, czy ekscytacji. Ciągle biegając, uciekamy od wewnętrznego poczucia siebie, wewnętrznego azymutu, który jest o wiele mądrzejszy od wszystkich aspektów i planów zewnętrznych, poczucia tego, co naprawdę służy naszemu wzrostowi, a co jest drogą na manowce. Każdy człowiek ma ten wewnętrzny azymut w sobie. Są nim uczucia, intuicja, stan obecności i poczucie sensu. Mając dostęp do swojej prawdziwej natury ze wszystkimi jej składowymi, mamy szanse na dbałość o równowagę, balans pomiędzy tym, co zewnętrzne, a tym, co wewnętrznie potrzebne każdemu człowiekowi: miłość, szacunek, ekspresja, poczucie sensu. Wiemy wówczas, kiedy warto się spiąć i biegać, a kiedy odpuścić i zatrzymać się, zadbać o wewnętrzne poczucie spokoju i równowagi. Każda skrajność, zarówno w zewnętrznej, jak i wewnętrznej perspektywie spowoduje, że z czasem Życie upomni się o siebie i należny mu szacunek. Da nam znać o sobie pod postacią nerwicy, depresji, stanu wypalenia, pogubienia, lęków, czy w skrajnej postaci- chorobą.

Umiar, spójność, równowaga, zdolność do pamiętania o balansie pomiędzy różnymi aspektami życia od tysiącleci jest uznaną wartością. Pamiętanie o nich może wnieść w nasze życie tę właśnie jakość, za którą tak często bez refleksji gonimy, a której nie trzeba dopędzać, a tylko pozwolić sobie na jej dotknięcie każdego dnia i w każdym tu i teraz 🙂

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *