Co łączy hipisa i mistrza zen? Jeśli ktoś oglądał film Big Lebowski oraz czytał książkę Koleś i mistrz zen, to być może wie. Jeśli ktoś nie zna tych pozycji, czytał książkę, a nie oglądał filmu lub na odwrót, to czas na złapanie szerszego kontekstu.

Wiosłuj, wiosłuj lekko
po rzeki korycie,
Radośnie, radośnie
Snem jest tylko życie
(Bernie Glasmann)

 

W tym wpisie chcę się z wami podzielić refleksjami z tych dwóch dzieł, które łączy osoba Jeffa Bridgesa – amerykańskiego aktora o wielkim sercu, nie tylko próbującego swoich sił w praktykach medytacji, ale udzielającego się także społecznie.

Czy istnieją takie doświadczenia, zachowania wspólne dla tych obydwu postaci, które moglibyśmy ująć jako “postawa zen”, świadoma lub nieświadoma? Spróbujmy złapać takie klisze.

Tytułowy bohater filmu – Koleś (Dude), to Big Lebowski (rola Jeffa Bridgesa), człowiek żyjący lekko, swobodnie, niespiesznie, w swoim rytmie, przy czym czerpiący z tego satysfakcję życiową. Jego postawa jest naturalna, niewymuszona sytuacjami zewnętrznymi. Można powiedzieć, że Koleś jest wolny. W zasadzie może pójść tam gdzie chce, a przede wszystkim wygląda na pana swojego czasu. 

Oczywiście to jedna z perspektyw. Dla innych jest on nieudacznikiem, człowiekiem nieodpowiedzialnym i niezangażowanym w to co ważne, np dla niektórych zarabianie pieniędzy.

Kim jest mistrz zen? To Bernie Glasmann (zmarły pod koniec 2018 roku), amerykański mistrz zen pochodzenia żydowskiego o korzeniach polskich. Osoba niezwykła, bardzo aktywna społecznie, założyciel organizacji ZenPeacemaker, która tworzyła interesujące projekty zaangażowane społecznie i kulturowo. Dla nas Polaków jednym z najciekawszych wątków jego życia jest historia corocznych medytacji w obozie zagłady w Oświęcimiu, które odbywają się co roku w tym tragicznym miejscu, a których inicjatorem był właśnie Glasmann.

Skąd więc tak nieszablonowe połączenie Kolesia i mistrza zen? Czy to sprawa paradoksu, o którym jak mówi cytowany przez Glasmmana Shinru Suzuki “Istnieje tylko jedna prawda, a jest nią właśnie paradoks”. A może to jednak nie przypadek, bo w kilku miejscach postawa Kolesia i mistrza jest zbieżna. Spróbowałem to uchwycić dla Was.

Wewnętrzny luz

Poczucie spokoju, raczej dystansu, ale takiego, który nie jest biernością. Kiedy trzeba, pojawia się działanie i zaangażowanie. Ten wewnętrzny luz w przypadku Kolesia jest częsty i stał się chyba jednym z elementów budujących kultowość tej postaci swojego czasu za oceanem. Umiejętność “wrzucenia na luz” chodź nie jest to ruch umysłu – tak zadziałam w tej sytuacji, ale wewnętrzna postawa, która nie wymaga reakcji natychmiastowej. 

Słowem „Koleś ma przestrzeń” i to  w sytuacjach dla wielu z nas podbramkowych. Kiedy, będąc pomylonym z kimś innym, zjawiają się u niego przedstawiciele świata przestępczego bynajmniej nie po to, aby odbyć dyskusję filozoficzną, koleś utrzymuje luz i spokój, co prawdopodobnie ratuje go przed kłopotami. Czy też w sytuacji, kiedy odwiedza prawdziwego Biga Lebowskiego – potentata finansowego i wykazuje niczym nieskrępowanych luz. Co zapewne w amerykańskim śnie milionerów jest czymś znacznie silniejszym niż u nas.

Taka postawa, za którą często tęsknimy i która bywa nawet inicjatorem wejścia na ścieżkę praktyki „nie chcę mieć już tylu myśli, chcę się poczuć spokojniejszy”. W takich sytuacjach mistrz zen jawi nam się jako oaza spokoju i dystansu, która ma dostęp do tej większej wolności za którą my tak tęsknimy.

Czy tak jest? Zapewne dotyczy to różnych sytuacji, niemniej faktem jest, że dłuższy trening medytacji, zen, czy też innych technik pracy osobistej może  sprawić, że przestrzeń „bodziec – reakcja” wydłuży się. Nie będzie musiała być tak szybka, impulsowa. Możemy doświadczyć i widzieć proces “dziania się” , ale niekoniecznie musimy reagować. Być może już to małe wydłużenie tego czasu reakcji okaże się tą wolnością, która na ten moment stanie się dla nas interesująca i wzbogacająca nasze życie. A może po prostu tyle nam wystarczy na TERAZ?

To za tą przestrzenią tęsknią Ci, którzy widzą luz kolesia.

Nieocenianie

Wewnętrzny luz nie bierze się znikąd. Koleś nie ocenia, może nie zawsze, ale ten naturalnie funkcjonujący mechanizm jest przynajmniej zawieszany na długi czas. Oglądając film masz wrażenie, że dla niego nie ma znaczenia czy w tej chwili rozmawia z milionerem, prezydentem, mistrzem zen czy znanym artystą. Traktuje ich podobnie, po „kolesiowemu”. Ta swego rodzaju wielkoduszność sprowadza na niego sporo kłopotów w filmie, ale jest jego postawą naturalną. W filmie ze względu na kontrastowość innych postaci, o którą zadbali reżyserzy (bracia Coen), staje się ona jeszcze bardziej widoczna.

Czy to właśnie postawa zen? Tak, bo przecież w chwilach otwarcia, pełnego doświadczania nie ma miejsce na ocenianie, bo po prostu wszystko “się dzieje”, więc jak możesz chcieć próbować to „złapać”?


Nieosiąganie

Jeff Bridges: Grany przeze mnie Jeff Lebowski, czyli Koleś, to przykład człowieka, który czuje, że nie musi niczego osiągnąć. Lubi wylegiwać się w wannie z ulubionym drinkiem, przy śpiewie wielorybów dobiegającym z magnetofonu. Nie napina się, przyjmuje życie takie jakie jest-i w tym kryje się wielkoduszność.”

Osiąganie to paliwo naszych czasów o czym pisałem w poprzednim wpisie. Pcha nas ono do przodu, ale pytanie czy warto tak pędzić i czy wiemy po co tak pędzimy? I czy aby koszty nie są zbyt wysokie, a rachunki dopiero przed nami?

Niemniej dla kolesia taka postawa jest daleka i wynika z takiego BYCIA, a nie chęci bycia w opozycji do … – systemu, społeczeństwa. Można użyć nawet określenie, że koleś jest naturszczykiem. Najbardziej widać to podczas wizyty u prawdziwego Biga Lebowskiego i dużego luzu w stosunku do pokazywanego przez niego własnego wizerunku magnata finansowego (przerysowanego, bo taka jest konwencja filmu).

Czy to postawa zen? Tu w zasadzie naprawdę nie ma NIC do osiągnięcia. Więc skoro siedzisz, siedzisz i dalej chcesz coś osiągnąć to nawet nie zacząłeś siedzieć. To budzi nasz lęk. Jak przestane posiadać cel to:
– nie pójdę do pracy
– nie zarobię pieniędzy
– umrę z głodu
– moje życie straci sens, chociaż jego głębokość sprowadzała się do robienia czegokolwiek
To realne problemy, potrzeba zaufania, żeby je puścić.

Zaufania do czego? Zaufania do tego, że umysł to nie wszystko…

Wrażliwość

Jak mówi Alexander Poraj Żakiej, zen jest stuprocentową wrażliwością. To oznacza, że jak siedzisz to czujesz, doświadczasz wszystko, co się dzieje bez selekcji i podziału na „ja chcę” lub „nie chcę”. I tę postawę trenując starasz się przenieść, albo bardziej wnieść, do tzw. codzienności. Praktyka wyostrza wrażliwość w różnych aspektach do których nam na przykład bliżej. 

Z pewnością postawą pełną wrażliwości jest cały projekt ZenPeaceMaker Berniego Glasmanna. Przez lata przeprowadził wiele takich zadań, np praktyka odosobnień ulicznych.
Bernie: “Żyjemy wtedy w małych grupkach jak bezdomni, bez dachu nad głową, dokumentów, pieniędzy, mamy tylko ubranie na grzbiecie. Zanurzamy się w życie na ulicy. Robi się ostro, przestajesz się martwić o swoje interesy i pracę. Myślisz tylko o tym gdzie zjeść następny posiłek, jak daleko do najbliższego kibla i gdzie można się przespać.

Czy Koleś jest wrażliwy? Tak i film potwierdzających to scen. Jedną z chyba najbardziej zapamiętywanych jest zaproszenie go przez jednego z sąsiadów na balet. Ale nie w operze czy filharmonii. Otóż w balecie występował 1 aktor – sąsiad. Całą lokalna scena została wynajęta, kilkadziesiąt miejsc, a na niej 3 osoby, w tym Koleś i jego kumpel Walter. 

Czy byli tam ze względu na wrażliwość nad sztuką? Nie, raczej by zrobić uprzejmość, a może coś innego o czym nie wiem. Najważniejsze, że dla obydwu ta sytuacja była autentyczna. A czym innym jest autentyzm, jak nie pełnym kontaktem z własną wrażliwością? 

Bycie ponad podziałami

Brak osiągania, przywiązania (chodź dla Kolesia stary dywan był naprawdę ważny, ważniejszy niż 20 tys dolarów nagrody), wewnętrzny luz sprawiają, że Koleś może funkcjonować ponad podziałami, a wręcz tworzyć mosty między innymi. Chyba najlepiej widać to w jego relacjach z kumplami od kręgli. Wszyscy trzej są bardzo różni, a mimo to łączy ich coś więcej niż gra, wspólne przeżywanie tego co się wydarza i wspieranie się mimo różnic. A są one ogromne, Walter – weteran z Wietnamu, impulsywny, z bardzo małą przestrzenią na „bodziec – reakcja”. Jak mówi “Miał kontakt z pacyfizmem, ale oczywiście nie w Wietnamie”. Donny – cichy spokojny, nadwrażliwy – co niestety przypłacił zawałem serca.

Bernie: “W Kolesiu lubię jeszcze to, że nie zapędza innych w Kozi Róg. (…) Koleś nie postępuje w ten sposób. Czasem się zacietrzewia, ale zawsze zostawia drugiemu furtkę

Bycie ponad podziałami, nie tworzenie murów, pozostawienie przestrzeni na reakcję. Doświadczenie całości bez względu czym jest lub nie jest. Spokój, radość ból, smutek, rozczarowanie. Odwaga bycia w tym co JEST.

I tutaj pojawia się wątek Bernie Glasmanna, nie tylko jego działalności społecznej ponad podziałami, wspieraniu bezdomnych lub też odosobnień, które polegały na życiu na ulicy jako bezdomny, czyli odzierasz się ze wszystkiego. 

Przy tym wszystkim praktyki medytacji w Oświęcimiu zapoczątkowanymi przez Glasmanna wydają się czymś niespotykanym, ważnym i wymagającymi osobistej odwagi i szczerości, aby obcować z tym, co postrzegamy, jako najstraszniejsze w naszej historii.

I takiej odwagi życzę sobie i nam wszystkim.


Materiały:
Film „Big Lebowski” – możesz znaleźć w otchłaniach internetu 😉
Książka „Koleś i mistrz zen” – na rynku pozostały wersje audio lub ebooki lub książki na Allegro
Strona WWW Berniego Glasmanna: zenpeacemakers.org

2 komentarzy dla Koleś (hipis) i mistrz zen

  1. Skowronek pisze:

    Dziękuję za ten artykuł😊. Jestem wdzięczna za coroczną inicjatywę Pana Glasmanna w moim mieście, które jest tak boleśnie naznaczone przez historię. Pozwoliło to na zmianę wibracji i powstanie wielu wspaniałych miejsc min Studio Jogi Pełnia z cudowną Ulą i Anią czy Cafe Bergson .Nie sposób wszystkich wymienić, tak aby kogoś nie pominąć. Tworzą miejsca i wydarzenia łączące ludzi ponad podziałami, które człowiek tworzy w umyśle.
    PS. Już mam zaplanowany seans filmowy na sobotni wieczór. Dziękuję 😊

  2. Jacek pisze:

    Uwielbiam postać Duda, ale nie nad-interpretujmy.
    Koleś ma po prostu wyebane (przepraszam, nie w sposób użyć innego słowa) i już.
    Jest ćpunem, łachudrą, łajzą, faflunem.
    Znam mnóstwo takich „miszczów” z widzenia.
    Sympatyczni w większości ludzie.
    Łatwo być takim „miszczem” jeśli w życiu odpuściłeś, już o nic nie walczysz, na niczym ci nie zależy, uszło z ciebie powietrze i płyniesz z prądem.
    A dlaczego ta postać jest tak zabawna?
    Bo ten weteran z wojny musiał od życia dostać nieźle w kość, aby dojść do takiego stanu – wypisał się z systemu i jego reguł.
    A system sobie o nim nagle przypomniał i próbuje z nim pogrywać według starych sztuczek, które Kolesia już nie dotyczą.
    Dude jest jak kosmita z innego wymiaru, nie można go o nic zahaczyć.
    I na tym polega efekt komediowy.
    Ale chyba nie na tym polega Zen?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *