Czym jest Zielona Ścieżka, dlaczego warto znać swoje mocne strony i dlaczego tak naprawdę szczęście dzieci leży w samoświadomości rodziców? Jak uniknąć wypalenia zawodowego, smakować życie, także to zawodowe oraz wychować samodzielnych, odpowiedzialnych emocjonalnie młodych ludzi?
W czym tkwi tajemnica naszych talentów i dlaczego edukacja to niesamowicie ważny element naszego życia? Swoimi refleksjami, ale przede wszystkim wiedzą i doświadczeniem, dzieli się z nami w pierwszej części wywiadu Renata Gut – przedsiębiorca, trener biznesu i edukacji od 25 lat oraz właścicielka Instytutu Talentów „Flashpoint”.
Dawid Sadulski: Czym, według Twojego autorskiego modelu, jest Zielona Ścieżka?
Renata Gut: Na początku zaznaczę, że Zielona Ścieżka jest owszem moim modelem autorskim, ale jest to podejście czy koncepcja, która była w jakieś postaci znana już wcześniej. Bazuje ona przede wszystkim na psychologii pozytywnej. Aby zrozumieć jej znaczenie w naszych czasach, musimy mieć świadomość, że przyszło nam żyć w rzeczywistości, w której przyśpieszyło dosłownie wszystko! Dla uproszczenia przyjmijmy, że nazwiemy to szybszym tempem życia i przeciążeniem informacją.
Najlepiej przyjrzeć się temu w tzw. modelu VUCA. Nazwa ta pochodzi od słów: volatility, czyli zmienność, uncertainty, czyli niepewność, complexity, czyli złożoność i ambiguity, czyli niejednoznaczność. VUCA to nazwa uniwersalna dla środowiska czasów w jakich teraz żyjemy i określa jego dynamikę: zmienność, wieloznaczność, konieczność adaptacji, obserwacji, rozumienia wciąż na nowo i gotowości do świeżej interpretacji.
Wieloletnie doświadczenie pokazało, że to, co na pewno nie sprawdza się w środowisku VUCA, to dążenie do bycia najlepszym we wszystkim. Brzmi zaskakująco, bo ten paradygmat był kiedyś przyjmowany bez mrugnięcia okiem! Twierdzono, że nigdy nie wiadomo co się w życiu przyda, a więc warto znać się na wszystkim. Stąd też dzieci i młodzież prowadzono w ten sposób zarówno przez rodzinę, szkołę, jak i społeczeństwo.
Obecny paradygmat, na którym opiera się właśnie zielona ścieżka, brzmi następująco: człowiek jest stworzony do specjalizacji, czyli do zgłębiania danej dziedziny, a nie do bycia najlepszym we wszystkim. Zawsze tak oczywiście było, ale kiedyś, kiedy było mniej wiedzy do przyswojenia, a tempo życia wolniejsze, to dążenie do bycia najlepszym we wszystkim mogło być realne i wielu osobom udawało się sprostać temu zadaniu. Obecnie jest to trudne lub wręcz niemożliwe! I mogłoby się wydawać, że nie trzeba do tego nikogo przekonywać, ale tak nie jest.
W pewnym momencie życia pora postawić sobie pytanie „co jest moją mocną stroną, jaka jest moja specjalizacja?”. Dobrze jeśli zrobimy to względnie szybko, na przykład w wieku 20-30 lat, ale tak naprawdę każdy moment jest dobry, bowiem zmiana w nas zaowocuje zmianą także w naszym otoczeniu- rodzinie, pracy, znajomych.
DS: Na czym w takim razie opiera się model zielonej ścieżki?
RG: Jak już wcześniej wspomniałam model ten zakłada, że człowiek ma swoje mocne strony, że jest stworzony do pewnych rzeczy, tylko musi to odkryć. Idąc krok dalej: zielona ścieżka opiera się na motywacji wewnętrznej. Na przykład warto postawić sobie pytanie „Co wybiorę do zrobienia, kiedy ma wolny czas? Czy to co jest do zrobienia, czy to co lubię, czy to co trzeba zrobić, ale tego nie znoszę?”.
W praktyce wygląda to tak, że jeśli wybierasz to, co lubisz robić, to zaczynasz być w tym coraz lepszy. Oczywiście wszyscy mamy różne role w życiu i wynikające z tego odpowiedzialności czy zadania do wykonania w codzienności , ale mówimy teraz o sytuacji, gdzie mamy przestrzeń, aby wyjść z tych naszych ról i podjąć świadomą decyzję „lubię to, chcę robić to”. Niektórym nawet w takiej sytuacji przychodzi to z trudem.
Podsumowując: na Zieloną Ścieżkę wchodzimy wtedy, kiedy dobrowolnie wybieramy to, co chcemy robić, to co lubimy i w tym zaczynamy być świetni. Nie musi to być coś wzniosłego, czasami to są proste prace manualne. Tutaj warto pozbyć się stereotypów, tylko poczuć, przypomnieć sobie co nas ekscytuje, co sprawia radość. Czyli im częściej to wybieram, im częściej to robię, tym zaczynam być w tym coraz lepszy, czyli mam do tego motywację wewnętrzną.
Teraz pora na przyjrzenie się jakie emocje towarzyszą nam na tej drodze. Czy mimo zmęczenia fizjologicznego, mam satysfakcję, czy mój wewnętrzny poziom energii rośnie? Na zielonej ścieżce pojawia się swoisty energetyczny perpetum mobile, czyli mogę pracować dużo i nie jest to dla mnie problemem. Wchodzę wtedy w tzw. stan flow, mam poczucie jakby znikał czas. Co więcej, inni ludzie widzą wyraźnie moją pasję, zapał do pracy, ten ogień w oczach. Kiedy jestem pochłonięty tym, co robię, rośnie moje poczucie wartości lub też jest ono stabilne – wszystko zależy od punktu wyjścia. W każdym bądź razie na pewno nie spada. Jeśli dasz mi ucznia w tej mojej dyscyplinie, to ja nawet nie muszę być dobrym dydaktykiem. Czując temat szybko zorientuję się czy uczeń nadaje się do tego czy nie, bo wiem, co jest do tego potrzebne. Wtedy mogę zachęcić taką osobę do dalszego rozwoju w tej dziedzinie u mojego boku albo mogę pomóc jej znaleźć nauczyciela, jeśli sama nie czuję się dobrze w tej roli.
Kolejne benefity Zielonej Ścieżki to: lubię się uczyć, rozwijać, ale też szukam autorytetów czyli osób lepszych ode mnie w tej dziedzinie, otwieram się na to, aby mnie inspirowali. Bliskie jest mi mistrzostwo osobiste, ale nie oznacza ono, że jestem w czymś doskonała, ale że mogę być w tej dyscyplinie modelem, wzorcem dla kogoś. Wiem o tym i biorę za to odpowiedzialność.
DS: Przyjemnie się tego słucha, ale co jeśli nie mamy tej ścieżki?
RG: Tylko, że każdy z nas ma takie ścieżki! To pewne!
Fenomen Gallupa, który opracował metodę identyfikacji wrodzonych talentów i stworzył wspólnie ze współpracownikami teorię 34 talentów, z których 5 jest dominujących, w połączeniu z psychologią pozytywna polega na tym, ze możemy powiedzieć do każdego: “pokażę Ci te dziedziny i aktywności, w których jesteś najlepszy, bo Ty je masz!”.
Niektórzy z nas od zawsze czują w czym są dobrzy, co jest ich tzw. powołaniem, inni potrzebują dopiero dojrzeć do dostrzeżenia tego, albo potrzebują, aby ktoś ich w tym wsparł. Jednak Zielona Ścieżka jest dostępna każdemu z nas, tylko czasami nieco zarasta.
DS: Czy na Zielonej Ścieżce można wypalić się zawodowo?
RG: Nie. Można się oczywiście zmęczyć, ale nie wypalić tak jak na tzw. Czerwonej Ścieżce. Na Zielonej Ścieżce możemy zmęczyć się fizycznie, ale nie wypalić zawodowo. Ograniczeniem jest tutaj ciało, które musi się w końcu zregenerować, szczególnie wtedy, kiedy pochłonięci pracą za mało śpimy, jemy, relaksujemy się. Pasja, jak wielu z nas wie, może nas pochłonąć bez reszty, ale nie wypalić!
Zielona Ścieżka jest – i to warto podkreślać – zasobem naturalnym, nigdy nie jest kompensacją braku. Nie uciekamy w nią przed czymś, nie szukamy tutaj poklasku, dowartościowania, kompensacji braku uwagi itd. Jest czymś tak szerokim, budującym i dającym dostęp do energii, że niektórzy nie są w stanie nawet przyjąć do świadomości, że tak się da!
DS: Jak w takim razie odnaleźć tę swoją Zieloną Ścieżkę? Który moment w życiu jest najlepszy ku temu?
RG: Niestety, ale często to już rodzice opóźniają odkrycie przez dzieci Zielonej Ścieżki, gaszą rodzącą się pasję. Mówią:”Ucz się na piątki do końca szkoły średniej, a potem zobaczysz, co cię zainteresuje”. To wielkie nieporozumienie!
Tymczasem mogłoby to inaczej funkcjonować już od etapu szkoły podstawowej. Jednak, aby miało to wszystko sens, powinno zacząć się od edukacji rodziców i to już zanim pojawi się dziecko. Trzeba zapytać młodych ludzi „Jaki masz pomysł na życie dziecka?”, „Chcesz opiekować się małym człowiekiem, wypuszczać go stopniowo w świat, ale jaki Ty masz paradygmat na życie, w jaki sposób i do czego chcesz wychowywać swoje dziecko?”, „Jak widzisz siebie i swoją rolę jako rodzica?”. To trudne, czasami bardzo trudne, pytania dla wielu młodych ludzi.
Zdarza się oczywiście i tak, że dziecko jest dobre we wszystkim, ale tak naprawdę nie wie w jakim kierunku iść. Czasami wtedy rodzice nadają kierunek jego edukacji, ale nie wsłuchują się w dziecko. Owszem, czują się odpowiedzialni za nie i chcą jego dobra, ale nie oznacza to, że mogą mu doradzić przez pryzmat swoich doświadczeń i potrzeb. Sama jestem tego najlepszym przykładem.
DS: W takim razie, jaka była Twoja ścieżka zawodowa?
RG: Chodziłam do podstawówki osiem lat, potem mój wybór liceum opierał się na pytaniach: gdzie idzie moja przyjaciółka, gdzie jest fajnie. Byłam bardzo dobra z wszystkich przedmiotów, miałam same piątki, miałam więc otwartą drogę do wrocławskich liceów, mogłam wybierać. Nie był to jednak świadomy wybór, nie wiedziałam po prostu czego chcę. Byłam w podstawówce bardzo zaangażowana w sport, trenowałam szermierkę, ale zapadła w domu decyzja, że koniec kariery sportowej, a wielka szkoda, bo to była moja pasja. Poszłam więc z przyjaciółką do liceum do “trójki”, tylko nikt mnie nie uprzedził, a ja tego nie sprawdziłam, że tam będzie poziom prawie akademicki, ponadprogramowa liczba godzin fizyki i matematyki. Tymczasem moja pasja do matematyki skończyła się na wielomianach. Szczęśliwie zakochałam się w najlepszym matematyku w klasie, który robił mi zadania i pisał sprawdziany, a ja odwdzięczałam się pisząc świetne wypracowania, robiłam za niego przez 3 lata polski.
To był sygnał, że może warto pójść na polonistykę, ale wtedy oznaczało to nie zarabianie pieniędzy, dlatego wybór padł na języki. Konkretnie – na niemiecki, z racji bycia wrocławianką. Wciąż powtarzano, że można tutaj być lektorem, tłumaczem. Nikt mi jednak nie powiedział na czym polegają te studia, a komu przydają się do życia starodruki niemieckie? Taka właśnie była moja motywacja do pójścia na germanistykę.
Po skończeniu studiów trafiłam do swojego liceum, do “trójki”, i po miesiącu wiedziałam, że nie będę pracowała a tym zawodzie. Moja ulubiona nauczycielka zapytała mnie “Jak się masz jako nauczyciel?”. Szczerze odpowiedziałam, że fatalnie, że nie widzę tutaj swoje przyszłości, że przy mojej potrzebie bycia pewną w wielu rzeczach, bycia perfekcjonistką, stanie na środku klasy ze świadomością, że przygotowuję uczniów do matury z niemieckiego jest koszmarem, że nie jestem tego w stanie udźwignąć. Wtedy uśmiechnęła się i potwierdziła, że to najlepszy moment, aby wycofać się i zmienić pracę. Tylko to nie było takie proste! To były studia, pięć lat ciężkiej pracy, dyplom i żadnego pomysłu co teraz. Wtedy uciekłam do przedszkola i tutaj byłam zachwycona. Jednak pieniędzy nie zarabiałam.
Trafiłam wówczas z ogłoszenia do sprzedaży i przez pięć lat sprzedawałam wszystko, co mi wpadło w ręce. Zajmowałam się i handlem obwoźnym i wprowadzałam nowe produkty na polski rynek. Miałam i radość, satysfakcję z pracy, miałam i pieniądze.
Wtedy odkryłam, że moim największym darem jest wizjonerstwo i relacje z ludźmi. Na tym zbudowała się potem cała moja zawodowa droga. Wszystkie kolejne kroki, np. wprowadzenie do Polski systemu SITA i założenie 25 szkół SITA, a potem wprowadzenie Talentów Gallupa i zrobienie studiów MBA opierało się na podążaniu Zieloną Ścieżką.
Zawsze interesowało mnie uczenie się, ale też przekazywanie wiedzy ludziom, budowanie kontaktów, relacji oraz możliwość przecierania ścieżek nowym działaniom, aktywnościom, czyli np. wprowadzanie produktów wcześniej nieznanych na polskim rynku. Niezwykłe było uświadomienie sobie, że to czym się zajmowałam, wyprzedzało epokę o jakieś 10-15 lat. Teraz mamy dostęp do coraz większej liczby badań pokazujących jak się uczyć, jak stan relaksu stymuluje, wspiera tę aktywność mózgu. Wtedy, kilkanaście lat temu, kiedy wprowadzałam SITA, już na tym bazowano, ale nie było to tak powszechnie znane. Teraz nie musimy przeprowadzać takich badań i zadawać sobie pytań „Jak efektywnie uczyć dzieci?”, bo to już wiadomo, tylko niestety szkoła, nauczyciele tego nie wiedzą i tutaj jest spory obszar do zagospodarowania.
W którymś momencie mój Instytut Talentów połączył te obszary, czyli pasję do uczenia się, wdrażanie nowych technologii i inspirowanie innych. Ważna dla mnie była tutaj zgodność wartości wewnętrznych z tym, co na zewnątrz, unikanie agresji i przemocy w relacjach w jakiejkolwiek postaci, nie pracowanie z przypadkowymi, nie zaangażowanymi ludźmi. Ważna była też wiara w ludzi, w to, że są zainteresowani swoim rozwojem, jeśli nie teraz, to kiedyś, za kilka lat. Ważne było – i jest – poczucie, że warto dawać im szansę, a już ich sprawą jest czy to wykorzystają.
Całe moje życie do około 35 lat było zdecydowanie stąpaniem po Czerwonej Ścieżce i całkiem dobrze mi to wychodziło, ale też nie karmiło wewnętrznie. Skończenie studiów na samych piątkach mimo, że nie były moją pasją, nie świadczy o niczym poza tym, że jest się zdolnym do ciężkiej pracy, determinacji, a w krok za tym pójdą prędzej czy później koszty zdrowotne.
I tutaj wracamy do jednego z benefitów Zielonej Ścieżki: nie zużywa naszych zasobów energetycznych, jeśli tylko o nie zadbamy. Tymczasem Czerwona Ścieżka doprowadza nas do skraju rezerw, skutkuje depresją, załamaniami nerwowymi, poczuciem braku sensu. To tutaj tkwi przyczyna chorób psychosomatycznych. Z kolei Zielona Ścieżka podsyca w nas poczucie sensu życia i z tego „czucia” wynika tak naprawdę każdy kolejny nasz krok. Tutaj często nie ma planów, konkretnych harmonogramów działań. Jest za to wciąż świeże patrzenie jak jest, jak to idzie i podążanie za tym.
Coraz więcej badań i obserwacji specjalistów od zdrowia psychicznego pokazuje, że już nastolatki nie widzą sensu życia, gdyż jako dzieci nie miały takiej przestrzeni, aby poczuć jak ich życie chce się układać. Co więcej, nie zaufano w ich otoczeniu (przedszkole, szkoła, dom) temu procesowi i winę za to ponoszą oczywiście dorośli. Pamiętajmy, że każde dziecko potrzebuje przestrzeni, aby szukać swoich pasji, testować, próbować tego, co pojawi się na drodze i – co ważne! – należy im dać prawo do popełniania błędów. Trzeba zaufać, że na pewno znajdą tę Zielona Ścieżkę, ale swoją, nie naszą. Trzeba pozwolić im na zmiany decyzji, na wycofanie się, a czasami na całkowitą zmianę drogi życiowej. Dla wielu rodziców bywa to trudne, szczególnie jeśli sami tkwią na tej czerwonej.
Doświadczenie pokazuje, że często dzieci 7-8 letnie, jeśli tylko im się w tym nie przeszkadza, wiedzą do czego są stworzone, co wybrać, co ich pociąga. Jednak ten naturalny proces zakłócamy my, jako rodzice i potem system edukacji. Natłok wrażeń, propozycji, stres, swoiste „chciejstwo rodzicielskie” wypaczają ten proces. Jeśli więc dziecko coś lubi i chce to robić samo z siebie, to zaufajmy temu nawet jeśli teraz nie jest w tym najlepsze. Jednak, jeśli to lubi, zabierze się za to bardziej aktywnie i może być w tym doskonałe. Tylko dajmy mu na to przestrzeń. Zaufajmy.
Jeśli chodzi o moje doświadczenie w pracy w korporacjach, to widzę już pewną zmianę. Teraz na fali są oczywiście turkusowe organizacje. Mówi się do ludzi: “Pokaż nam w czym jesteś dobry, rozwijaj się w tym kierunku, weź za to odpowiedzialność, ucz innych i znajdź swoje miejsce w organizacji. Wtedy to będzie dobre i dla Ciebie, i dla ludzi wokół”. To duża zmiana! To może zapobiec wypaleniu młodych ludzi, może nadać sens ich życiu.
Tymczasem współczesna edukacji nie wspiera dzieci w szukaniu sensu życia, nie wspiera ich talentów, za to przygotowuje – często za zgoda rodziców – do wyścigu i wypala już na starcie do dorosłego życia.
DS: Jak w takim razie rodzice mogą wspierać dzieci, oczywiście poza zobaczeniem własnego paradygmatu, o czym już wspominałaś?
RG: Takim kolejnym krokiem, moją propozycją jest np. Akademia Rodzica. Zapraszamy tam do poszerzania świadomości właśnie rodziców, bo dopiero to może wpłynąć na zdrowie i komfort życia dziecka. Niestety, ale na część rodziców działa, czyli skłania do refleksji, tylko ostre pytanie: „Jak sądzisz, gdybyś mógł to przewidzieć, to jak długo miałoby żyć Twoje dziecko?”. Odpowiadają zwykle: „Długo, w zdrowiu i szczęściu”. Kolejny krok, zadajemy pytanie „Czy to co teraz robisz z dzieckiem – jak je wychowujesz, wspierasz, opiekujesz się, spędzasz wolny czas – jest zgodne z tą wizją, czy prowadzi do tego celu?”. I tutaj jest szok, bo w większości przypadków nie.
Podstawą edukacji przedszkolnej powinno być to, że dziecko powinno mieć możliwość, aby przespać się w ciągu dnia, czyli zregenerować, być w grupie rówieśników, mieć opiekę, mieć dobry humor i okazję także do nudzenia się. Tymczasem rodzice zapisują maluchy na szereg zajęć dodatkowych, nie patrzą przy tym na koszty energetyczne i emocjonalne dziecka. To nie jest droga do długiego życia w zdrowiu i szczęściu, jak sobie życzą.
Warsztaty, które proponuje Akademia, są organizowane raz na miesiąc albo dwa razy w soboty. Pokazujemy jak rozpoznać talenty i mocne strony dzieci, ale zaczynamy od nich, czyli od rodziców. Zachęcamy, aby najpierw przyjrzeli się sobie, swoim przekonaniom, zobaczyli kim są. To bardzo ważne, bo właśnie ta wiedza o sobie będzie albo wspierała albo blokowała rozwój dzieci. Robimy więc rodzicom Testy Gallupa, badamy ekstrawersję i introwersję, dajemy wiedzę o sensoryczności, o tym jak działa mózg. I dzięki temu odkrywają stopniowo kim są. Udostępniamy im również narzędzia do oceny dzieci, zachęcamy do refleksji, zachęcamy do kontaktu z psychologami. Możemy też, jeśli rodzice są tym zainteresowani, zrobić testy dzieciom, pokazać jaka tendencja jest widoczna w ich talentach. Są jednak rodzice, którzy wtedy mówią, że nie będziemy im mówić kim będzie ich dziecko i z tymi rodzicami nie pracujemy. Oni chcą ulepić dzieci według swojego przepisu i nie są zainteresowani wsłuchaniem się w dziecko. Szukamy więc rodziców, którzy sami już są na zielonej ścieżce, którzy nie mają może odpowiedniej wiedzy do prowadzenia dzieci, ale mają chęci. Z takimi da się pracować!
Proponujemy również taki czy podobny program szkołom. Czasami wystarczy kilka spotkań, aby coś się obudziło w nauczycielach czy dyrekcji. Prowadzimy również spotkania w cyklu rocznym i wtedy dajemy pełen pakiet: wiedzę, asystę, książki. Wszystko, aby dorosły potrafił wesprzeć dziecko!
DS: Jestem w stanie zrozumieć, że rodzice mogą zmienić swoje podejście, ale jak mają to zrobić nauczyciele? Przecież oni są elementem pewnego systemu!
RG: I właśnie nad tym pracujemy, edukujemy w tym kierunku. Dużo zależy tutaj od dyrekcji. Grono dopasowuje się do tego, co mówi, albo co akceptuje „góra”. Zachęcamy na przykład do innego spojrzenia na oceny, do powiedzenia wprost sobie i uczniom: „Trójka to też dobra ocena”. Przecież dzieci, które mają wybitny talent w jakiejś dziedzinie (plastyka, sport, muzyka, języki) nie mogą być dobre z wszystkiego, nie da się tak żyć! Jeśli wkładają w coś dużo wysiłku i mimo to im nie wychodzi, to ich poczucie własnej wartości leci dramatycznie w dół. To bardzo niebezpieczne!
Uczymy więc budowania własnej wartości, zauważanie dobrych rzeczy w uczniach, promujemy życzliwość. I to jest dobra wiadomość. Zła: nie da się tego szybko zmienić, ale pracujemy nad tym od 20 lat, więc w końcu się uda. Z własnego doświadczenia powiem tak: spośród około 500 dyrektorów szkół, 100 to ludzie, którzy czują, że szkoła musi iść ku zmianie. Z nimi właśnie pracujemy. I to właśnie oni są inicjatorami zmian w szkolnictwie.
Co ciekawe, od około roku znowu najpierw podejmujemy pracę z nauczycielami, którzy obecnie pracują w chaosie, który przyniosła reforma edukacji. Popatrzmy na to w ten sposób: nauczyciele, którzy nie wyobrażali sobie pracy w gimnazjach i świadomie zostawali w podstawówkach, teraz uczą 7 i 8-klasistów, czyli właśnie byłych gimnazjalistów. To najpierw oni – dorośli – potrzebują wsparcia, aby potem mogły je dostać dzieci. Ważne, aby to dostrzec!
To wszystko o czym teraz rozmawiamy, czyli odkrywanie talentów, wsparcie emocjonalne uczniów, korzystanie z neuronauk, z neurodydaktyki, nie jest uwzględniane niestety w edukacji przyszłych nauczycieli. Przecież sami nauczyciele nie znają swoich talentów, często nie mają pasji. Tutaj nie pomoże rewolucja, to musi być ewolucja. Ważne, aby sami czuli potrzebę dokształcania się.
DS: Jak w takim razie wspomóc nastolatki w kolejnym kroku, czyli przejściu z podstawówki do liceum?
RG: Tutaj widzę światełko w tunelu! Ważne przede wszystkim, aby nastolatek wybrał szkołę świadomie, aby wiedział już co lubi, a czego nie. Na tym etapie może to być szkoła muzyczna, sportowa, językowa, plastyczna, klasa architektoniczna czy biologiczna. To pierwszy moment, kiedy dziecko może tak naprawdę pójść za tym, co mu w duszy gra.
Niestety, ale „ciemnym czasem” jest podstawówka, a dokładniej klasy 4-8. W nauczaniu zintegrowanym w klasach 1-3 dzieci mogą być jeszcze sobą. Koszmar zaczyna się od klasy 4, gdzie nikogo nie interesują już ich talenty, liczą się za to oceny. Zaczyna się rywalizacja, podsycana także przez rodziców. Pojawiają się także, co często nie jest brane pod uwagę, różne osobowości nauczycieli. Dziecko może najnormalniej w świecie nie być w stanie dogadać się z takim dorosłym. Jeżeli dziecko ma szczęście i trafi na uważnego, stabilnego emocjonalnie nauczyciela, to nauka będzie dla niego przygodą, nie zostanie stłamszone. Jeśli trafi „gorzej”, czyli na osobę nieświadomą, z niskim poczuciem własnej wartości, nie świadomą swoich projekcji na innych. Takie dziecko straci 5 lat edukacji, dodatkowo poczucie własnej wartości, zdrowie i wiarę w to, że warto się uczyć.
Teraz, kiedy mam już taką wiedzę i doświadczenie oraz dorosłe dzieci, wiem, że nie posłałabym ich do szkoły tradycyjnej … Postawiłabym na edukację domową albo na szkoły z autorskim programem. Mam świadomość, że jest to w jakimś stopniu niesprawiedliwe wobec niektórych nauczycieli, którzy niestety giną w tym systemie.
DS: Jak w takim razie wygląda to w liceach?
RG: Jak już wspominałam, tutaj może być lepiej, chyba że ktoś dokona wyboru niezgodnego ze swoimi talentami. Wtedy dziecko może zacząć chorować, być apatyczne, nerwowe, pojawią się problemy nazywane wypaleniem. Jest przeciążone i ciało i cały organizm tego nie wytrzymuje. Dołącza się z czasem coś takiego jak depresja dziecięca. Jeśli nałożymy na to nadmiar elektroniki, uzależnienie od social mediów, „lajków” na Facebooku i uznania na Instagramie, to zrozumiemy dlaczego pojawia się potrzeba budowania własnej wartości w Internecie.
To bardzo niebezpieczny czas, jeśli zabraknie uważności wśród dorosłych w otoczeniu nastolatka, czegoś co nazywam zainspirowana Ewą Foley: H2H (human to human). A dorośli sami są uzależnieni, spieszą się i mają często „obłęd w oczach”. „Życie na bezdechu” to bardzo słaby i obciążający stan dla wszystkich. Skutki stresu przychodzą w czasie zawsze. Czasem są tylko tak daleko oddalone od przyczyn, że nie potrafimy powiązać ze sobą tych faktów. Nagle nie mamy siły, nagle brak nam energii do życia i uczenia się, nagle chorujemy. Ale to „nagle” przychodzi z czasem. Pojawiają się wcześniej symptomy zapowiadające katastrofę np. zdrowotną i emocjonalną. Tylko my ich często nie zauważamy, bo jesteśmy w biegu …
DS: Kolejny krok to studia … Jak tutaj wygląda szukanie Zielonej Ścieżki?
RG: Tutaj jest zdecydowanie łatwiej. Nawet jeśli źle wybierzesz kierunek, to możesz zmienić uczelnię, możesz magisterkę zrobić gdzie indziej niż licencjat. To już szeroka przestrzeń do rozwinięcia skrzydeł! Możesz przecież zrobić rok przerwy, możesz uczyć się w systemie e-learningu, możesz wyjechać na stypendium. Kiedyś za prestiżowe studia płacono krocie, teraz to się zmienia, więc i Harvard i Oxford przymierzają się do możliwości zrobienia e-larningu. To jest fenomen!
Na przykład moja córka robi teraz EuroMBA, gdzie spora część wykładów jest w sieci. Studenci mają po kilka zjazdów stacjonarnych w roku (7-dniowych), a reszta odbywa się w sieci we wszystkich strefach czasowych. Stawia się tutaj na sieć relacji.
Co ciekawe, przeprowadzono badania, które pokazały, że nie ma korelacji między ukończonymi studiami, a zaangażowaniem w pracę. Edukacja wyższa idzie wyraźnie w kierunku możliwości wybierania pewnych bloków przedmiotów, a nie proponowania jednego programu. Teraz dosyć szybko pojawiają się specjalizacje. Niestety na wielu uczelniach, uniwersytetach nadal panują warunki folwarczne, jest tam za mało praktyków. Jest za to sieć zależności między wykładowcami. Nie zostają na uczelni najlepsi absolwenci. Inaczej jest na uczelniach prywatnych, gdzie stawia się przede wszystkim na praktyków.
Obecnie mówi się, że największym deficytem jest czas, a największą wartością energia osobista ludzi, zaangażowanie. Kolejne to uważność powiązana z sensem życia. Warto nauczyć dzieci umiejętności regeneracji oraz nie zabijać w nich ciekawości i poczucia sensu.
DS: A co po studiach? Co teraz może zrobić ktoś, kto nadal nie trafił na Zieloną Ścieżkę?
RG: Ludzie, którzy na tym etapie nie trafili na Zieloną Ścieżkę, zmieniają teraz firmy, szefów. Robią to tak długo, aż nie trafią na swoją osobistą ścieżkę. Młodzi ludzie, czyli pokolenie Y, jest wymagające względem siebie i otoczenia. W prasie znajdziemy różne, często niepochlebne opinie o pokoleniu Y, poczytamy, że są leniwi, krnąbrni, niezaangażowani. Tymczasem ja mam inne doświadczenie i zawsze podkreślam, że należy patrzeć, kto pisze dany artykuł. Bo owszem pokolenie Y bywa wymagające, nie wykona na przykład czegoś, jeśli nie widzi w tym sensu, ale czy jest to arogancja i krnąbrność? Tymczasem większość pokolenia X utknęła w pewnym paradygmacie, uważają że umieją już wszystko, brak w nich ciekawości. Z kolei pokolenie Y jeśli przebrnie przez edukację, to owszem bywa oceniające i krytyczne względem innych, ale jest także szczere, chce się uczyć od najlepszych. Jeśli ktoś „nad nimi” nie rozwija się, to są dla niego rzeczywiście surowi. Oczywiście mamy tutaj, w tej grupie wiekowej, także sporo osobowości narcystycznych, ale należy zachować ostrożność we wrzucaniu wszystkich do jednego worka. Pokolenie Y to także indywidualności, ale potrafią również pracować w zespołach.
DS: Jak w takim razie organizacje wykorzystują Zielone Ścieżki?
RG: Największe wdrożenia w tym obszarze mają firmy skandynawskie, które stawiają na inne wartości niż większość Europy. Myślę zresztą, że mój obraz i moja odpowiedź na to pytanie, jest nieco wypaczona, ponieważ ja od kilku lat pracuję tylko z tymi, którzy chcą zmiany. W związku z tym mam kontakt z ludźmi otwartymi, a tych jest nadal mniejszość, ale miewam złudzenie, że jest inaczej.
Na pewno trzeba mieć świadomość, że firmy, które nie zmienią swojego podejścia idą „ku zagładzie”. Za chwilę nie będą mieli pracowników, bo pokolenie X odejdzie na emeryturę, a pokolenie Y nie będzie chciało u nich pracować. Te firmy muszą nauczyć się dzielić wiedzą, którą zdobywali przez lata. Aby to zrobić, muszą przestać się bać, że ktoś im zabierze tę wiedzę, czyli zagrozi ich pozycji. Takie podejście wymaga jednak poczucia własnej wartości.
DS: Powiedz jeszcze krótko, co jest największym problemem Polaków w pracy?
RG: Problemem jest przede wszystkim to, że pracujemy dużo, ale nieefektywnie, że nie potrafimy się regenerować.
DS: I teraz pora na podsumowanie! Co byś podpowiedziała rodzicom, nauczycielom, wszystkim, którzy mają kontakt z dziećmi i młodymi ludzi, a także tym, którzy są gotowi rozwijać się osobiście?
RG: Najważniejszą kompetencją w zmiennym środowisku, a w takim obecnie żyjemy, jest ciekawość i to ją należy pielęgnować w dzieciach, ale i w sobie. Kolejna to dociekliwość, czyli umiejętność wchodzenia w głąb danej dziedziny. Następnie: angażowanie innych, pociąganie za sobą ludzi, czyli liderstwo i determinacja w dążenie do celu, ale z zakładaniem, że popełnię błędy i na nich będę się uczył. To ważne!
Warto powtarzać rodzicom, aby zapewniali dzieciom „asystę” w ich ciekawości i pędzie do eksplorowania świata. Nie tylko zresztą dzieciom, ale także nastolatkom. Dajmy więc dzieciom i młodzieży przestrzeń do poznawania i świata, i siebie, do zmiany zainteresowań, do poznawania ludzi. Wtedy odnajdą i siebie, i tę Zieloną Ścieżkę, o której dzisiaj tyle rozmawialiśmy.
DS: Dziękuję Ci bardzo za rozmowę!
Rozmawiał: Dawid Sadulski
Redagowała: Agnieszka Bonar
_____________________
Renata Gut – przedsiębiorca, trener biznesu i edukacji od 25 lat.
Właścicielka Instytutu Talentów „Flashpoint”, gdzie popularyzuje teorię Instytutu Gallupa i model Clifton StrengthsFinder oraz model STANDOUT Marcusa Buckinghama.
Ukończyła germanistykę na Uniwersytecie Wrocławskim. Absolwentka VII Nitki EX MBA na Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie, gdzie jako wykładowca prowadzi autorskie programy: przedmiot „Zarządzanie sobą” oraz kurs „Odkryj swoje Talenty i Mocne Strony. Zarządzanie Sobą na Zielonej Ścieżce”. Współtworzyła program: Szkoła Trenerów Biznesu na ALK.
Posiada dyplom studiów podyplomowych: „Psychologia w Biznesie” z WSB we Wrocławiu. Uczyła się od największych światowych autorytetów w obszarach technik uczenia się, strategii myślenia i działania, NLP oraz kształtowania zmian i nawyków osobistych takich jak: Tony Buzan, Jeannette Vos, Christina Hall, Georgi Łozanow, Carla Hannaford, Marek Szurawski, Brian Tracy.
Zainicjowała pracę zespołu trenerskiego i czasopisma „Podróż w Intelekt” promującego maksymę Petera Druckera: „Najpierw zarządzaj sobą, potem innymi i organizacją”. Ukształtowała i wprowadziła na polski rynek trenerski swój autorski program „Zarządzanie Sobą na Zielonej Ścieżce”. Diagnozuje dzieci, młodzież i dorosłych – inspirując innych do odkrywania swoich talentów i mocnych stron. Realizowała programy Diagnozy Talentów i Mocnych Stron, dla największych firm polskich i banków. Buduje w firmach zespoły w oparciu o współczesne trendy liderowania i zarządzania opartego na mocnych stronach członków zespołu.
Współautorka książki „Zarządzanie sobą” (wyd. DIFIN, 2008), autorka książki „Cechy osobowe dyrektora szkoły a styl zarządzania” (wyd. CODN, 2009), autorka i wydawca książek: „Zarządzanie Sobą na Zielonej Ścieżce. Dyrektor szkoły z Pasją” (wyd. Flashpoint, 2015) i „POKOLENIE Y” (wyd. Flashpoint, 2016). Pozycje promują w biznesie i polskiej edukacji nowoczesne metody uczenia się i nauczania, dopasowane do indywidualnych strategii uczenia się nauczyciela i ucznia. Pasjonuje się współczesną wiedzą o mózgu człowieka i jego możliwościami, komunikacją i technikami odkrywania dróg kompromisów i porozumienia, oraz strategiami tworzenia i budzenia kreatywności.
Na co dzień realizuje w życiu i praktyce biznesowej misję: „Z PASJĄ inspirujemy do odkrywania PASJI”. Jej osobiste pasje to: uczenie się, prowadzenie warsztatów, żeglowanie, narciarstwo i „życie na bosaka, zbierając muszle”. Prywatnie – mama 2 dorosłych dzieci.
W teście Instytutu Gallupa posiada takie talenty jak: Wizjoner, Strateg, Uczenie się, Odkrywczość i Maksymalista. W teście Standout Marcusa Buckinghama ma rolę: Twórca i Doradca.