Dramat psychologiczny, wyreżyserowany przez May el-Toukhy, to nie tylko wyraźny i autentyczny szkic ludzkich zachowań oraz tego, co stanowi podstawę naszego poczucia „ja jestem”. To przede wszystkim prawda o tym, co dzieje się, jeśli nie bierzemy odpowiedzialności za własne emocje, a dokładniej – za deficyty emocjonalne oraz za traumy z przeszłości.

Aby nie zdradzać fabuły, napiszę tylko tyle: fakt, że dorosła i – jak by się mogło wydawać – dojrzała emocjonalnie kobieta, prawniczka Anne, wdaje się w romans ze swoim nieletnim pasierbem wielu szokuje i skłania do dyskusji o łamaniu zasad moralnych, a ja celowo pomijam tutaj wątki zawodowe, powiązania rodzinne itd, bo to już kwestia wspomnianej moralności, a nie przy niej chciałabym się zatrzymać. Zależy mi, aby zachęcić Was do popatrzenia na film z jeszcze innej strony. Do spojrzenia na przedstawioną historię ze świadomością, że kompletnie czym innym jest sytuacja, kiedy dorosła kobieta kompensuje sobie w relacji z równie dojrzałym mężczyzną braki z małżeństwa czy dzieciństwa, a czym innym, kiedy wchodzi w relację z młodym, niedojrzałym emocjonalnie chłopakiem. Tutaj można już mówić o „łataniu dziur emocjonalnych” czyimś kosztem. A to sporo zmienia.

Oglądając film, w miarę rozwoju akcji, pojawia się także zaskoczenie z jak wielką siłą główna bohaterka broni swojej pozycji zawodowej i rodziny, tego wszystkiego co mogła stracić, a potrzebowała do życia. Bez tego nie wiedziałaby tak naprawdę kim jest, co stanowi jej tożsamość. I tutaj doskonale widać jakie mechanizmy kierują nami kiedy tracimy coś, co jak nam się wydaje, stanowi o naszym „ja”. To dosłownie walka o życie! Znika wtedy współczucie, współodczuwanie. Bywa, że wszystkie chwyty uważamy za dozwolone. To ta ciemniejsza strona nas ludzi, do której rzadko kto przyzna się otwarcie. Równie trudną walkę o swoją tożsamość – jako ojca i mężczyzny – toczy mąż Anne. To także moment, przy którym warto się podczas oglądania film zatrzymać dłużej.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że profesja Anne, czyli pomaganie nieletnim osobom molestowanym seksualnie, ma silny związek z jej inicjacją seksualną. W jednej ze scen, kiedy Gustav zadaje szereg osobistych pytań, Anne odpowiada, że pierwszy seks miała z „kimś z kim nie powinno to się nigdy zdarzyć”. Tak jak pisze Peter Levine, często w przypadku traum, póki się z nimi nie uporamy, nie przepracujemy i nie domkniemy cyklu, odgrywamy je wciąż w różnych konfiguracjach, także jako ofiara i jako sprawca. W tym przypadku bohaterka przez lata była po stronie ofiar, pomagała im. Potem, być może pod wpływem tego, co działo się w jej małżeństwie i życiu prowadzonym już „z rozpędu” pod dyktando oczekiwań społecznych, nieświadomie przeszła na drugą stronę, czyli sprawcy. I cykl się tragicznie domknął.

Film zatrzymuje nas także przy tym, że tak naprawdę to każdy z nas jest na swój sposób poraniony, ma swoje ciemne strony, ale ważne, aby nie udawać choć przed sobą, że świetnie się znamy. Warto regularnie zadawać sobie pytanie „kim jestem?”. I uważnie patrzeć na to, co nam się pojawia, przyjmować każdą odpowiedź z uwagą i pokorą. I nie przywiązywać się do niej na zbyt długo.

Flm jest oczywiście doskonale nakręcony! Wnętrza, przyroda, światło – wszystko świetnie komponuje się z tym, co dzieje się w trakcie filmu. Jednak o tym wszystkim poczytacie w recenzjach. Ja osobiście zachęcam, abyście oglądnęli ten film zapominając na chwilę o tzw. etyce zawodowej, moralności i zobaczyli w nim po prostu ludzi, ich emocje, potrzeby, historię i siłę z jaką walczą o swoją tożsamość, do której tak bardzo się przywiązali.

Zabierzcie też ze sobą z kina cenny „kawałek” o odpowiedzialności za własne emocje. Być może dzięki temu nie będzie potrzeby odwoływać się do zasad i norm moralnych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *