Dlaczego tak ważne jest poznanie i poczucie, jakie historie nosimy w sobie, jakie wydarzenia zapisały się w naszym ciele? Po co dotykać tych ran, wskrzeszać to, co już minęło? Czy nie lepiej z optymizmem patrzeć w przyszłość i zostawić przeszłość gdzieś tam w tyle i zająć się teraźniejszością?

 

Świadomość własnego ciała daje nam kontakt

ze światem wewnętrznym, z mapą organizmu.

/Bessel van der Kolk/

 

Otóż niekoniecznie, bo tak naprawdę to ani przeszłość, ani przyszłość, nie są od siebie rozdzielone, wszystko spotka się w tu i teraz, w tej teraźniejszości, która jest nam dostępna. Nawet jeśli nasza głowa tego nie ogarnia, to ciało i tak to czuje. W tu i teraz jesteśmy w stanie odczuć i ból, i ekscytację z minionych wydarzeń. Możemy także poczuć lęk czy podniecenie tym, co dopiero przed nami. Dla naszego ciała chronologia nie jest aż tak istotna. I warto to zaakceptować i przyglądać się jak to działa u nas. Jak my to czujemy. „To” czyli punkt, gdzie te wszystkie zdarzenia, które zwykle postrzegamy liniowo zbiegają się w jedno.

Tak więc nawet, jeśli przyjmiemy sposób na życie „liczy się tylko przyszłość”, jeśli uwierzymy radom „zostaw to, co minęło za sobą”, to i tak prędzej czy później to „coś” nas dogoni. Zwykle w najmniej spodziewanym momencie.
Dlatego też warto być „ze sobą” na co dzień. „Ze sobą”, czyli ze swoimi odczuciami z ciała, z historiami, które zapisało, z potrzebami i marzeniami, bo przecież są w nas nie tylko zranienia i traumy. Mamy także zasoby radości, wsparcia, wzruszenia i spokoju. Wszystko!

Jakby nie patrzeć jesteśmy bardzo skomplikowanym systemem zabezpieczeń, podświadomie chronimy swoje zranienia, pilnujemy, aby nie wyszły na jaw, zaprzeczamy im. Jednak i tak żyjemy podporządkowani temu, co było, minęło i zostawiło ból. Podświadomie wolimy nie dotykać tych ran, nie sprawdzać czy już się zabliźniły. Boimy się, że ściągnięcie opatrunku tylko rozjątrzy ranę. Niby zajmujemy się traumami z przeszłości, bo przecież jesteśmy w terapii, rozwijamy się, pracujemy nad sobą. Niektórzy z nas starają się być optymistyczni i życzliwi, a tymczasem to tylko kolejny sposób na to, aby nie zbliżyć się do właściwej rany.

Skąd w takim razie mamy wiedzieć, że zbliżamy się do rany, a nie tylko udajemy, że mamy ją na uwadze, a tak naprawdę żyjemy z mocnym postanowieniem „nigdy więcej takiego cierpienia”? Jeśli naszej pracy nad sobą, nad odczytywaniem własnych historii towarzyszą takie emocje jak wstyd, lęk, poczucie winy, pustka, upokorzenie to znak, że jesteśmy w okolicy rany, że nie uciekamy od tego, co czujemy, że w końcu nie wymyślamy jakiś opowieści na swój temat, tylko zaczynamy czuć siebie. Można to nawet określić dosadniej – cierpimy. Jednocześnie często towarzyszy nam uczucie zamrożenia w ciele i uświadamiamy sobie, że są takie miejsca, których po prostu nie czujemy.

Zwykle na co dzień nie odczuwamy tego, ale podczas relaksu, urlopu, warsztatów, skanowania ciała czy medytacji dociera do nas, że po prostu nie czujemy części siebie. To nas zaskakuje, a często dosłownie niepokoi. Pamiętajmy, aby te „wycięte” z odczucia części ciała traktować bardzo delikatnie, z uważnością. Często właśnie tutaj chowają się nasze emocjonalne rany. To tutaj otorbione i zamrożone czują się bezpiecznie, mają nadzieję, że nie powtórzy się już taki ból, jak kiedyś.

Z czasem, krok po kroku, poznając swoje ciało, oswajając odczucia jakie z niego płyną, zbliżymy się do tych ran. Staną się dostępne, a wraz z tym pojawią sie kolejne fale emocji: gniew, żal. W końcu przyjdzie płacz. To naturalne. Ważne abyśmy dążyli powoli, każdy w swoim tempie, do coraz dłuższego pozostawania z tymi ranami, miejscami, które w końcu zaczynają rozmarzać i wraca w nich czucie. Ważne, abyśmy dzięki praktykowaniu uważności, potrafili towarzyszyć tym odczuciom i emocją, które z nich płyną. Owszem, to wiąże się także z cierpieniem, ale dzięki stopniowo rozwijanej uważności będzie się w nas pojawiała coraz większa pojemność na ten ból. Wszystko po to, aby w końcu mógł wybrzmieć do końca i aby cykl dopełnił się. Wtedy rana może się rzeczywiście zagoić i w końcu zabliźnić.

Pięknie ujęła to Marzena Barszcz:
Przychodzi czas, w którym jesteśmy gotowi zobaczyć w sobie zranione dziecko, popatrzeć mu w oczy i w końcu uczciwie, z serca przeprosić: bardzo cię przepraszam, zajmę się tobą. Zostanę, już nigdy nie będziesz sam.

I tego nam życzę.

Tej uważności na siebie i swoje odczucia z ciała, a w końcu na rany, które być może są już gotowe, aby zagoić się.

 

_________________

Terminy jesienno-zimowych warsztatów rozwijających świadomość ciała prowadzonych przez Agnieszkę we Wrocławiu, Warszawie, Krakowie i Jeleniej Górze znajdziecie tutaj

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *