Zacznijmy od postawienia pytań: Czy musimy rzeczywiście szukać recepty na przeżycie? Co to w ogóle dla nas znaczy?
Czym właściwie jest życie, a czym przeżycie? Czy przeżycie to prostu „zaciśnięcie zębów” i wytrzymanie kolejnych nawałnic codzienności?

 

Jeśli szukamy takiej właśnie recepty, to znaczy, że żyjemy w przeświadczeniu, że tak naprawdę to nasze życie w ogóle się nie zaczęło, a my dopiero szukamy instrukcji jak to zrobić. To prawie tak jak byśmy siedzieli w poczekalni życia, oczywiście świetnie przygotowani do podróży, wyczekujący tego konkretnego pociągu. Zanurzeni we własnych marzeniach o miejscach, które na nas czekają, o tym jak tam będzie oraz z kim będziemy dzielić wrażenia z podróży, nie dostrzegamy, że kolejne pociągi wciąż nam umykają.

I tak właśnie minie nam życie. I kiedyś dostrzeżemy, że właściwie to wszystko już było i w nas, i przy nas, a nawet nami, ale my – żyjąc w klatce własnych myśli, marzeń i przekonań „jak to ma być” – po prostu je przegapiliśmy. To może być jedno z naszych najmocniejszych przebudzeń

Najgorszy w tym wszystkim jest fakt, że dodatkowo pielęgnujemy w sobie przekonanie, że podróż zwana życiem musi odbywać się w towarzystwie, musi biec ściśle określoną trasą, według precyzyjnego – oczywiście naszego – planu, zawsze po naszej myśli. Siedzimy więc i czekamy na tego towarzysza życia, przekonani, że będzie to ktoś wyjątkowy, oczywiście tylko i na zawsze dla nas, ktoś kto wyłapie nas z tłumu ludzi i obdarzy uwagą, ba nawet miłością.

Nie dość więc, że spędzamy czas w zamkniętej i odciętej od świata poczekalni, to jeszcze prowadzimy casting na współtowarzysza podróży, zamiast dostrzec, że życie już się toczy, „się żyje”. I to bez względu na to, czy jesteśmy akurat sami czy z kimś, czy nasz związek jest satysfakcjonujący czy wręcz przeciwnie – pełen konfliktów.

Do tego oczekiwania na życie i na partnera dochodzą często konflikty, a nawet cierpienie. To nic innego jak efekt rozbieżności pomiędzy naszymi oczekiwania, przekonaniami, marzeniami, a tym „jak jest”. Tylko, że to „jak jest”, jest już samo w sobie życiem, które przeżywa się i zaprasza nas do tego. Co więcej, nie ma do niego alternatywy i jednocześnie jest to najlepsza wersja podróży jaka może nam się trafić.

Warto więc zostać chwilę dłużej przy tym, co już JEST, a być może wtedy recepta na przeżycie, rozumiane jako wytrzymanie w codzienności, zamieni się w receptę na przeżycie będące delektowaniem się życiem, doświadczaniem go „wzdłuż i wszerz”, czyli i radości, i smutków. A to już krok ku Pełni.

Naszym oczekiwaniom, organizowaniu się w poczekalni życia, jak i potrzebie szukania towarzysza podróży, przez życie przyjrzymy się podczas marcowego wykładu. Zapraszam więc 12 marca!

Szczegóły wykładu -> TUTAJ

12 komentarzy dla Lęk-konflikt-związki czyli szukamy recepty na (prze)życie

  1. Leszek Robert pisze:

    Dzień dobry ! W tym wątku chcę zadać pytanie. Nie znam na nie odpowiedzi. Jak rozumiem mamy trochę się rozluźnić porzucając koncepcje dotyczące związków, to jest okej. Ale nie jesteśmy przecież dziećmi. Powiedzmy, że dziecko reaguje całym sobą, jest szczere, kochane, ale reaguje impulsywnie. Jest głodne więc krzyczy – chcę jeść. Jest obecne, ale nie dostrzega związków. Pewnie po jakimś czasie dojrzeje i będzie ograniczać swoją impulsywność, będzie tłumić energię. Albo będzie dorosłym, który podąża za impulsami, popędami, nie będzie niczego tłumić. Zachowując niewinność dziecka. A teraz pytanie, czy o to chodzi w zen? aby niczego nie tłumić? czy może są jakieś wskazówki dotyczące związków, które należy uwzględnić ?

    • Alexander Poraj Żakiej pisze:

      W zen o nic nie chodzi, nie ma żadnej zasady, która byłaby niezmienna, trwała, obowiązująca wszystkich zawsze i wszędzie.

      Po prostu patrz chwila za chwilą JAK JEST i reaguj adekwatnie do sytuacji. Dotyczy to i związków, i pracy, i wychowania dzieci. Wszystkiego.

    • Leszek Robert pisze:

      Dziękuję !

    • Vibotka pisze:

      Leszku, myślę że chodzi o to by być świadomym (uważnym) tego co jest (co się dzieje). Nie chodzi o negowanie impulsów lecz o świadomość tego że są i odpowiednie się z nimi obchodzenie.Głodne dziecko wie że jest głodne,więc reaguje na to. Na podstawie swoich doświadczeń jest świadome ze jego krzyk spowoduje że dostanie to czego oczekuje. 😉

    • Leszek Robert pisze:

      Vibotka, dziecko używa płaczu do komunikowania mamie pragnienia. Dziecko nie wie jak inaczej to zakomunikować. Rodzice muszą się trochę domyślić o co chodzi. Jest kilka opcji ale mamy dobrze wiedzą co trzeba zrobić.

    • Leszek Robert pisze:

      Vibotka, natomiast w świecie ludzi dorosłych, kwestia impulsywnego reagowania na swoje uświadomione pragnienia, zdaje się, że Aleksander napisał/dał inspirującą odpowiedź. Pozdrawiam ciepło 🙂

  2. Leszek Robert pisze:

    Dorosły człowiek dostrzega w swoim życiu związki. Nie chodzi tylko o relacje z innymi ludźmi, ale nawet myślenie wykazuje pewną dynamikę związków. Na przykład używam odpowiednich słów aby wyrazić to co myślę. Wiem pod jakim adresem mieszkam, która kobieta jest moją żoną. Bardziej nawet, niż o charakter związków, moje pytanie dotyczy impulsów i reagowania, całym sobą. Mistrz ZEN podpowiada – gdy jesteś spragniony, idź napij się herbaty – Ale co to znaczy, w kontekście ZEN ? Tutaj jest potrzebna herbata, a nie kawałek drewna.

  3. Leszek Robert pisze:

    Herbata – idż napij się herbaty – jest metaforą puszczania energii pragnienia. Mistrz ZEN mówi, że należy to zrobić, wykorzystując świadomość, która jest żywa i gasi pragnienie. Nie jest kawałkiem drewna, co z kolei symbolizuje martwy umysł, determinowany/ograniczony pojęciami oraz automatycznym reagowaniem poprzez instynkty. Da się ucieleśnić świadomość uwalniając energię pragnienia, ale też da się być świadomym cielesności, nie będąc przez nią determinowanym. Ucieleśniamy świadomość w sposób pasywny. Natomiast bycie świadomym cielesności i nie bycie przez nią determinowanym – jest aktywnym wyborem. Dlatego jest powiedziane idź napij się herbaty. Jest to wykonanie ćwiczenia.

  4. Leszek Robert pisze:

    Zabawy w intelektualne pojmowanie nie są raczej dobrym rozwiązaniem jeśli chodzi o ZEN. Razem z pojmowaniem ciągle idzie pragnienie aby coś zrozumieć. Dlatego napij się herbaty. Oznacza też, dajmy sobie z tym spokój.

  5. vibotka pisze:

    Czytając Twój wpis Aleksandrze nasunął mi się inny wątek. Skoro pojawia się pragnienie i ze świadomością z niego rezygnujemy (obchodzimy się z nim w taki sposób „jak trzeba”) często pozostaje żal niespełnienia. Czy nie lepiej wejść w to głębiej i żałować odstąpienia od reguły, żeby nie mieć przeświadczenia że żałujemy,że czegoś nie zrobiliśmy?
    Oczywiście możemy próbować radzić sobie z tym żalem (puszczać) lecz upływający nieubłaganie czas pokazuje nam że i tak nic nie jest stałe 😉

    • Alexander Poraj Żakiej pisze:

      Żal niespełnienia nie jest niczym innym jak efektem przywiązania do myśli, że jakieś działanie byłoby dla nas korzystniejsze. Pójście za tym pragnieniem jest także przywiązaniem – tym razem do koncepcji „to przyjemne, chcę tego, tak wolę”. Czyli i pójście „ku czemuś” i zatrzymanie się przed tym krokiem może być podyktowane tym samym – przywiązaniem, lgnięciem. Jakby nie patrzeć w obu przypadkach odcinamy się od tego co teraz chce być doświadczone, przeżyte, ucieleśnione.

      Można zaryzykować coś innego, co zbyt rzadko praktykujemy w codzienności: zostaw wszystko tak jak jest, i te pragnienia i ten niepokój, że będzie się żałowało, jeśli się za tym pragnieniem nie pójdzie. Niech będzie tak jak jest, a ty nic nie rób, nie twórz koncepcji ze jesteś bohaterką, bo za tym nie poszłaś, ani że jesteś pokrzywdzona, bo nie mogłaś za tym pójść w powodu jakiś zasada czy reguł. Zostaw narracje i po prostu bądź z pełną otwartością na wszystko, a jednocześnie do niczego nie lgnąć. Wtedy Droga się rozjaśni. Czasami w bardzo banalny sposób, czasami zaskakujący, a czasami bolesny, ale dokładnie taka jaka jest.

    • Leszek Robert pisze:

      Vibotka, moim zdaniem pragnienia przychodzą i odchodzą, a najważniejsze, przynajmniej dla mnie, jest bycie jakimś. Chodzi mi w tym określeniu o element stabilizacji.

Skomentuj Leszek Robert Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *