Ciało, Duch, Umysł

Świeżość zen

Czy pisząc lub mówiąc o zen można raz za razem zaskakiwać czytelników lub słuchaczy?
Czy zen jest czymś o czym można opowiadać wciąż na nowo, serwując coraz to nowe fakty i odkrycia?

 

Jedno jest wszystkim; Wszystko jest jednym.
Jeśli potraficie to przeniknąć, wszystko stanie się pełne i kompletne.
Kiedy wiara i umysł nie są dwoma, a nie są dwoma umysł i wiara,
Ścieżka słów i myślenia zostaje odcięta;
Nie istnieje żadna przeszłość, żadna teraźniejszość, żadna przyszłość.

/Strofy Wiary w Umysł, Trzeci Patriarcha Zen/

 

Niekoniecznie 😉 A jednocześnie nie sposób oprzeć się wrażeniu, że zen jest czymś tak świeżym i przez to nowym, że mówiąc czy pisząc o nim nawet po raz setny nie powielamy jakiegoś schematu, nie wchodzimy w mechaniczne odklepywanie formułek. Po prostu mówimy o nim, a jednocześnie doświadczamy tego, że nigdy wcześniej tak jak teraz nie czuliśmy go, nie przekazywaliśmy słuchaczom właśnie w taki, a nie inny sposób tego doświadczenia, że to, co jest, jest nowe, świeże, inne niż kiedyś. I nigdy już takie jak teraz nie będzie. I nie ma znaczenia czy to kogoś zaskakuje, czy uwodzi, czy powoduje efekt „wow! też tak chcę”. To po prostu takie JEST.

Nie będzie także nadużyciem jeśli napiszę, że zen to dosłownie świeżość i nowość momentu, każdego momentu, jeden za drugim. Trudno nawet mówić „że znowu ćwiczę zazen” lub „że znowu przyjechałem na sesshin”, bo przecież nigdy nic nie jest takie same, jak było kiedyś. Każde zazen jest inne, każde sesshin niepowtarzalne, a nawet każda chwila niby tego samego siedzenia na poduszce jest wyjątkowa sama w sobie, nigdy taka sama. Po prostu jest TO – zawsze świeże, zawsze jednorazowe.

Tak więc warto, aby świadomość naszego ćwiczenia zen nie tylko podczas sesshin, ale wtedy szczególnie, opierała się na wglądzie w istotę Rzeczywistości, która już jest Obecnością, a ta Obecność jest zawsze świeża, bo tworzy się wciąż i wciąż na nowo. Jest interakcją, a nie czymś stałym. Nie da się jej wyciągnąć z czegoś większego, ona jest wszystkim i wszystko w sobie zawiera. I tego można doświadczyć w praktyce zen.

Aby wkroczyć do tej prawdziwej pustej krainy,
Zwracajcie się tylko ku “nie-dwa”.
W “nie-dwa” wszystkie rzeczy są zjednoczone;
Nic nie pozostaje poza.
Mędrcy dziesięciu kierunków
Wszyscy przenikają tę zasadę.
Droga przekracza czas i przestrzeń –
Jedna chwila to dziesięć tysięcy lat.

Tak, jak jest tutaj dzisiaj, to jeszcze nigdy nie było: każdy oddech jest nowy, każdy krok. Każdy! Doświadczcie zresztą sami: to nie jest tak, że my „znowu siedzimy”, „znowu chodzimy”, tylko to – właśnie to! – siedzenie, ten właśnie krok jest świeży. Jeszcze nigdy ich nie było! Nikt go nie zrobił, także ty. Dlatego też podkreślam, że zazen jest ucieleśnieniem świeżości Bytu, tego, co tu i teraz. Jest doświadczeniem, że TO już JEST. Teraz!

Zazen jest bardzo bezpośrednim ćwiczeniem bycia. Bez wybierania, bez odrzucania czegokolwiek. Tutaj nie ma miejsca na to, co nazywamy akceptacją, tolerancją tego co trudne, nie ma tutaj także nieprzywiązywania się do tego co miłe. Nie ma tych wszystkich konceptów. To czyste bycie tym, co JEST, a więc i tym co po ludzku określamy jako przyjemne czy nieprzyjemne. To nieoddzielanie się od tego wszystkiego, to właśnie ta bezpośredniość.

Tymczasem my zazwyczaj odbieramy Rzeczywistość pośrednio, czyli za pomocą myśli, wspomnień, wyobrażeń. Nie dotykamy jej bezpośrednio. Nie dlatego, że się obawiamy, ale brak nam po prostu takiego treningu. Zazen, a szczególnie sesshin, pozwala nam na tę bezpośredniość, prowadzi nas ku temu, że stajemy się tym JEST. A właściwie uświadamiamy sobie, że nigdy nie byliśmy oddzieleni. Wynika to z tego, że podczas siedzenia na poduszce jesteśmy tak silnie obecni, że przestajemy doświadczać życie, a więc i siebie samych, poprzez myśli, a zaczynamy robić to bezpośrednio, dotykamy go, jesteśmy z nim w kontakcie. Z nim takim jaki jest, jakim się teraz przejawia. Łącznie z tym, co nazywamy „ja”.

Co w takim razie może nam ułatwić bycie w tej bezpośredniości z Rzeczywistością? Przede wszystkim zminimalizowanie bodźców z zewnątrz oraz cisza. Dlatego też warto zadbać o regularne, systematyczne zazen w domu, w naszej codzienności oraz choć raz w roku uczestniczyć w sesshin, podczas którego mamy szansę w wyjątkowy sposób doświadczyć ucieleśniania moment za momentem Rzeczywistości takiej, jaka jest, a jest ona dla nas po prostu tym, co JEST: idąc idziemy, jedząc jemy, siedząc siedzimy. Nie musimy tego w jakiś wyjątkowy sposób osiągać, bo Ona już jest.

W tym miejscu chciałbym przypomnieć, że zazen nie jest ćwiczeniem osiągania Obecności, tylko jest treningiem Jej ucieleśnienia. To spora różnica! To trening bycia nią, bo tak naprawdę to teraźniejszość i obecność zawsze jest, pytanie więc nie powinno brzmieć „jak ją osiągnąć?” tylko „czy my nią jesteśmy?”. Zazen polega na zaprzestaniu uciekania od niej, na zastopowaniu oddzielania się od niej poprzez myśli, kreacje, koncepty. Choć i nawet takie ujęcie jest nieco mylące, bo skoro Rzeczywistość jest, to te wyobrażenia, myśli i idee, też nią są 😉 Różnica jest w doświadczaniu tego. To inna jakość bycia.

Błądzący umysł stwarza spokój i pomieszanie;
Umysł przebudzony przekracza upodobania i niechęci.
Dualność wszystkich rzeczy
Wypływa z fałszywych rozróżnień.
Sen, ułuda, kwiat na niebie –
Czy warto próbować je pochwycić?

Spójrzmy na to oddzielanie się jeszcze z innej strony: kiedy jesteśmy w myślach, to nie jesteśmy tak naprawdę ani w miejscu, o którym myślimy, ani tutaj gdzie akurat jesteśmy. I to jest problem, bo nie żyjemy tak naprawdę. Zazen jest tymczasem dosłownie zaprzestaniem uciekania od tego, co jest, a ciekawe jest, że to co jest, nie jest najczęściej wcale takie straszne jak nam się wydaje. Przesiedzenie na poduszce, czyli przeżycie tych lęków, obaw, daje nam doświadczenie, że można nie uciekać od wyobrażenia o tym, co się wydarzy, że można to przeżyć, jak i można przejść przez każde doświadczenie, które pojawi się na naszej drodze. Zazen to także przesiedzenia samego siebie, czyli tego jak się tworzy nasza tożsamość, jak się organizuje. Zwykle, nieświadomie, tego boimy się najbardziej, a to bywa najcenniejszym doświadczeniem.

Zaryzykujmy więc bycie tylko i wyłącznie obecnym, nie róbmy Nic, ale to nic powinno być „z wielkiej litery”. Bądźmy tym Nic i zobaczmy, co się stanie. Pamiętajmy jednak, że Nic nie jest zaprzestaniem działania, aktywności, ono jest nie stawianiem oporu temu, co chce być zrobione, co się i tak już robi, ucieleśnia, realizuje na fali życia. Oczywiście jest to trudne dla nas, dla każdego z nas, bo nasz życiowy trening jest inny – od dzieciństwa uczymy się wybierać, odrzucać, podążać za czymś, za kimś. To taki specyficzny, silny psychosomatyczny trening oddzielania się jako jednostka poprzez operowanie przez cały czas obrazami, słowami, porównywaniami. Zazen jest zostawieniem tego, choć na tą chwilę, kiedy siedzimy na poduszce, przyjeżdżamy na sesshin. Z czasem także w codzienności to Nic ucieleśnia się coraz silniej.

Jeśli umysł nie rozróżnia,
Wszystkie zjawiska takie jakie są, są Jednym.
Esensja Jednego jest głęboka;
Nieruchome, uwarunkowane rzeczy zostają zapomniane.
Kontemplujcie wszystkie zjawiska z bezstronnym umysłem,
A powrócicie do swej pierwotnej jaźni.
Kiedy podmiot znika,
Nie ma już miejsca na mierzenie czy porównywanie.

Patrząc na wspomniany trening oddzielania się widzimy, że tak naprawdę stajemy się w miarę dojrzewania, dorastania pępkiem świata, a dzieje się to poprzez podtrzymywanie uczucia „ja jestem”. Współcześnie podsyca to kultura indywidualności. Zawsze gramy tutaj główną rolę i dlatego boimy się zejść choć na chwilę ze sceny. Wydaje nam się, że jesteśmy tym głównym bohaterem, który myśli, robi, działa, wybiera. Nie dopuszczamy myśli, że jesteśmy wymyśleni … Stąd podświadomy lęk przed zatrzymaniem procesu myślenia, bo wtedy moglibyśmy nie zdążyć wymyślić siebie, zniknęlibyśmy … I co wtedy? Nie mamy tego w doświadczeniu i stąd nasz lęk i wypaczanie zazen, czyli robienie z niego kolejnego sposób na osiągnięcie czegoś, na dojście dokądś. A to jest tylko po prostu ucieleśnianie, że TO już JEST.

Dlatego właśnie zazen jest ryzykiem, bo wiąże się z nieuruchomieniem maszyny tworzącej naszą tożsamość, ale nie jest to podjęcie decyzji „już teraz tego nie robię”. Polega na tym że jesteśmy tak obecni, tak bardzo przy oddechu, że zapominamy myśleć o czymś innym. I wtedy możemy TEGO doświadczyć. Żyjemy więc nadal, ale nie wymyślamy siebie, czyli nie oddzielamy się od JEST. Jesteśmy TYM.

To bezcenne doświadczenie, które przeżyte choć raz, wiele zmienia w naszym sposobie organizowania się.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *