Ciało, Duch, Umysł

Etyka w zen

Wielu z nas na co dzień mierzy się z pytaniami typu „jak podejmować decyzje?”, „co jest dobre a co złe?”, „jak postępować?”. Potem, w miarę rozwoju osobistego i poszerzania świadomości, robimy kolejny krok i pytamy: „skąd wiadomo co jest dobre, a co złe, jak to zdefiniować?” Krótko mówiąc, przez całe życie towarzyszy nam obawa przed pomyłką. Potrzebujemy więc zasad, norm, tego co można określić jako etyka. Dzięki temu mielibyśmy poczuć się bezpieczniej. I wierzymy, że ktoś w końcu nam to objawi.

 

Uczniowie Drogi, najważniejszym jest, abyście nauczyli się jasno postrzegać. 

Będziecie wtedy w stanie pójść swoją drogą i stawić czoła światu, nie pozwalając

się przy tym zwieść złudnym lisim duchom. Nie ma nic cenniejszego niż być człowiekiem,

który niczego już nie poszukuje. Po prostu nie pozwalajcie sobie na żadne zachcianki

najzwyczajniej w świecie bądźcie sobą.

/Lin Chni/

 

Zapraszam więc teraz do tego, aby odważniej spojrzeć na zagadnienie tak rozumianej etyki. Dzięki temu może uda się dostrzec, że nie jest ona czymś jasnym, klarownym i opartym na obiektywnych obserwacjach. Jest to jednocześnie bardzo ciekawy obszar, warty zatrzymania się dłużej, ponieważ pokazuje wyraźnie podstawę naszego działania, czyli naszego sposobu organizowania się w życiu.

Zanim przyjmiemy jakąś konkretną etykę, zanim zaczniemy głosić, że istnieje jedyna i słuszna, to warto spojrzeć na to, na jakich fundamentach osadzają się nasze działania. Wtedy zrozumiemy, dlaczego coś robimy, a dlaczego czegoś innego unikamy. To dosłownie zrozumienie siebie i kluczowy krok ku przeżywaniu rzeczywistości, a nie tylko odtwarzaniu nie naszych pomysłów, wizji, koncepcji.

Zauważmy teraz, że zwykle poprzez praktykę i różnego rodzaju rytuały chcemy coś, kogoś lub siebie samych poprawić. Często też zależy nam, aby wpłynąć na zmianę kogoś albo osiągnąć coś, czego nie mamy. Krótko mówiąc, chcemy czegoś innego, chcemy czegoś lepszego. Chcemy przestać cierpieć. I wydaje nam się, że wiemy jak to zrobić. Potrzebujemy tylko lepszych warunków, innych praktyk, nowego rytuału, mistrza, nauczyciela, kolejnej książki czy zbioru zasad i norm postępowania.

Taka motywacja towarzyszy nam także w praktyce zen. Niektórzy z nas od razu to wyczuwają i nie mają oporów, aby się do tego przyznać. Inni dopiero po latach przyznają się do wielkiego rozczarowania zen, które absolutnie nie odsunęło od nich dotychczasowego poczucia cierpienia.

Być może właściwsze od szukania ucieczki od cierpienia byłoby postawienie sobie pytania „na czym to cierpienie tak naprawdę polega?”, „czym jest to lepiej?”. Pamiętajmy, że „lepiej” nie zawsze jest wynikiem naszego „chcenia”, np. mówienie prawdy czy bycie zamożnym wcale nie musi spełniać naszych oczekiwań co do poprawy życia. Niekoniecznie wtedy będzie to upragnione „lepiej”.

***

W takim razie jak podejść do tego tematu? Czy rzeczywiście nie ma żadnych ogólnych norm, zasad, reguł? Czy to tylko wymysł społeczeństw? Na czym może opierać się etyka? Jak żyć „lepiej”?

Zacznijmy może od tego, że nikt nie ma wątpliwości, że wszystkie organizmy żywe, czy to rośliny czy zwierzęta, łączy jedna cecha: kluczowa siła, która nimi kieruje, czyli chęć życia i przeżycia. Wszystkie przejawy życia walczą o to na różne sposoby, ale tylko te wysoko rozwinięte mają świadomość, że chęć życia jest także cechą innych osobników. W bardziej złożonych środowiskach pojawia się więc współczucie, empatia, chęć pomocy. Być może „podkładem” etyki, tym co ją stanowi, z czego się wywodzi jest właśnie to samo życie i chęć życia, póki się żyje i istnienie, jak i możliwość rozwoju. Tak po prostu?

Co więcej wszystkim nam towarzyszy poczucie, że skoro już jesteśmy, żyjemy,to chcemy po prostu być i oczywiście jak najmniej doświadczać bólu. Im nasza świadomość jest szersza, tym więcej „łapiemy” z kontekstu otoczenia, czyli zaczynamy czuć i widzieć, że aby przeżyć musimy zachowywać się w pewnych układach w taki, a nie inny sposób. Doskonałym przykładem jest małe dziecko, które w ekspresowym tempie uczyć się jak powinno się zachowywać, aby być przyjęte przez rodziców, szczególnie przez matkę. I nie mam tutaj na myśli świadomego wychowania, ale podświadome mechanizmy które uruchamiają się w dziecku w odpowiedzi na potrzebę bycia kochanym przez bliską osobę.

Zaryzykujmy teraz nieco inne spojrzenie na etykę. Być może nie jest ona określaniem działań według zasad prawidłowy-nieprawidłowy, ale że jej podstawą jest rozwijanie zdolności do uczestniczenia w tym-co-jest i świadomość coraz to większego kontekstu w którym żyjemy. Co ciekawe, ten kontekst życia nie jest czymś stałym i na zawsze określonym, ale zaczyna się coraz bardziej komplikować wraz ze wzrostem naszej świadomości. Kiedy dociera do nas, że nasze otoczenie, my, dosłownie wszystko, jest ze sobą wzajemnie połączone, że jedno wynika z drugiego i nic bez czegoś innego nie ma racji bytu, to wtedy uświadamiamy sobie, że żyjemy w zdecydowanie bardziej złożonej rzeczywistości niż nam się wydawało.

Przykładem może być nasza troska o środowisko i jego ochrona. Jeszcze w XVII wieku ludzie mieli poczucie, że natura jest od nich silniejsza, że im zagraża, że należy się przed nią bronić. Teraz zdajemy sobie coraz bardziej sprawę z tego, że jako ludzkość przekroczyliśmy pewne granice i zaczynamy sami sobie zagrażać, że natura to także my. Widzimy, że podział ludzie i natura był sztuczny i nie odpowiada szerszemu postrzeganiu rzeczywistości.

Można więc śmiało stwierdzić, że ważnym punktem etyki, która do tej pory wielu społeczeństwom towarzyszyła, było nie tylko życie i chęć przeżycia, ale także nasze przeświadczenie, że mamy pierwszeństwo do tego. Wydawało nam się, że możemy ułożyć świat tak, aby tylko nam było nam dobrze. To dało początek różnego rodzaju hierarchii pierwszeństw np. ja, moja rodzina, moja grupa językowa, moja grupa religijna, ludzie o moich poglądach lub o podobnym wyglądzie. Do czego tego typu rozumowanie i działanie doprowadziło i nadal nas doprowadza widzimy i doświadczamy na co dzień. I naprawdę nie ma się czym chwalić.

***

Powoli zbliżamy się do pytania „jak wygląda etyka w zen? Czy w ogóle są tam jakieś zasady, które mogą kierować nas w życiu?”.

Aby zrozumieć jak podchodzimy do tego z perspektywy doświadczenia w zen, przypomnijmy sobie, że wgląd Buddy polegał na tym, że zobaczył, doświadczył, uświadomił sobie jedno: nie ma stałego ja, a zatem nie ma istniejącego „moje“ ani dla mnie.

Z tego punktu widzenia to, co jest dla nas takim priorytetem, o co walczymy przez większość życia, nie istnieje jako stały podmiot. Mam tutaj na myśli to nasze „ja”, naszą tożsamość. To wszystko, czyli „ja” i „moje”, nie jest odrębne ani niezależne, nie jest niezależnie istniejącym podmiotem życia. Co więcej wgląd daje nam zrozumienie, że rzeczywistość jest jedną wielką interakcją, a nie że istnieje coś obiektywnie stałego żyjącego i działającego odrębnie od innych zjawisk. My, jako podmioty, które są z siebie takie dumne i tak walczą o swoją indywidualność, jesteśmy dokładnie wynikiem interakcji wszystkiego z wszystkim, jak i każdego z każdym. Jesteśmy efektem współoddziaływania różnych składników, które też same w sobie są tym samym, czyli efektem interakcji. Nie ma nic, absolutnie nic, stałego!

To doświadczenie Buddy uderzyło mocno w podstawy hinduizmu. Wychodzono tam bowiem z założenia, że istnieje coś tak stałego jak dusza, która w zależności od zachowań danej osoby, przeżywa takie a inne reinkarnacje.

Było to bardzo mocnym fundamentem postaw i zachowań w ówczesnym społeczeństwie. Tymczasem podstawą tego, co można określić jako etyka buddyjska, było stwierdzenie, że nie ma nic, co istniałoby samo z siebie, że nic nie jest odrębne od niczego. Dla nas, ludzi XXI wieku podstawa tej etyki nadal bywa nieco trudna do przyjęcia, ponieważ nasze myślenie opiera się na nadal bipolarnej logice, a wgląd Buddy uderza w to bardzo mocno, ponieważ uświadamia, że objawia się „nie-dwa”.

Dodatkowo nam, ludziom wychowanym w kulturze zachodniej, trudno jest przyjąć te założenia, wejść w trening zen, aby doświadczyć tego o czym mówił Budda. Wynika to także z tego, że wyrastamy z kultury monoteistycznej, gdzie prawda i motywacje do działania są oparte na objawieniu tzw. boskości, czyli Bóg mówi, co mamy zrobić. Co więcej, dla wyznawców danej religii jest to konkretnie zapisane: u żydów w Torze, u chrześcijan w Nowym Testamencie, a u muzułmanów w Koranie. Te, uznane za boskie, objawienia są nadal dla wielu podstawą etyki. Nie trudno więc zauważyć, że pytanie „co jest dobre a co złe?” jest w kontekście objawienia rozstrzygnięte nawet tak, że nie warto pytać, tylko dane objawienie dokładnie studiować i oczywiście przestrzegać wynikających z niego norm. Ono jest już przed pytaniem i jest obiektywnie ważne. Było to, i jest nadal, powodem wielu konfliktów, jak i wojen religijnych.

Tymczasem buddyzm nie budował etyki na tym, co objawione, zapisane, ponieważ w naukach Buddy nie ma czegoś takiego. Opierają się one na wglądzie w rzeczywistość, a esensją tego jest taka, że doświadczamy, że wszystko jest objawem współzależności wszystkiego, że interakcja jest tam „tu i teraz“, właśnie teraz, a nie raz na zawsze. Nie ma nic stałego, nie niezmiennego. Jest ciągły przepływ, transformacja, zmiana. Życie.

Co ciekawe, w pismach zen nie znajdziemy żadnej historii, w której zostałyby zawarte jakiekolwiek wskazówki na temat zasad postępowania, nic co miałoby związek z tym, co nazywamy moralnością. Dlaczego? Ponieważ pojęcie dobrze i źle nie są pojęciami istniejącymi jako same z siebie, ale całkowicie zależą od danego kontekstu. To dla nas jest trudne do przyjęcia, bowiem duża część naszej stabilizacji zarówno osobistej jak i społecznej opiera się na wierze w stałe i obiektywne prawa oraz wartości.

***

Jak już wyczuwacie, w zen jest zupełnie inne podejście, nie ma czegoś takiego jak etyka w naszym tego słowa rozumieniu. Po prostu robisz to, co masz robić w tej chwili, właśnie w tej, ze względu właśnie te okoliczności, a nie zawsze to, co ci się wydaje, że zawsze takie być powinno, bo tak zostało kiedyś ustalone. To duża różnica! Tutaj działamy według tego, co w tej chwili jest i się dzieje, a nie według tego, co ma niby być. Działanie jest w zależności od kontekstu. To ważne – kontekstu, a nie jakiegoś zbioru raz na zawsze stałych reguł!

Oczywiście, żeby zadziałać według tego, co jest, to musimy mieć pewnego rodzaju doświadczenie, trening obchodzenia się z rzeczywistością. Jest to dla nas dużym wyzwaniem, ponieważ sztywność reguł, które regulują od lat nasze życie daje nam pewnego rodzaju poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji osobistej. Ale to tylko złudzenie. Warto mieć świadomość, że te reguły nie są obiektywnie obowiązujące zawsze i wszędzie, i każdego.

Przyglądając się etyce, która jest bliska naszej kulturze, czyli tej opartej na zasadzie prawidłowe-nieprawidłowe oraz „etyce“ zen opartej na wglądzie w naturę rzeczywistości, czyli doświadczeniu, że nie ma nic stałego i nic co byłoby niezależne od czegokolwiek innego, widzimy, że wchodząc w tzw. rozwój osobisty nie unikniemy doświadczenia bólu lub smutku lub też zaniku uczucia komfortu i pewności. Wynika ono bowiem z przekraczania strefy komfortu, granic własnych, jak nam się wydaje, ale i granic rodzinnych, społecznych. W pewnym momencie to wszystko stanie pod znakiem zapytania i będzie to ważny krok dla naszego rozwoju i poszerzania świadomości.

Pamiętajmy jednak że nie stosowanie się do dotychczasowych reguł, w oparciu o które kształtowała się nasza tożsamość, jak i reguł naszej rodziny czy środowiska, z którego wychodzimy, jest niemal zdradą i tak też będzie odbierana przez nasze poczucie „ja jestem”. To bolesny proces, który często pokonujemy w etapach, który jest doświadczeniem określanym jako progowe.

Tak więc zadając pytanie o zasady działania w zen, czyli o etykę, pamiętajmy, że nie znajdziemy odpowiedzi, która wesprze naszą dotychczasową tożsamość. To nie ta praktyka. Wynika to z faktu, że wgląd nie polega na rozumieniu intelektualnym rzeczywistości. Wgląd jest oparty na kontakcie z rzeczywistością, na dotyku rzeczywistości. Kiedy zamieszkujesz swoje ciało, czyli jesteś w pełni obecny, czujesz dokładniej czego ono potrzebuje, czujesz co trzeba zrobić, czujesz kolejny krok, jaki chce być zrobiony.

Praktykując zen, ale nie mam tutaj na myśli siedzenia na poduszce, ale żywą praktykę w codzienności, nie znajdziesz odpowiedzi na pytanie „co trzeba robić?”, ale z czasem nie będziesz czuł potrzeby zadawania takiego pytania, bo poczujesz, co chce być teraz i tu zrobione. Jakie to proste i dlatego zarazem takie trudne.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *