Podczas teisho kończącego wrześniowy sesshin pojawiło się kilka pytań, przy których warto zatrzymać się dłużej. Pokazują one jak ważne jest doprecyzowanie pewnych aspektów treningu zen. Pokazują także, gdzie tkwi źródło najczęstszych niepokojów, ale i błędnego rozumienia zen – nie tyle samej tradycji, co jej rdzenia, praktyki zazen.
1. Czy zen jest dla każdego? Czy praktyka zazen jest odpowiednia dla osób szczególnie wrażliwych? Czy nie stanowi dla nich zagrożenia, a jeśli tak, to jak zminimalizować to ryzyko?
Przede wszystkim należy podkreślić, że zazen jako praktyką bezpośredniej konfrontacji z tym-co-jest, a więc bardzo bezpośredniego spotkania z samy sobą. Wymaga więc – już na starcie – pewnej stabilności emocjonalnej.
I tutaj zaznaczmy, że stabilność emocjonalna nie ma nic wspólnego z tak zwanym „silnym charakterem” (pisałem o tym w poprzednim wpisie) czy byciem niewzruszonym i nie poddającym się tak łatwo emocjom. Jest to błędne postrzeganie postawy zen, choć wcale nie tak rzadkie. Zen nie ma także nic wspólnego z umiejętnością kontrolowania myśli, bycia spokojnym czy dystansowania się do emocji. Zen jest byciem jednym z tym-co-jest, a nie oddzielaniem się od czegokolwiek i dążeniem do bliżej nieokreślonego spokoju.
Mówiąc w kontekście zen o stabilności emocjonalnej mam na myśli umiejętność „wytrzymania siebie”, bycia przy sobie, czucia siebie, nie odcinania się zarówno od emocji, które się pojawiają, jak i od doznań cielesnych, które są z tym związane. I chodzi tutaj o reakcje na różne sytuacje, wspomnienia, ponownie przeżywane traumy. Tak rozumiana stabilność to gotowość do bycia z tym-co-jest, bez względu na to jak byłoby to przykre dla nas. Wyczucie subtelnej różnicy między „wytrzymaniem” rozumianym jako zaparcie się w postawie „ja wytrzymam wszystko” i automatycznym zdysocjowaniem od tego, co się czuje czy dzieje, a „wytrzymaniem” będącym synonimem bycia jednym z tym, co pojawia się, wymaga często kilkuletniej praktyki w siedzeniu.
Jeśli podczas rozmów indywidualnych (dokusan), które są integralną częścią sesshin oraz towarzyszą niektórym zazen, nauczyciel zen lub mistrz zen ma możliwość zaobserwowania co dzieje się z daną osobą. Ja osobiście w zależności od tego, co widzę, czuję oraz w oparciu o zgłaszane przez praktykującego problemy, zalecam skorzystanie z konsultacji psychologa, psychoterapeuty czy nawet podjęcia terapii. Czasami konieczne jest przerwanie praktyki zen, tak aby dana osoba mogła ustabilizować się emocjonalnie i zrozumieć co się z nią dzieje, aby po prostu zaczęła „czuć siebie” i miała do tego odwagę oraz potrafiła wziąć za siebie odpowiedzialność (więcej we wrześniowym wpisie). Inaczej zazen będzie tylko ucieczką od rzeczywistości, a nie doświadczaniem rzeczywistości.
Wbrew pozorom takie sytuacje (destabilizacja emocjonalna, konieczność przerwania praktyki, konieczność zajęcia się emocjami) nie zdarzają się wcale najczęściej na początku praktyki. Często wchodzimy w zen z przeróżnych osobistych powodów, mniej lub bardziej uświadomionych oczekiwań (więcej w czerwcowym wpisie). Wtedy też nasza tożsamość, poczucie „ja jestem”, jest na tyle silne (co nie znaczy stabilne), że mechanizmy chroniące przed tym, co nieprzyjemne, działają błyskawicznie i nie pozwalają nawet zbliżyć się do granicy, gdzie tożsamość rozluźnia się. Bywa, że dopiero po latach siedzenia, otwiera się taka możliwość, że jakiś życiowy kryzysy na tyle nas destabilizuje, że właśnie wtedy mechanizmy obronne są mniej szczelne i zbliżamy się do tego, co niektórzy nazywają „prawdziwą naturą” i wtedy bywa bardzo trudno. Mechanizmy obronne aktywują się wówczas wyjątkowo silnie, nasza nieświadoma walka o swoje „ja” staje się bardziej intensywna niż zwykle, a my po prostu niestabilni emocjonalnie. Wtedy potrzebna, czasami wręcz niezbędna, jest superwizja. Jeśli podczas dokusan dostrzegam, że sama rozmowa jest niewystarczająca, to proponuję terapię.
Bywa też tak, że prawdziwa motywacja i intencja z jaką weszliśmy w praktykę, ujawnia się po latach siedzenia, i to także generuje kryzys, nie tylko w praktyce, ale i w życiu. Tutaj równie ważne jest wsparcie doświadczonej osoby – nauczyciela zen lub mistrza. To istotne, aby wtedy namierzyć na czym polega ta destabilizacja. Pomaga to znaleźć czuły punkt naszej tożsamości i ugruntować się w zazen, a także w życiu.
Na pytanie „co wyklucza z treningu zen?” odpowiem krótko: wszelkie stany psychopatyczne, nie tylko świeże, aktualnie trwające, ale także te z przeszłości. Wymagają one konsultacji z terapeutą lub lekarzem. Ostrożność należy zachować także przy stanach lękowych, skłonności do retraumatyzacji.
2. Jaka jest rola snów w naszym rozwoju osobistym czy duchowym? Czy rzeczywiście mogą zmieniać się podczas sesshin lub w okresie intensywnej praktyki zen? Jeśli tak, to dlaczego?
Nie ma wątpliwości, że jeśli wyciszymy się, a tak zwykle dzieje się podczas sesshin, nasze sny stają się inne. Bywają wtedy wyraźniejsze, lepiej je pamiętamy, choć niekoniecznie stają się przyjemniejsze. Wszystko zależy od tego, co skrywa nasza podświadomość, jakie emocje potrzebują „przepracowania”. Jak wiemy, sen jest bardzo ważnym momentem, kiedy nasze przeżycia, doświadczenia i przede wszystkim towarzyszące im emocje, domagają się „przerobienia”. Dlatego też ja osobiście nie przywiązuję dużej wagi do obrazów, ale do emocji, które towarzyszą nam we śnie – czy jest to lęk, strach, złość, agresja, czy może radość, przyjemności, poczucie spełnienia, satysfakcja.
Sen niejako „domyka” wiele uczuć, które w codzienności nie mogły być w pełni doświadczone i przyjęte. Dotyczy to także emocji z zamierzchłej już dla nas przeszłości oraz emocji zapamiętanych także cieleśnie. Doświadczenia te pokazują się za pomocą obrazów, a sytuacja, osoba, obraz i np. lęk oddają to uczucie, które kiedyś było w nas obecne, a teraz jako nieprzyjęte lub niezintegrowane do końca, obudziło się w nas.
Dlatego też analizując sny, szczególnie w kluczowych momentach życia, w tym po dłuższym okresie odosobnienia, przyglądajmy się nie tyle konkretnym obrazom, ale emocjom, uczuciom, które im towarzyszą.
3. Czym jest świadomość patrząc przez pryzmat doświadczenia wglądu? Czy tak jak sugerują to współczesne badania, nasze mózgi są siecią przyłączającą, bardzo złożonym układem opierającym się na współzależności? Czy świadomość jest funkcją tej sieci i czy istnieje coś takiego jak świadomość indywidualna?
To bardzo stare i intrygujące wszystkich pytanie! Pojawiało się niemal od zawsze – nie tylko w nauce, ale też w filozofii. Zastanawiano się: czy jesteśmy manifestacją świadomości, czy to może my tworzymy świadomość?
Tutaj warto zatrzymać się przy słowach Buddy, które uznaje się za najważniejszy opis doświadczenia wglądu, a mianowicie w Sutrze Serca przeczytamy (więcej w archiwalnym wpisie) :
Pustka jest formą a forma jest pustką.
Forma nie jest różna od pustki. Pustka nie jest różna od formy.
I – co ważne! – jest to „coś” jednoczesnego, nie ma tutaj ani „najpierw”, ani „potem”, nie ma wynikania czegoś z czegoś, jest tylko współzależność wszystkiego od wszystkiego. Nie ma absolutnie przyczynowości!
To bardzo trudne do pojęcia przez ludzki umysł, który nie tylko wykształcił się, ale także opiera swoje działanie o dualizm, o rozbijanie rzeczywistości na „to” i „tamto”. Tak funkcjonujący umysł nie ma możliwości ogarnięcia tych słów. Jeśli uda nam się choć trochę do tego zbliżyć i poczuć aromat słów Buddy, to w dużym stopniu ulegnie zmianie nasze podejście do rzeczywistości, do samej praktyki zazen czy do duchowości.
Być może nie jest możliwe uzyskanie satysfakcjonującej nas, ludzi, odpowiedzi na pytanie „czym jest świadomość?”. Być może wymaga to doświadczenia, jak świadomość organizuje się, kiedy nasz umysł wchodzi w tryb liniowego czasu, a jak działa, kiedy znika i czas, i przestrzeń? Wymagałoby to także dostępu do stanu Jedności, a i tak opis Tego jest „poza słowami”.
Studiując Sutrę Serca, wracając do niej, możemy czasami odnieść wrażenie, że „mamy to”, że złapaliśmy sedno tego pytania, ale i tak przyjdzie nam w końcu z pokorą stwierdzić, że opis Tego, co nie jest odrębne od czegokolwiek, co nie jest ani stałe, ani nie ma swojej natury, esensji, czyli czegoś, co jest nieustającym procesem, nie jest możliwy i wyczerpujący poprzez narzędzia jakie mamy: język, słowa, badania.
Poza tym, tak jak powiedział Szósty Patriarcha Huinenga:
Wszystko jest pustką od początku,
To gdzie miałby odkładać się kurz?
___________________
Wszystkich zainteresowanych wejściem na ścieżkę praktyki zen, poznaniem kontekstu historycznego zen, doświadczeniem zazen oraz tym jak przenika naszą codzienność, zapraszamy na Kurs WPROWADZENIE DO ZEN, który już we wrześniu w okolicach Warszawy poprowadzi Alexander Poraj-Żakiej. Szczegóły -> TUTAJ
Jeśli interesuje Was tradycja zen oraz pogłębianie treningu zen, polecamy lekturę najnowszej książki Alexandra Poraj-Żakieja „Wprowadzenie do ZEN. Historia – Praktyka – Współczesność” -> TUTAJ
Inne tytuły z nurtu ZEN znajdziecie TUTAJ
Co to znaczy być ostrożnym w treningu zen? Na czym owa ostrożność miałaby polegać? I dla czego akurat w linii Pusta Chmura nauczyciel tak wyraźnie podkreśla, że zen nie jest dla każdego, że zen niesie zagrożenia, kiedy indziej mówiąc, że przebudzenie jest dostępne dla wszystkich.
Ostrożność w treningu zen to między innymi rozwijanie świadomości swoich stanów emocjonalnych, ale też – co ważne!- odczuć z ciała, bo one często szybciej niż emocje i myśli sygnalizują co się w nas i z nami dzieje. Ostrożność to także gotowość do sięgnięcia po wsparcie terapeutyczne, jeśli emocji czy doświadczeń, które pojawiają się podczas praktyki jest za dużo i są dla nas za silne czy za mocne do samodzielnego zintegrowania. Ważne, aby nie wpaść w pułapkę myślenia, że zazen jest sposobem na obejście problemów emocjonalnych czy tożsamościowych. Zazen nigdy nie zastąpi pracy terapeutycznej jeśli jest jakiś problem lub jeśli w trakcie treningu zen pojawi się taka potrzeba.
Linia Pusta Chmura wyraźnie na to uczula, ponieważ nauczyciele i mistrzowi zen towarzyszą osobom, których codzienność nie jest związana z życiem klasztornym, ale jest osadzona w 100% w codzienności i aktywnościach typu praca, rodzina, związki, role społeczne itd. Mamy więc świadomość, że taka praktyka jest nieco inna niż typowego mnicha, który swoje życie zamknął w murach klasztornych. Inna, czyli nastawiona na inne wyzwania, przebiegająca z inną dynamiką.
To wszystko nie wyklucza stwierdzenia, że „przebudzenie jest dla wszystkich, ale zazen nie zawsze”.
Czy można spuentować,że osoby żyjące poza klasztorem mają trochę
trudniej w praktyce z powodu wielu bodźców które je mogą rozpraszać?
Idąc dalej muszą włożyć dużo pracy, żeby osiągnąć TU i
TERAZ.Dysfunkcje w postaci zaburzeń emocjonalnych (w tym depresje) w
związku z tym mogą się pogłębiać i frustrować.
Nie ma ani trudniej, ani łatwiej, bywa po prostu inaczej. To wszystko zależy także od naszej osobowości i tego jak sie organizujemy. „Tu i teraz” nie wymaga pracy, trudu, nie jest czymś co się osiąga, TO już JEST. Praktyka zazen pomaga w doświadczeniu tego, ale nie jest to aktywność typu „zdobywanie, osiąganie”.
Jeśli jakiekolwiek zaburzenia emocjonalne pogłębią się, to nie jest to kwestia frustracji, że praktyka „źle idzie” czy że się czegoś nie osiągnęło. Po prostu zazen będący bardzo bezpośrednią formą bycia sam na sam ze sobą, może wydobyć to, co codzienne, zwykłe aktywności (będące często kompensacjami różnych braków emocjonalnych) skrywały do tej pory. Pamiętajmy jednak, że zazen nigdy nie zastąpi odpowiednio poprowadzonej terapii, jeśli taka jest nam potrzebna.