Niedawno wędrowałem z córką po Alpach. Mieszkaliśmy w małej karczmie i – jak zwykle w takich miejscach – była okazja do rozmów z właścicielem, który cieszył się, że następuje odmrożenie gospodarki, że „zaczyna się od nowa”. Przyznał, że musiał ponieść pewne koszty, aby przetrwać ten okres i oczywiście jak wielu z nas, miał obawy jak długo będzie w stanie utrzymywać się bez zarabiania. Podzieliłem się również swoimi obawami, które, jak nietrudno domyślić się, są wszędzie bardzo podobne. Kryzys dotknął każdego z nas, czy to w sferze zawodowej czy osobistej.

 

 

Jest w moim krajobrazie

błąd barw i zapachu

Lecz ciągle

ciągle kocham

To co wciąż się

Zmienia

/Tymoteusz Karpowicz, Miłość/

 

 

Nagle podczas rozmowy nasz gospodarz przerwał, rozejrzał się i dodał stłumionym głosem: „Jednocześnie nigdy do tej pory nie doświadczyłem tak wysokiej jakości życia jak w tych tygodniach. Gdyby nie rachunki i moje własne obawy co do przyszłości, ten czas byłoby jak dar od Boga. Nie wiem, kiedy tak dobrze się bawiłem jako dorosły i nie wiem, kiedy będę mógł go ponownie doświadczyć takiego specyficznego stanu ”. Czy niektórzy z was doświadczyli tego samego? 

Pomimo wszystkich zmartwień, które z pewnością będą z nami jeszcze przez długi czas, czy nie miewałeś również chwil, godzin lub nawet całych dni, w których po prostu “byłeś”?

Tak w pełni, całym sobą, zanurzony w tej właśnie chwili, rozmowie, spojrzeniu, dotyku, lekturze, jedzeniu?

Jak było ci, kiedy nikt niczego od ciebie nie chciał, kiedy wiadomości e-mail stały się coraz rzadsze, a telefon komórkowy milczał przez długi czas? W końcu. 

Czy zauważyłeś, że w tym minionym okresie niektóre zakupy, plany, ustalone daty i sprawy “najwyższej wagi” nie były wcale już tak istotne, jak niby powinny być? Czy nie przyszła do ciebie wtedy myśl, że zachowujemy się czasami tak, jak byśmy mieli obowiązek nie tylko utrudniać sobie samym życie, ale czasem nawet czynić je nie do zniesienia? Czy to nie dziwne, a nawet tragikomiczne?

Otóż ​​to. Co więcej, wraz z odmrażaniem gospodarki wróciliśmy do bloków startowych, do tego wyścigu przez życie i już zaczynamy kontynuować tę wzajemną torturę.

Może to dobry moment na przypomnienie sobie i spojrzenie teraz z innej nieco perspektywy jak nam było przez te miesiące?

Minione tygodnie były dla mnie osobiście okazją do poczucia “co dalej”, jak życie chce płynąć oraz do poczucia jak to życie przejawia się na różne sposoby, a my często trzymamy się tylko czegoś jednego, albo gonimy za wieloma.

A tymczasem wszystko może być przejawem jednego, a to jedno jest obliczem tego, co postrzegamy jako rozproszone, różnorodne.

Podczas izolacji mogliśmy dłużej i precyzyjniej skosztować tego, czego tak naprawdę potrzebujemy, a czego nie. Mogliśmy głębiej poczuć, jak bardzo jesteśmy stabilni i co temu sprzyja, a co nie. Mogliśmy namierzyć, gdzie są zlokalizowane nasze obawy i jak normalnie sobie z nimi radzimy, jak i czym je kompensujemy. Byliśmy w stanie odkryć naszą samotność lub doświadczyć naszych wzajemnych powiązań w aspektach i relacjach, o których od dawna zapomnieliśmy. Innymi słowy, moglibyśmy zacząć widzieć dłużej i dokładniej. Mogliśmy poczuć czy odległość to miara bliskości, czy intymność zawsze musi oznaczać partnerstwo.

Nie da się ukryć, że cisza jest bezlitosnym lustrem. Im dłużej trwa, im mniej jest naszym świadomym wyborem, tym bardziej staje się to widoczne.

Często zdarza się, że musimy nawet odwrócić wzrok od odbicia. Czasem też próbujemy się jej przeciwstawić, udać, że nie dostrzegamy tego, co aż razi w oczy. Okres koronawirusa był być może takim wyzwaniem. Przynajmniej dla części z nas. Jeśli to zaakceptujemy, to po początkowym uruchomieniu się mechanizmów obronnych coś w nas zaczyna się uspokajać i wraca wewnętrzna równowaga. Jest cisza.

Cisza wymaga od nas spokoju i nie poddaje się, dopóki nie opadnie w nas szum, chaos, wewnętrzne zamieszanie. Spokój zainspirowany ciszą jest otwarty, niemal jak Pustka Nagardżuny.

Traktujmy ten stan jak prezent, ponieważ nie możemy tego zrobić świadomie, intencjonalnie, na życzenie.

Możemy jedynie pozwolić sobie przestać uciekać przed ciszą, ponieważ często reagujemy na nią niepokojem. Jednak, jeśli pozostaniemy w tym stanie ciszy dłużej, nawet jeśli ta cisza podtrzyma swoje bezlitosne lustro, a my co jakiś czas odwrócimy od niego głowę, to w końcu staniemy się z nim jednością i tym samym naprawdę zagości w nas spokój. I cisza.

Zaryzykujmy doświadczenie tego, że to, co przychodzi i odchodzi, staje się bardziej znośne po prostu dlatego, że to nie my jesteśmy tymi, którzy tworzą, walczą czy wpływają na coś. Tak naprawdę moc bycia w tym-co-jest, bez względu na to jakie to jest, wynika z tej wewnętrznej ciszy, tego ducha która przenika wszystko i wszystkich, bo my zawsze byliśmy w domu, w tej ciszy. Zawsze byliśmy tym, nawet jeśli nie rozpoznaliśmy tego na pierwszy i drugi rzut oka .

Duchowość to często miłość na trzeci rzut oka.

 

________

Najnowsza książka Alexandra Poraj-Żakieja JEST*365. Inspirujące cytaty na każdy dzień dostępna jest już w SPRZEDAŻY w fundacyjnej

księgarni -> TUTAJ

3 komentarzy dla Na trzeci rzut oka

  1. TE1 pisze:

    Pytał pewien mnich:
    – Te góry, rzeki, ziemia i gwiazdy… skąd się wzięły?
    I zapytał mistrz:
    – A skąd się wzięło twoje pytanie? (A. de Mello)

  2. kako pisze:

    Ja też postrzegałam ten czas jako błogosławiony.Odkryłam ,jak niewiele mi potrzeba i jak nadmiar spraw ,ludzi, „atrakcji” utrudnia mi życie,odbiera spokój.

  3. Jolanta Maria pisze:

    Ja byłam bardzo zmęczona pracą, służbą dla ludzi i bardzo chciałam zakończyć pracę i odpocząć od ludzi i obowiązków. W tym spokojnym czasie okazało się jednak, że bez ludzi nie mogę żyć a pracę wystarczy ograniczyć i służyć w mniejszym zakresie. Emerytura za 3 dni, ale tylko na papierze.

Skomentuj Jolanta Maria Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *