Wchodziłem w praktykę ZEN z mnóstwem pytań i intelektualnych dylematów. Jakim wielkim zaskoczeniem jest dla mnie, że po kilku latach odpadły one ze mnie, jak zeszłoroczne, pożółkłe liście. Czy czuję, że moje życie jest przez to uboższe? Ani trochę …

 

Mój dom spłonął. Nie będzie już zasłaniał księżyca.
MASAHIDE (1656-1723)

 

Pytanie o sens życia pojawiło się w moim umyśle w wieku lat kilkunastu. Było naturalnym continuum pytania “Jak to działa”, które towarzyszyło mi od najmłodszych lat. Objawiało się ono w permanentnym zainteresowaniem działaniem różnego rodzaju urządzeń, przedmiotów i mechanizmów. Aby zrozumieć ich funk, rozbierałem je na czynniki pierwsze i analizowałem ich budowę. Było w tym dużo dziecięcego zainteresowania światem, jakie przejawia niemal każdy młody umysł. Pytanie to jednak w wieku dojrzewania przybrało bardziej filozoficzną naturę “Jak działa życie”.

Pytanie o sens łączyło się dla mnie z poznaniem  natury rzeczywistości, jej działania, zależności i oczywiście praprzyczyny istnienia świata. Obserwując innych w takim momencie, widzę, że szukamy różnych rozwiązań takich egzystencjalnych pytań. Możemy sami rozpocząć poszukiwania, czasem wybieramy nawet ścieżkę edukacyjną, która może pozwolić nam na zgłębienie jej wykorzystując system edukacji i dostępne kierunki studiów. Liczymy, że tam znajdziemy takie odpowiedzi, że ktoś już odnalazł “świętego Graala”.

Na horyzoncie pojawiają się takie kierunki jak teologia, czy też dla osób bardziej pragmatycznych w swej religijności – filozofia. Niektórzy szukając odpowiedzi w sferach bardziej związanych z fizyczną rzeczywistością wybierają studia biologiczne lub fizykę w nadziei odnalezienia tam odpowiedzi na podstawę życia.

Mój wybór padł na … samodzielne studia. Ponieważ niemal zawsze najpierw sam sprawdzałem działanie wszelkich urządzeń, nie czytając nigdy instrukcji, nie szukałem rozwiązania problemu, ale podjąłem indywidualne edukację nad naturą rzeczywistości. Moment pojawienia się tej potrzeby przypadł na trudny okres dojrzewania, podczas którego miewałem pierwsze okresy depresji, które później pojawiały się w długich okresach mojego życia. Z perspektywy czasu stały się one katalizatorem potrzeby zrozumienia natury rzeczywistości, a z czasem okazały się połączeniem ciekawości “Jak działa życie” z próbą ucieczki od cierpienia, którego źródła nie znałem w tamtym momencie.

Aby te indywidualne studia miały sens i punkt zaczepienia przyjąłem założenie, które pozwalało mi usystematyzować wiedzę. Paradoksalnie pochodziło ono ze środowisk wywiadowczych, które mają niewiele wspólnego z ”duchowością”. Przypadkowo napotkana hipoteza mówiła ”Jeśli trzy niezależne źródła podają podobną, nawet nieprawdopodobną informacje to jest duża szansa, że jest to prawda”.

Takie założenie pozwoliło mi sięgać bo bardzo różne pozycje z wielu dziedzin i nie ograniczało poszukiwań religijnie, filozoficznie ani kulturowo. Bardzo często działałem na poziomie intencjonalnym, to znaczy czytałem to, co “się pojawiało” i najczęściej okazywało się, że jest to brakujący element “układanki”. Zdarzało się, że czytałem książkę w całości natychmiast po dotarciu do domu.

Jedną z pierwszych lektur, jaka pojawiła się na mojej drodze do zrozumienia natury istnienia, była książka Dalajlamy “Radość życia i umierania w pokoju”. Nieprzypadkowo trafiła w moje ręce, gdyż postanowiłem zrozumieć “sens bytu” poprzez zrozumienie natury śmierci. Ten motyw pojawił się wielokrotnie. Sięgałem po wiele pozycji nie tylko z lektur “Wschodu”, dzięki, którym po raz pierwszy na poważnie zainteresowałem się medytacją, ale także z ezoteryki.

To był ten okres, kiedy sięgałem bo bardzo różne pozycje – od Kosmologii Wedyjskich czy fizyki kwantowej, przez książki Roberta Monroe czy Raymonda Moodiego. Po wielu latach studiów w tym zakresie, zarówno z obszarów Wschodu i Zachodu, doszedłem do wniosku podobnego jak Ken WIlber – amerykański filozof, socjolog, psycholog i teoretyk systemów, że 10% tej literatury ezoterycznej przedstawia wartość, a pozostałe 90% mogą być bardzo subiektywnymi doświadczeniami i niekoniecznie powtarzalnymi.

O ile te wieloletnie indywidualne studia naprowadziły mnie na wiele odpowiedzi, jak mogą funkcjonować niektóre “kawałki” naszej rzeczywistości, a część z nich dawały nawet precyzyjne odpowiedzi “Jak może być”. I o ile dały mi one delikatne ukojenie umysłu w zakresie tej ciekawości o tyle nie zmniejszyły cierpienia, jakie w sobie cały czas nosiłem, a które było cały czas paliwem tych poszukiwań.

Z pewnością wartością tego okresu było poznanie medytacji i indywidualna kilkuletnia praktyka. Z perspektywy czasu była ona dla mnie lekkim wyciszeniem umysłu, co przynosiło chwilowa ulgę w cierpieniu, jednakże bagaż trudności jakie ze sobą nosiłem był zbyt silny. Dlatego z czasem medytacja stała się dla mnie raczej próbą szukania “pozytywnych” albo nawet transcendentalnych stanów, najlepiej przyjemnych, które mogłyby na chwilę odciągnąć mnie od cierpienia, które cały czas doznawałem, ale nie byłem świadom jego przyczyn i ogromnej złożoności, którą dopiero udało się doświadczyć w późniejszym okresie mojego życia dzięki procesowi terapeutycznemu.

Dlaczego o tym wszystkim piszę? Cóż, fascynujące z perspektywy czasu jest to, że cierpienie może wyzwolić w nas ogromne pokłady substytutów zachowań, które czasami mogą prowadzić nawet do wielkich osiągnięć, być może nawet w takich szczególnie dziedzinach jak filozofia czy literatura.

Być może nawet mając więcej czasu poza obowiązkami takimi jak rodzina czy praca zarobkowa byłbym w stanie napisać książkę syntetyzującą “wieloletnie studia poznawcze na temat natury istnienia”. Takie substytuty fundujemy sobie sami codziennie, jeśli działamy na autopilocie. Najprostszymi z nich są często substytuty materialne, osiągania, czasem władzy czy wpływu.

Ale osiągnięcia natury filozoficznej, poznawczej także bywają zwodnicze i nie mniej wciągające. Pozwalają one czasem nakarmić naszego ego, że wiem lepiej, więcej, że moja idea, projekcja jest tą właściwą albo przynajmniej właściwszą. Dobudowuje to trochę poczucie własnej wartości i sprawia, że możemy poczuć się lepiej. Nie teoretyzuję, piszę z własnego doświadczenia. 🙂

Jak więc się stało, że przestało mieć to dla mnie znaczenie? Poznanie natury, sensu, konstrukcji rzeczywistość? Cóż. To chyba jedne z najbardziej zaskakujących “skutków ubocznych” paroletniej praktyki ZEN. Zupełnie niespodziewanie przestało mieć to dla mnie znaczenie. PO PROSTU PYTANIE PRZESTAŁO SIĘ POJAWIAĆ. Czy spowodował to ciągły powrót do oddechu? Być może.

Ale być może stan obecności, czyli bycie w tu i teraz, sprawia, że to pytanie przestaje mieć sens, gdyż odnosi się do przyszłości. Nadanie sensu to stworzenie obrazu z przyszłości, który sprawi, że poczujemy się lepiej, pewniej, być może nawet radośniej. Ale kiedy JEST, to pytanie po prostu znika. Jakie to zaskakujące, ale i wygląda na to, że wyzwalające…

 

___________________

ZENobiusz jest postacią fikcyjną podobnie, jak 7,5 miliarda pozostałych istot na tej planecie. Zapytany w jednym ze swoich dialogów wewnętrznych “Co mu dało ZEN?”, odpowiedział: “Same cudowności i wspaniałości”. Zanim zaczął ćwiczenie,  w momencie upadku łamał nos, bo trzymał ręce w kieszeniach. Po kilku latach,  ręce trzyma swobodnie, pomagają mu złapać równowagę, czuwają także przy trudniejszych sytuacjach. Czy to znaczy, że już nie upada? Oj, nie, może rzadziej i kontuzje są mniejsze, ale nadal często się potyka. Jednak jak upadnie, łatwiej mu się wstaje i nie żyje nadzieją, że nie zdarzy mu się to ponownie …

Komentarze dla Straciłem potrzebę szukania sensu życia. Wystarczy mi, że JEST.

  1. inka pisze:

    Bardzo, bardzo dziękuję za ten wpis:) Czytając go, czytałam o sobie. Wieczne poszukiwania i zagwozdki związane z naturą rzeczywistości i sensem.Lektury, wykłady, warsztaty, medytacje…Spłonął mój dom, zobaczyłam księżyc..;) Jednak umysł przyzwyczajony do działania na autopilocie, z taka łatwością wpada w pułapkę kwestionowania, intelektualizowania, analizowania.Mimo systematycznych medytacji. Nie jestem jeszcze w stanie zawsze dostrzegać księżyc. Od nowa coś tam chce się zabudować w mojej łepetynie…eech! Jednak akceptuję ten stan, który jest i tak jest dobrze:) Czy to ma sens? hahaha:) pozdrawiam serdecznie

Skomentuj inka Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *