To nie recenzja świetnej książki Barrego Magida pod tym samym tytułem co dzisiejszy wpis („Koniec pogoni za szczęściem”), ale refleksja nad złudzeniem ludzkiego umysłu o osiągnięciu stabilnego stanu, w którym nic już nie będzie musiał, a pomimo to będzie wiecznie zadowolony. Są szczęśliwcy, którzy żyją w takim złudzeniu długo, co mógłbym nazwać hedonistycznym uwiedzeniem. Niestety nawet, jeśli posiadamy możliwość ciągłego podsycania tego stanu zawsze się on kończy, najczęściej niespodziewanie.

 

Scena 1
Korporacja, szkolenie, luty 2013. Dlaczego wszyscy chcą szczęście nie wiedząc o tym?

Jest rok 2012, szkolenie firmowe dotyczące własnego potencjału , rozwoju osobistego, ponad trzydzieści osób na sali. Rozpoznawanie talentów Gallupa, piękna metoda, która pokazuje nasze silne strony i jak je wykorzystać. Zanim zacznie się szkolenie prowadzący zadaje ważne pytanie: „Dlaczego tu jesteście?”. Padają różne odpowiedzi: „chcę się rozwijać osobiście, z ciekawości, rozwinąć karierę” i tak dalej. Ale to początek ćwiczenia. Prowadzący poleca, aby zadać to pytanie trzykrotnie osobie, która siedzi obok nas. I zadajemy to pytanie.

Pierwsze odpowiedzi są podobne jak wcześniejsze, ale po trzecim zadaniu pytania niemal 90% osób dociera do tej samej odpowiedzi „żeby być szczęśliwym”. To było dla mnie dość zaskakujące. Niemal wszyscy tęsknią za tym samym. Teoretycznie, bo dla każdego to słowo może znaczyć coś innego, ale najczęściej następnego kroku już nie robimy.

Tylko co to właściwie znaczy i dlaczego wszyscy chcą tego samego? A co było z tymi 10% odpowiedziami? Jedną z nich była równowaga. Dlaczego? Ja, osobiście, akurat w tamtym momencie szukałem równowagi i właśnie ją kojarzyłem ze szczęściem. Więcej, bylem pewny, że moje zindywidualizowane szczęście = równowaga. Było to zdefiniowane na chwilę, bo taka była potrzeba tego czasu, ale to się zmieniło, nawet kilka razy.

 

Gdzie więc jest to mityczne szczęście? I dlaczego chcą go wszyscy niemalże, nawet go nie definiując….

 

Scena 2
Wizyta u znajomego, marzec 2014
Wiesz – powiedział Zenon – kilkanaście razy towarzyszyłem odchodzącym ludziom.
Zaciekawiło mnie to. To niespotykanie w kraju, kulturze, gdzie śmierć ukrywa się po kątach i udaje się, że jej nie ma, chociaż większość próbuje racjonalizować jej nieuchronne nadejście. To nie Indie, gdzie czasem śmierć spotykasz na ulicy. Codziennie.

Ja: No i jak to było?
Zenon: Wiesz, z tych kilkunastu osób zaledwie dwie odchodziły świadome i pogodzone z tym faktem.
Ja: Naprawdę? Aż tak źle?
Zenon: Tak, większość wiła się w żalu, smutku i stracie nad tym, co utracone i już nigdy nie do odzyskania. Nad czasem, losem swoim i nie tylko.
Ja: Smutne, tylko jak to się ma do wszelkich rankingów oceniających corocznie zadowolenie życia w Polsce i w Europie. Poziom zadowolenia – słupki – pokazują kilkudziesięcioprocentowe notowania. No właśnie, jak to możliwe? Bo tak powinno być?

 

Zderzenie Sceny 1 i Sceny 2 jest co najmniej zastanawiające. Gdzie tak naprawdę jest sedno? Czy samooszukujemy się aż do końca i wtedy “pękamy” w całej okazałości? Czy też statystycznie Zenon trafił na desperatów, nieudaczników i ludzi, którym się nie powiodło, dlatego też są tacy sfrustrowani na końcu tej swojej małej, średniej, a może wielkiej drogi?

 

Scena 3
Nie ma nic trwałego, ale prawie trwała jest trawa i liście

Styczeń 2014, angielscy naukowcy odkrywają (całe szczęście, że nie amerykańscy, bo nie wiadomo wtedy czy to oni coś odkryli czy „zasugerowali” lobbyści), że jedyną rzeczą, zjawiskiem, które relatywnie trwale podnosi zadowolenie życia jest “przeprowadzka w pobliże terenu zielonego”. Awans, podwyżki, nowy związek, samochód, dom – zadowolenie z tego wszystkiego mija bardzo szybko. Pryska niby bańka mydlana i należy szukać czegoś nowego, lepszego, większego. Cóż, tymczasem jak ogłosiła BBC wystarczy zieleń… paprotka, kasztan, dąb, pole kukurydzy. Tylko tyle…

http://wyborcza.pl/1,75400,15273594,Naukowcy_odkryli_sekret_zadowolenia_z_zycia__Jest.html

 

Scena 4
Korporacja, marzec 2014. Hakuj system, czyli królik, którego nie można złapać.”

Jednak są tacy, którzy chcą złamać system i odczuwać wieczne zadowolenie. Jak powiedział mi kiedyś jeden z bossów dużej firmy: „Dawid, bo wiesz nie chodzi o to, żeby złapać króliczka. O nie, nie to jest zbyt proste, poza tym co wtedy zrobisz z królikiem i jak szukać następnego? Przecież cel musi być.” (Ach ten korporacyjny pomarańcz!). Otóż należy gonić króliczka, którego NIE MOŻNA ZŁAPAĆ. Wtedy satysfakcja będzie cały czas!! Permanentna.

Przypomniała mi się reklama króliczków Duracell sprzed kilku lat, które potrafiły przebiec 4-krotny dystans maratonu na jednym ładowaniu, po czym padały wyczerpane. Tylko czy ktoś później wymieni mi tę baterię, jak tak zacznę gonić tego króliczka? A co jeśli mam tylko jedną? Nawet jeśli miałaby to być bateria energizer z przedłużoną trwałością na 5 maratonów. Co dalej? Czy tęsknota da się tak łatwo wyprowadzić na manowce?

 

Szczęście czym jesteś?

Tak więc gonienie elektrycznego króliczka z bateriami perpetum mobile, nie wydaje się zajęciem wartym całego życia. Czym więc jest szczęście i dlaczego tak bardzo go pragniemy, chcemy zawłaszczyć, doświadczać cały czas, skoro nawet go nie definiujemy?

Nasze życie to głównie emocje. Ich przeżywanie, ukrywanie, uciekanie przed nimi, albo racjonalizacja i wypieranie. Umysł pracuje czasem z prędkością dochodzącą do prędkości światła, po to tylko, aby zracjonalizować to, co nie chciane, albo chciane. Najczęściej proces odbywa się poza naszą świadomością.

Podziałów sfery uczuć i emocji i podejść do nich jest bardzo wiele. Jedno z prostszych mówi, że mamy 5 uczuć pierwotnych: smutek, złość, strach, wstyd i radość. Ponieważ 4 pierwsze najchętniej byśmy się pozbyli (jeśliby była taka możliwość) zostaje jedno – radość. No właśnie! Jedno z pięciu. I je chcemy, chcemy, bardzo chcemy. Cała nasza kultura zbudowana jest na „chcę, chcę radości”. Kultura, reklamy, media. Czyli nasze równanie podstawowe mogłoby wyglądać:
Szczęście = radość, a najlepiej Szczęście = radość w postaci stałej matematycznej, czyli odczuwana permanentnie, czyli
Szczęście = radość+radość+…n = zadowolenie
I nowy wspaniały króliczek gotowy! Można gonić, gonić, gonić. W sumie wieczne zadowolenie brzmi bardziej ambitnie niż radość.

Cóż, a gdyby szczęście było po prostu przeżywaniem życia z chwili na chwilę? Cóż, musiałoby być wtedy zwyczajne. Takie po prostu życie. Proste. Łyk herbaty z miodem, poczucie pełni smaku, przez chwilę, może dłuższą. Jakieś wspomnienie, dobra rozmowa z kimś bliskim. Wtedy musiałby odpaść wszystkie WOW i ekstremalne doświadczenia, to byłby koniec dla niektórych branż systemów, sposobów organizowania się. Koniec kultury takiej jaką znamy, bo wiele spraw, rzeczy zadań stałoby się zbędnych.

Czy wtedy jako cywilizacja stanęlibyśmy w miejscu? Czy taka postawa spowodowałaby, że nie wyszlibyśmy z jaskiń i nadal żywili się jagodami i grzybami, czasem mamutem? Zatrzymali się w epoce kamienia łupanego?

Nie sądzę. Raczej mielibyśmy więcej drzew, zieleni i może mniej smogu i napięć w ciele …i więcej ciekawości, a nie automatyzmów i zdartych płyt…

 

Bibliografia:
Barry Magid

http://wyborcza.pl/1,75400,15273594,Naukowcy_odkryli_sekret_zadowolenia_z_zycia__Jest.html
http://www.wilber.pl/wiedza/podejscie-integralne/zarys-teorii-integralnej

Komentarze dla Koniec pogoni za szczęściem

  1. michalina pisze:

    Dziekuje za ciekawy tekst. Zaciekawil mnie najbardziej poczatek, o umieraniu. Trzeba byloby doprecyzowac coz mialoby to „zadowolenie z zycia” oznaczac? Moze takze przywiazanie do niego i unikanie wszystkiego, co smutne, w tym takze tematu smierci. To bylaby odpowiedz dlaczego ludzie nie chca przezyc swojej smierci swiadomie, albo jej zaakceptowac. Jak ktos nie zyje swiadomie to i nie umiera swiadomie. Zyczylabym sobie i innym swiadomego umierania, ale coz moge o tym wiedziec, skoro zyje :).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *