Sukces jest dla wielu z nas słowem – kluczem, działa na naszą wyobraźnię i staje niemal czymś obowiązkowym w zachodnim społeczeństwie. Zbyt rzadko zatrzymujemy się przy nim na dłużej i przyglądamy czym tak naprawdę jest dla nas – nie dla innych, ale właśnie dla nas. Również zbyt rzadko zastanawiamy się czy w ogóle jest nam do czegokolwiek potrzebny, a jeśli tak – to jaką z naszych potrzeb tak naprawdę zaspokaja. Zanim uświadomimy sobie jaki związek ma trening zen z osiąganiem i dążeniem do sukcesu, popatrzmy o co tak naprawdę chodzi w sukcesie.

 

– Czym jest lęk?

– Tyś jest swoim Ja. Ty jesteś lękiem i tym, który sie lęka.

Ty jesteś przyczyną lęku i jego skutkiem.

– O co się lękam?

– O siebie. Zawsze o siebie. Tylko o siebie.

/Edward Stachura, Fabula rasa/

 

Idźmy krok dalej i zobaczmy o co chodzi w sukcesie właśnie nam, właśnie teraz, w tym, a nie innym momencie życia. Wtedy łatwiej będzie nam zrozumieć jakie konsekwencje ma dla nas dążenie do sukcesu, a jakie – jego osiągnięcie. Pozwoli to dostrzec jaką funkcję spełnia sukces oraz co możemy wydarzyć się potem, kiedy już go osiągniemy. Być może w tych rozważaniach zbliżymy się nawet do momentu, w którym uświadomimy sobie, jak długo trwało u nas tzw. uczucie spełnienia po osiągnięciu sukcesu?

Zagłębiając się bardziej w ten temat dostrzeżemy, że to czym on dla nas jest, wpływa nie tylko na nas, ale jest również na nasze relacje z innymi, na to jak postrzegamy i oceniamy innych. Nawet nie zdajemy sobie sprawy, że tak naprawdę to na cały świat patrzymy przez „nasze okulary sukcesu”. Może to zaskakujące, ale pytając dzieci „jak było w szkole?” możemy poczuć czy wiąże się z tym zainteresowanie „jaką dostałeś ocenę?”, „jak wypadłaś na teście” czy raczej „czego nowego dowiedziałaś się dzisiaj?”, „jak czułeś się w szkole?” 😉

Patrząc więc na sukces nieco szerzej, a nie tylko jak na coś, co wydarza się na tzw. polu zawodowym, zobaczymy jak ważne jest, aby w pewnym momencie życia popatrzeć co właśnie dla nas kryje się za tym pojęciem. Zwykle sukces łączymy z satysfakcją i radością. Część z nas słysząc słowo „sukces” czuje się zmuszona do robienia planów i oczywiście osiągania ich, co niekoniecznie musi dawać satysfakcję. Są ludzie, którzy zastanawiają się czy to w ogóle ma sens, bo przecież oni odczuwają radość w samym podążaniu do celu, ale nie czują radości kiedy mają go ciągle przed oczami.

Nie sposób pominąć też refleksji, że tuż obok sukcesu jest porażka, czyli coś, co wielu z nas paraliżuje, ale też dla wielu jest motorem do działania. Są przecież ludzie, których sukces i innowacyjność warunkowane są lękiem przed utratą spokoju, stabilizacji.

Wcale nie tak rzadko zdarza się, że czujemy się mniej wartościowi jeśli w danym środowisku nie możemy pochwalić się sukcesem. Czujemy wtedy, że nie należymy do pewnej grupy ludzi, co powoduje u nas dyskomfort. Już sam brak sukcesu jest dla nas porażką. W tym miejscu nie sposób oprzeć się wrażeniu, że jako społeczeństwo tak dziwnie ustawiliśmy system wartości, że jako sukces oceniamy np. zakończenie jakiegoś projektu, a nie łączenie wychowania dzieci czy czuwania nad chorym dzieckiem z pracą. Warto mieć świadomość, że to jak postrzegamy sukces w dużym stopniu zależy od systemu w którym się poruszamy na co dzień, ale także od systemu, w którym wyrośliśmy jako dzieci.

Często, szczególnie u młodych ludzi, pojawia się dylemat czy i jak można łączyć rozwój osobisty z karierą w korporacji. Pamiętajmy, że szukając swojej definicji sukcesu, zbyt często patrzymy na innych i frustruje nas, że każdy podaje swoją definicję. Trudno nam zatrzymać się chwilę dłużej przy sobie i odkryć swoją własną definicję. Niestety, często nie mamy wystarczająco dużo odwagi, aby spojrzeć w głąb siebie i zobaczyć choćby na początek czego na pewno nie chcemy. To byłoby już istotnym punkt wyjścia 🙂

W pewnym momencie życia zastanawiamy się czym różni się sukces zawodowy od osobistego. Ten zawodowy jest zwykle bardziej określony w społeczeństwie, trudniej jest nam „poradzić” sobie z tym osobistym. Wielu z nas przytaknie, jeśli powiemy, że sukcesem są działania zgodnie ze sobą, ale co to znaczy „ze sobą”? Łatwo odpowiemy wtedy, że „to musimy wyczuć sobą„, a tymczasem praktyka zen pokazuje, że to „ja” które miałoby wyczuć cokolwiek nie jest przecież czymś stałym 😉 To „ja” wciąż się tworzy! Jak w takiej sytuacji wyczuć w którą stronę pcha nas nurt życia, a my być może opieramy się i parkujemy w bocznych, jakże często, ślepych uliczkach?

W tym „wyczuciu siebie” kryje się pewne ryzyko: czasami robimy coś dobrze, płyniemy z tym i co więcej – dobrze się w tym czujemy. Wtedy mamy wrażenie, że to jest właśnie „to”, czego tak długo szukaliśmy, a tymczasem, kiedy przyjrzymy się temu wnikliwiej, okazuje się, że podstawą naszego działania jest fakt, że to co idzie nam tak świetnie, po prostu nas stabilizuje, a nie że to jest nasze powołanie … Rzadko liczymy się z taką sytuacją. Co wtedy?

W wielu społeczeństwach miarą sukcesu są pieniądze, a dokładniej ich odpowiednia ilość. Jednak cóż to tak naprawdę oznacza? Jaka ilość pieniędzy jest miarą sukcesu w zachodnim społeczeństwie? 😉 Poza tym pamiętajmy, że pieniądz to nie tylko środek płatniczy, współcześnie pełni on wiele różnych funkcji.

Pora zbliżyć się teraz do pojęcia porażki, o której tak niechętnie wspominamy. Wydaje nam się, że najpierw jest oczywiście sukces, a potem może zdarzyć się porażka, ale na pewno jest sposób, aby jej uniknąć. Tymczasem porażka jest pierwsza, a jeszcze dokładniej: pierwszy jest jakiś rodzaj lęku, często już z dzieciństwa czy z naszego rodzinnego systemu, który potem staramy się – mniej lub bardziej świadomie – usunąć z życia, a on zamyka się w słowie „porażka”. Nawet jeśli nie wyczujemy aromatu tego lęku, niepokoju, to właśnie to będzie nam towarzyszyć w biegu po sukces. Może więc warto z odwagą zatrzymać się dłużej przy tzw. porażce, zobaczyć jak smakuje, pachnie? Wtedy może i sukces stanie się czymś jaśniejszym 😉

Pamiętajmy więc, że porażka jako pojęcie, koncept w naszej głowie, tworzy się zawsze w stosunku do sukcesu. Im większej boimy się porażki, tym większy musimy osiągnąć i utrzymać sukces, a tym samym wyżej stawiamy sobie poprzeczkę. Przyglądając się temu dostrzeżemy, że często pędem do sukcesu jest właśnie lęk przed porażką, a nie tylko fakt, że praca jest naszą pasją.

Jeśli więc „obracamy” sobie temat sukcesu w głowie, jeśli nie czujemy, jakie jest nasze podejście do niego, a zależy nam aby poczuć ten aromat, to zatrzymajmy się chwilę przy pytaniach: „czy mój lęk przed porażką jest realny?”, „czy tutaj naprawdę chodzi mi o ten konkretny obraz porażki czy o coś innego?”, „czy boję się utraty pracy czy po prostu nie – bycia, zniknięcia ze społeczeństwa, które poprzez pracę definiuje moją wartość?”.

Teraz w końcu pora na zmierzenie się z pytaniem „jaką rolę w tym wszystkim ma zen?” 😉 Tylko i wyłącznie taką, że jako ćwiczenie duchowe i trening nie tworzenia tożsamości, nie podtrzymywania – choć przez chwilę – poczucia „ja jestem”, może dać nam wgląd w to, jak tworzy się wszystko, w tym także tzw. nasz wizerunek. Wtedy moglibyśmy zobaczyć czym on tak naprawdę jest, czy jest czymś trwały, czy tworzy się z chwili na chwilę i czym w takim razie jest porażka, a potem sukces … Być może pozostając dłużej niż zwykle przy tym-co-jest, zobaczymy jak poprzez powielanie schematu, którym jesteśmy, oddzielamy się od życia, które nie zna absolutnie takich pojęć jak „sukces” czy „porażka”. To może okazać się bardzo wyzwalające i wcale nie wymaga od nas rezygnacji z czegokolwiek tylko zaryzykowanie bycia przy tym-co-jest 😉

 

_______________

Najnowsza książka Alexandra „Wprowadzenie do ZEN. Historia-Praktyka-Współczesność” dostępna TUTAJ.

 

Komentarze dla Co było pierwsze: sukces czy porażka?

  1. TE1 pisze:

    Udało się sukces, nie udało porażka. Komu udało, komu nie udało? Kim jestem?
    Dwudziesta druga dwadzieścia siedem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *