Najpierw zacznijmy od tego czym jest oraz czym tak naprawdę nie jest zen, bowiem wokół tej ścieżki duchowej narosło sporo mitów i wyobrażeń. Dotyczą one głównie efektów praktyki. Aby zrozumieć powiązanie pomiędzy zen, a odwagą, warto przyjrzeć się co my – jako konkretne jednostki i indywidualności – rozumiemy mówiąc o zazen.

Przede wszystkim należy uświadomić sobie, że zen nie jest postawą ucieczki od tego, co dzieje się i pojawia tu i teraz. Zen jest byciem – i to bardzo bezpośrednim – w tym oraz z tym, co jest tu i teraz. Dla wielu osób brzmi to nawet atrakcyjnie, ale jeśli uściślimy, że taka postawa dotyczy wszystkiego – także tych nieprzyjemnych z ludzkiego i dualistycznego punktu widzenia spraw – to zrozumiemy, że odwaga w doświadczaniu rzeczywistości bywa niezbędna 😉

Nie chodzi tutaj o umiejętność wytrzymania czegokolwiek, ale o doświadczenie w pełnej otwartości tego, co się dzieje, tego co JEST, a to wiąże się bezpośrednio z odwagą „bycia przy samym sobie”. Mówiąc bardziej obrazowo: kiedy praktykujemy zazen w trudnej dla nas sytuacji (choroba, ból fizyczny, emocjonalny, strata kogoś bliskiego, utrata pracy, porzucenie), to siedzimy i w tym bólu, i w tym smutku, i w tych wszystkich emocjach, które się wtedy pojawiają. Co więcej, nie oddzielamy sie od tych emocji, nie podejmuje przeciwko niem żadnych działań, nie racjonalizujemy ich, nie robimy nic, aby one zniknęły. Po prostu w nich jesteśmy – i to w pełni tego świadomi.

Dla większości z nas taka postawa wymaga nie tylko kilkuletniego „siedzenia”, ale często równolegle pracy z terapeutą, ponieważ podczas tak rozumianego i praktykowanego zen, przychodzą momenty, kiedy trudno nam „wytrzymać siebie”. W takich chwilach wszystkie mechanizmy obronne, które składają się na naszą tożsamość, uaktywniają się z dużą siłą. My, jako konkretne tożsamości, „wytworzyliśmy się” po to, by uniknąć pewnego rodzaju przeżyć, traumatycznych doświadczeń. To jest tak naprawdę rdzeń naszej tożsamości. Dlatego też w tym sensie „przekroczenie siebie” bywa bardzo trudne, ponieważ wszystkie nasze „systemy obronne” będą wówczas w stanie alarmu, zmuszając nas do ucieczki od tego-co-jest.

Bycie w tym-co-jest, bycie tak bardzo bezpośrednie, że zanika poczucie oddzielenia, jest właśnie sednem praktyki zen. Nie ma ona nic wspólnego z dążenie do tzw. pustego umysłu, nie ma też w niej emocjonowanie się tym, że „nie mam teraz żadnych myśli”. Jest to po prostu „siedzenia na poduszce” z tym-co-jest, w domyśle: także z tym, co trudne i bolesne oraz nie uciekanie w żaden sposób od tego.

Patrząc z tej perspektywy na zen, jeśli ktos mówi, że zazen jest nieidentyfikowaniem się z emocjami, to nie oznacza to, że dążymy do stanu, kiedy nie mamy jakichkolwiek emocji. Oznacza to natomiast, że my je czujemy, ale nie, że nimi jesteśmy, czyli: „czuję smutek, rozpacz, złość”, a nie jest to równoznaczne z: „jestem smutny, jestem zrozpaczony, jestem zły”. Nie ma tutaj miejsca na decydowanie czy wchodzimy lub nie wchodzimy w smutek, rozpacz lub złość. Byłoby to już pewnego rodzaju działanie, akcja. Zen nie wymaga absolutnie oddzielenia od czegokolwiek i potem wejścia w to! Zen jest postawą nie dzielenia czegokolwiek, postawą bycia w tym-co-jest. Jednak poczucie tego i bezpośrednie doświadczenie – poza intelektem – wymaga czasu i właśnie odwagi.

Zen nie jest, jak już wspomniałem, ani postawą ucieczki, ani nieangażowania się emocjonalnego, nie jest więc absolutnie stanem umysłu rozumianego jako właśnie brak zaangażowania (bycia obok). Zen nie jest także tabletką na spokojny umysł, na kontrolę myśli czy emocji. Zen jest doświadczeniem, postawą 100% zaangażowania w to, co dzieje się i zobaczenia, że nic się „nie sypie”. Aby tak to przeżyć, konieczne jest bycie w tym-co-jest. Jest to więc radykalna akceptacja bez oceniania dobre-złe, miłe-nieprzyjemne. Po prostu JEST!

Warto w tym momencie podkreślić, że jeśli ktoś praktykuje i czuje, że doświadczenia przytłaczają go, że to, co uwalnia się z ciała, jest dla niego bardzo bolesne, wręcz nie do wytrzymania, to nie jest to sygnałem, że praktyka jest źle prowadzona. Może to być jednak sygnałem, że prawdopodobnie jego doświadczenia z przeszłości wymagają przepracowania terapeutycznego na tym właśnie etapie praktyki. Czasami wystarczy samodzielna praca. Bywa to jednak trudne, ponieważ – jak wspomniałem wcześniej – tak naprawdę cała nasza osobowość jest unikiem.

Dzięki wsparciu terapeutycznemu może być nam zdecydowanie łatwiej poznać „samego siebie” i nauczyć się obchodzenia z mechanizmami obronnymi. Wymaga to i dobrego terapeuty, i naszej otwartości na zobaczenie siebie bez masek i filtrów oraz – co należy podkreślić! – przyjęcia siebie jako wciąż tworzącej się tożsamości. Wymaga to sporej odwagi! Tymczasem, nasze możliwości ucieczki od tego co tu i teraz są nieograniczone. To może być skurcz, postawa zamknięcia, pójście w działanie, myślenie albo wręcz przeciwnie – pseudopustka, którą niektórzy mylą z pustym umysłem. Wszystko zależy od naszej tożsamości, a dokładniej od mechanizmów jakie ją tworzą, a jakie ukształtowały się, aby chronić nas już na wczesnodziecięcym etapie.

Na tym etapie praktyki jest wiele możliwości doświadczeń i stanów, które możemy zinterpretować duchowo, ale które tak naprawdę są efektem aktywacji naszych mechanizmów obronnych. To ważny krok na ścieżce, istotne więc, aby go nie przeoczyć i być w kontakcie z nauczycielem, który trzeźwo oceni co się dzieje i podpowie kolejny krok. Są to typowe stany nie-czucia, nie-bycia jednym z tym co jest, a przyczyną jest po prostu nasz lęk przed tym, co było kiedyś, a nie co jest teraz.

Pamiętajmy, że nie jesteśmy neutralną osobowością! Jesteśmy – jako konkretna tożsamość – próbą nie powrotu do traumy. I w tym sensie jesteśmy wciąż na nowo tworzeni przez mechanizmy obronne. Tożsamość nigdy nie jest obiektywne, ponieważ to jest zawsze konkretny sposób na zarządzanie własnymi przeżyciami. Stanowi to podstawę unikalności naszych osobowości, bo takie są właśnie nasze przeżycia – unikalne. Dla różnych ludzi ich wewnętrzne pole organizujące sie wokół „ja” może być albo armią atakującą automatycznie wszystko, co wzbudza poczucie zagrożenia, albo fortecą wciąż gotową do obrony nawet, kiedy jest stan pokoju, albo też bezbronnym dzieckiem lub jeszcze inaczej – bardzo ambitnym człowiekiem nastawionym wciąż na cele i osiągnięcia.

Ważne, aby praktykując mieć pewną wiedzę na temat struktury osobowości. Musimy wiedzieć jak ona działa, jak się tworzy, aby potem potrafić zbliżyć się do rdzenia naszej tożsamości. Osoba, która towarzyszy nam na ścieżce duchowej nie musi być wcale terapeutą. Ważne, aby był to ktoś, kto ma własną regularną superwizję i wiedzę na temat mechanizmów tworzenia się tożsamości.

Jak wspomniałem, spora część osób rezygnuje z praktyki, zanim zbliży się do rdzenia swoich zranień i traum, często nawet nie doświadcza momentu, kiedy mechanizmy obronne wszczynają alarm. Dlaczego? Po prostu spora część wycofuje się z praktyki wcale nie w trudnym momencie, ale po prostu z … nudy. Powszechne wyobrażenia o medytacji są niemal komiksowe: ma być przyjemnie i miło, jeśli nie od razu, to w miarę szybko. Nawet jeśli na początku praktykowanie przychodzi nam łatwo, to z czasem pojawiają się momenty, kiedy „nie wytrzymujemy” ze sobą. Wówczas nie każdy ma odwagę wejść w to dalej, nie każdy też przyjmuje sugestię o konieczności terapii lub o nawet powrocie do niej. Czasami pojawiają się stare, zapomniane lub nawet nieuświadomione w pełni uczucia wynikające z minionych zdarzeń. Często nawet nie dochodzi do próby „zmierzenia się z samym sobą”. Ludzie wycofują się, ponieważ widzą, że to co już mają jest zdecydowanie przyjemniejsze niż to co „dostają” od zen 😉

I tym optymistycznym akcentem kończąc, życzę nam wszystkim odwagi w byciu w tym-co -jest i w byciu przy sobie 😉

 

_________________________

Wszystkich zainteresowanych wejściem na ścieżkę praktyki zen, poznaniem kontekstu historycznego zen, doświadczeniem zazen oraz tym jak przenika naszą codzienność, zapraszamy na Kurs WPROWADZENIE DO ZEN, który już we wrześniu w okolicach Warszawy poprowadzi Alexander Poraj-Żakiej. Szczegóły -> TUTAJ

 

Jeśli interesuje Was tradycja zen oraz pogłębianie treningu zen, polecamy lekturę najnowszej książce Alexandra Poraj-Żakieja „Wprowadzenie do ZEN. Historia – Praktyka – Współczesność” -> TUTAJ

Inne tytuły z nurtu ZEN znajdziecie TUTAJ

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *