Oświecenie to doświadczenie, którego  “zapach” wabi do praktyki zen wiele osób. Często w ich osobistej projekcji ma doprowadzić do duchowego eldorado. Złudzenie osiągnięcia i złapania czegoś, dzięki czemu poczujemy się lepiej, będziemy mniej cierpieć, żyć z mniejszym poczuciem bólu, a czasem z wizją nadbudowania własnego wizerunku. Te wszystkie koncepcje mentalne stają się wewnętrzną, a czasem zewnętrzną, motywacją wejścia w praktykę. Podobnie było w moim przypadku, z tą różnicą, że utrzymanie motywacji, a wejście na “ścieżkę” to zupełnie dwie różne historie.

 

Nie o oświeceniu jednak chcę poświęcić ten wpis, tym bardziej, że „się na nim nie znam”, ale o tzw. odbiciu, które może być z nim chwilowo pomylone. Ponieważ taka chwila może trwać nieco dłużej niż jedna runda siedzenia, np. tydzień, chcę się tym doświadczeniem podzielić. Robię to po to po to, aby ktoś, kto go doświadcza, nie rzucał swojej codzienności i nie żył w iluzji trwania takich stanów na zawsze. Podobnie jak bo jego minięciu, nie szedł we wzbudzanie za nimi tęsknot lub pompowania ego w nadziei, że czegoś ważnego się doświadczyło.

To o czym piszę w dalszej części jest moim subiektywnym odczuciem, skofrontowanym z doświadczeniem osób, które cenię i szanuję na “osobistej ścieżce praktyki”.

Tak zwane “odbicie”, to nagłe uwolnienie stłumionych pokładów energii zgromadzonych w naszym ciele podczas życia. Mechanizm tłumienia uczuć i emocji kilkukrotnie był poruszany na blogu. O  uczuciach zapisanych w ciele pisała już Agnieszka.  W przypadku tzw. “odbicia” następuje przebicie się zgromadzonej energii, która znajduje “szczelinę” w naszym dotychczas napiętym ciele. Następuje to w trakcie głębszego rozluźnienia, którego efektem może być np. długotrwała praktyka taka, jak podczas sesshin lub też w innej sytuacji, która związana jest z naszą większą dojrzałością i czuciem siebie. I zapewne w wielu innych sytuacjach o których nie mam pojęcia.

Jak dochodzi do tak głębokiego napięcia ciała? Najczęściej dzieje się to na skutek wielu trudnych, wręcz traumatycznych, sytuacji w naszym życiu oraz dodatkowo może być powiązane z naszym typem osobowości, która predysponuje nas do większego skurczu na skutek większej sensytywności naszego ciała na bodźce zewnętrzne.

Wyobraźmy sobie wrażliwe dziecko na przykład tzw. wysokowrażliwie HSP (Hyper Sensational Person – Wysoko Wrazliwa Osoba). Badania na temat tego typu osobowości opisała Elain Aron w książce “Wysoko Wrażliwi”. Według autorki, około 15-20% osób posiada tego typu predyspozycje w odbieraniu bodźców ze świata zewnętrznego, ale także hiper intensywnego czucia siebie samego.

Jest to, jak widać, całkiem spora część populacji. Jednakże, ze względu na naszą raczej ekstrawertyczną i indywidualistycznie nastawioną kulturę zapominamy “siebie”, aby się przystosować. Stajemy się kimś innym, czasem niemalże tarczą, a czasem nawet agresorem – w niektórych sytuacjach wysokowrażliwi mogą w celu obrony swego wrażliwego ego stworzyć cały zastęp mechanizmów obronnych, które podczas praktyki rozpadają się.

Ponieważ tego typu wzorce odbioru rzeczywistości są mi dość bliskie, mogę obserwować ich konsekwencji w interakcji z intensywną praktyką. Jakie to ma konsekwencje? Wszelkie intensywniejsze bodźce, czy to w zakresie środowiska (hałas, światło), ale szczególnie emocji są odczuwane przez takie osoby wielokrotnie mocniej. Dlaczego o tym pisze? Dlatego, że jeśli rodzice, środowisko nie było świadomi tego jak ich małe dziecko się organizuje, to “traumatyzowanie” następuje bardzo wcześnie i na wielu etapach rozwoju Tego typu osoba może bardzo szybko odciąć się od niechcianych uczuć, aby przetrwać. Oznacza to także odcięcie się od głębszych pokładów energii oraz zamknięcie we własnej głowie (zbyt silny intelekt w opozycji do stłumionego czucia).

Jeśli dodatkowo takie dziecko otrzymuje komunikaty, że niektóre emocje są niewłaściwe, to szybko zacznie je tłumić. Następuje zamrożenie ciała, zatrzymanie przepływu części emocji, a więc  energii. Świadomość zostaje w głównej części zamknięta w “myśleniu”. Takie osoby mogą być bardzo sprawne intelektualnie, posiadać także dużą wyobraźnię i ograniczony kontakt z ciałem. Oznacza to brak dostępu do pełnego spektrum czucia i blokady emocji. Taki długotrwały stan może doprowadzić do depresji. Dla osób wysoko wrażliwych, które miały trudniejsze dzieciństwo, to niemal gwarantowany epizod. Szczegóły znajdziecie w książce Elain, którą zapewne opiszę za jakiś czas.

I co się dzieje dalej? Osoby, które są “zmrożone”, straumatyzowane wchodząc na ścieżkę długotrwałej praktyki powinny liczyć się z tym, że dotrą do własnych ran. Staje się to w momencie wyciszenia umysłu, co dla osób wysoko wrażliwych jest to już sporym osiągnięciem, gdyż poziom racjonalizacji i dynamiki pracy ich umysłów bywa bardziej intensywny. Po prostu wyparte emocje muszą zostać zracjonalizowane, aby taki układ i system mógł przetrwać.

W przypadku długotrwałej praktyki, w szczególności czasu odosobnień, kiedy znajdujemy się w miejscu odizolowanym od bodźców, sygnałów i znacznej części problemów, możemy się rozluźnić, odprężyć wyciszyć. Jeśli jesteśmy w stanie już doświadczyć mniejszej ilości myśli, narracji, powracających historii, a ciało się rozluźnia, może się okazać, że tłumiona energia zostanie nagle uwolniona.

Moje blokady w znacznej części znajdowały się na poziomie splotu słonecznego. Oznaczały niewyrażony gniew i złość, które przykrywały pokłady smutku. W momencie kumulacji energii podczas długotrwałego siedzenia, energia przebija się przez ten “układ” i wypełniła całość górnych części ciała, które dotychczas były odcięte od pełni energii. Efekt którego doświadczyłem to bardzo wysoki wzrost energii, “rozświetlenie” rzeczywistości (wyraźniejsze kolory). Towarzyszyło temu dużo poczucie sprawczości, chęć do działania, tworzenia. Wyostrzył się humor, ochota do pracy, działania i tworzenia. Dostęp do radości – wcześniej stłumiony – teraz był łatwiejszy.

Ale … to mija. Może trwać dzień, dwa lub tydzień i organizm powraca do swojego “normalnego” stanu, czyli znowu do odczuwania blokad wywołanych traumami, ponieważ tkwiący w ściśnięciu umysł przez lata tak się do tego przyzwyczaił. Taki zastrzyk energii, który dla osoby funkcjonującej bez wielkiego ściśnięcia i straumatyzowania jest czymś naturalnym, dla takiej osoby w porównaniu do poprzednich stanów, może stać się Iluzją doświadczenia czegoś wyjątkowego … Głównie ze względu na swoją intensywność, energię oraz wrażenie nieograniczonej sprawczości.

Ale tak nie jest. Mając wiedzę na temat tego doświadczenia (dziękuję zaprzyjaźnionym psychoterapeutom) mogłem podczas siedzenia przyglądać się ponownie temu zjawisku i odpowiednio nim kierować, tak aby nie dopuszczać do rozproszenia energii, co skutkowało nieprzyjemnymi stanami i doświadczeniem swoistego “rozmycia”, ale starałem się być przy sobie. Takie intensywne iluminacje pojawiały się kilkakrotnie, po czym po przetarciu nowych “szlaków emocjonalnych”, wyrażaniu złości oraz szerokiemu dostępowi do smutku stały się częścią rzeczywistości i zakodowały się w formie po prostu podwyższonego ogólnego dostępu do energii życiowej.

“Nieoswojony” umysł, bez wiedzy na temat tego typu zjawiska, może zachłysnąć się nim jako iluzją oświecenia. Gdyż w takiej sytuacji nasza ogólna kondycja bardzo się poprawia, a kiedy się skończy możemy odczuwać tęsknotę, że coś się skończyło. A przecież dopiero się zaczyna …

Mam wrażenie, że niektóre doświadczenia opisywane przez osoby praktykujące różne formy medytacji dotyczą właśnie takich doświadczeń nagłego uwolnienia stłumionej energii, za którymi stoją traumy i nie dopuszczanie pełnego spektrum uczuć do naszego doświadczenia.

Zamiast JEST, jest RACJONALIZACJA.

Do następnego razu.

 

__________________________________________

ZENobiusz jest postacią fikcyjną podobnie, jak 7,5 miliarda pozostałych istot na tej planecie. Zapytany w jednym ze swoich dialogów wewnętrznych “Co mu dało ZEN?”, odpowiedział: “Same cudowności i wspaniałości”. Zanim zaczął ćwiczenie,  w momencie upadku łamał nos, bo trzymał ręce w kieszeniach. Po kilku latach,  ręce trzyma swobodnie, pomagają mu złapać równowagę, czuwają także przy trudniejszych sytuacjach. Czy to znaczy, że już nie upada? Oj, nie, może rzadziej i kontuzje są mniejsze, ale nadal często się potyka. Jednak jak upadnie, łatwiej mu się wstaje i nie żyje nadzieją, że nie zdarzy mu się to ponownie …

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *