1 listopada, czyli w naszej kulturze Dzień Wszystkich Świętych, to święto kojarzone nostalgicznie. To dzień, w którym pochylamy się z zadumą nad grobami bliskich osób, będąc uwagą bardziej przy śmierci niż przy życiu. Częściej też niż zwykle towarzyszy nam tęsknota i wspomnienia o tych, których już przy nas nie ma.

Jak inaczej możemy podejść do tego święta, z jakiej innej perspektywy możemy spróbować je przeżywać, czyli jak inaczej możemy doświadczyć tego jesiennego dnia?

Spójrzmy na słowo „święty”, z angielskiego „holy”, co oznacza też całość, jedność, coś niepodzielonego. Człowiek święty to człowiek żyjący „w całości”, doświadczający rzeczywistości w pełni, czyli niepodzielonej, nierozproszonej przez nasz umysł.

Jeśli cały czas żyjemy tylko jako jednostka, jako ta konkretna tożsamość, to jesteśmy bardzo skurczeni do naszego poczucia „ja jestem”. Takie przeżywanie danego nam czasu jest bardzo ograniczające. To jak życie w pewnym wycinku czasu i przestrzeni, który niemal jest wyrwany z całości. Przy takim podejściu świętość to przeżycie kompletnego nieograniczenia, rzeczywistości takiej – jaka – jest, czyli rzeczywistości przed lub po podzieleniu jej przez nasz umysł. Nasuwa się tutaj pytanie dlaczego przyjęliśmy, że świętość to jedynie czas przed narodzeniem lub po śmierci, tak jakby życie było pozbawione możliwości bycia świętym, niepodzielonym?

Oczywiście, w takie dni jak dzisiaj, pojawiają się także domysły czy rozważania względem tego, co będzie po życiu. Po „naszym” życiu. Z perspektywy zen nie wchodzi się tutaj w spekulacje, nie ma to po prostu znaczenia. Doświadczenie duchowe, mistyczne jest na tyle satysfakcjonujące, że nie ma to kompletnie znaczenia, bowiem uświadamiamy sobie, że w codzienności doświadczamy wielu śmierci. W zen mówimy wprost o „śmierci na poduszce”. Są to te momenty, kiedy znika nasza tożsamość i tylko JEST. Wtedy, kiedy nasza świadomość jest kompletnie cicha, nie dzieli rzeczywistości, nie porównuje, jest jednym z tym – co – jest, możemy przeżyć ją jako całość. I właśnie wtedy jesteśmy holy, czyli cali, jedni z tym – co – jest. Święci.

Kolejny wątek tego święta to smutek oraz tęsknota za zmarłymi, za tymi którzy byli nam tak bardzo bliscy, a których już przy nas nie ma. Te emocje, podsycane nostalgią jesiennych dni, pokazują nam siłę naszego przywiązania, tego jak organizowała się nasza tożsamość poprzez te konkretne relacje. Brakuje nam niestety wglądu w naturę rzeczywistości. Być może wtedy moglibyśmy spojrzeć na ten dzień, jak i na śmierć bliskich, nieco inaczej: być może nikt nigdy nie odchodzi, ale też nikt się nie rodzi? Być może jest tylko jedno wielkie przeżywanie się życia? Po prostu JEST.

Takie spojrzenie pozwoliłoby nam nie brać tego tak osobiście, nie podsycać naszych emocjonalnych zależności. To byłby także duży krok ku nie budowaniu kolejnych relacji w oparciu o „potrzebuję cię”, „bądź dla mnie”, „bez ciebie mnie nie ma”. To byłby duży krok ku JEST, ku przeżywaniu życia jako pełni, jako tej słynnej buddyjskiej pustki, a nie tylko z perspektywy „dla kogoś, przez kogoś, z kimś”.

Jesteśmy częścią życia, a śmierć jest częścią tego wszystkiego. Każdego z nas czeka odejście, więc ważne, aby nie odkładać tego doświadczenia JEST, jakie jest sednem ćwiczenia zen, na później. To nas na pewno nie ominie.
Bądźmy więc w tych dniach świadomi tego, jak bardzo jesteśmy przemijający. Jesteśmy jak mgnienie oka w kosmosie. Pozwólmy też tym, którzy przeminęli, odejść i w ten sposób przygotowujmy się na fakt bycia gościem w tej rzeczywistości. I żyjmy tym – co – jest.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *