W każdym z nas drzemie potrzeba poprawiania świata, siebie i oczywiście innych, połączona z przekonaniem, że jest to możliwe, a wręcz, że tak właśnie trzeba. Żyjemy także z wyobrażeniem, że kryzysy są porażką, dowodem, że czegoś nie przewidzieliśmy, nie zapobiegliśmy im, a przecież można było.

Obiektywność: wszystko ma dwie strony.

Ale dopiero wtedy, gdy zdasz sobie sprawę, że

są trzy, rozumiesz sprawę. ”

/Heimito von Doderer/

Rozwiązania kryzysów, poprawy siebie, świata czyli gaszenia tzw. życiowych pożarów, szukamy oczywiście w duchowości, u tzw. nauczycieli, guru czy mistrzów. Jeśli wszystko inne zawiedzie, mamy nadzieję właśnie tutaj znaleźć ukojenie.

W okresie izolacji wywołanej koronawirusem było to widać szczególnie wyraźnie: rosła ilość kursów online z obszaru tzw. duchowości, różnego rodzaju nauczyciele dzielili się swoimi nie tyle refleksjami, co wręcz zaleceniami pogłębienie praktyki, jakby miało to być sposobem na rozwiązanie pandemii. To był, i właściwie nadal jest, ciekawy moment obserwowania jak organizujemy się jako jednostki i jako społeczności w obliczu zmian.

Tymczasem być może nasz problem tkwi w naszym podejściu do kryzysu, w określeniu jakie warunki muszą być spełnione, aby w ogóle o nim mówić, a nie w tym, co go generuje.

Być może zanim zaczniemy szukać recepty na kryzys, należy zobaczyć czym on w ogóle jest i kto go tworzy. To spore wyzwanie, bo co by było, gdyby okazało się, że to my sami jesteśmy głównymi twórcami kryzysu?

Proponuję więc zatrzymać się w tym wpisie przy takich pytaniach jak:

  • co to jest kryzys?
  • czym jest duchowość?
  • czym jest to “ja”, które przechodzi kryzys?

Bez wątpienia są to pytania kluczowe dla każdego z nas, a nawet dla społeczeństw. Tym bardziej, że do dziś nie ma tak naprawdę jednoznacznych odpowiedzi.

W żadnej religii, systemie filozoficznym czy rozważaniach naukowych nie udało się dojść do konsensusu i ustalić ostatecznie kim jesteśmy, jak powinniśmy żyć i dlaczego miałby to być tylko jeden właściwy sposób na życie.

Chciałbym zwrócić waszą uwagę na pewne założenie, z którego wychodzimy, gdyż być może właśnie ono blokuje nas w pójściu dalej. Zakładamy mianowicie – i żyjemy tak, jakby było to prawdą – że nasza egzystencja i porządek świata, są liniowe, jakbyśmy szli z punktu A do B. Powielamy przekonanie, że świat jest oparty na przyczynowości, a nie dopuszczamy do siebie myśli, że może niekoniecznie. Być może jest bardziej warunkowany niż przyczynowy?

Te dylematy przydadzą się nam podczas dalszych rozważań.

Nietrudno zorientować się, że zawsze istniała nieliczna ilość teorii dotyczących poczucia “ja jestem”, nazwijmy to teoriami ego. Jednocześnie żadna z nich nie była na tyle przekonująca i spójna, aby stać się tą jedyną.

Przyglądniemy się teraz dwóm założeniom.

Pierwszy z nich zakłada, że nasza tożsamość ma rdzeń, coś statycznego, co pozostaje niezmienne przez całe życie, jest stabilne i niezbędne. Tak rozumiane ego posiada szereg cech, właściwości takich jak język, myślenie, czucie, pamięć, zdolność do uczenia się.

Drugie podejście jest nieco mniej popularne i jest dokładnie odwrotne, czyli zakłada, że ego nie jest jakiś stabilnym i niezmiennym konstruktem. Nie jest więc czymś niezbędnym, nie jest niezmienne, ale zależy od okoliczności. Jest ulotne, co nie oznacza, że kończy się wraz ze śmiercią, ale że tworzy się z chwili na chwilę. Podejście to jest najbliższe temu, czego możemy doświadczyć w zen.

Niezwykle istotne jest abyśmy określili sami przed sobą, jakie jest nasze postrzeganie tożsamości, ponieważ właśnie ono generuje podejście do rzeczywistości, życia, a w tym do kryzysu, jakie nas dotykają.

Większość z nas żyje z silny przekonaniem, że istnieje właśnie w takiej konkretnej postaci, że jest konkretną osobą, że wie co czuje, co myśli, że jest siebie świadoma. I już tutaj mamy złudzenie, bo przecież musiałyby istnieć dwie osoby, jeśli mielibyśmy w jakikolwiek sposób obserwować i oceniać siebie. Zwrócił już na to uwagę Kark Jaspers, który pisał, że niemożliwe jest samopoznanie oparte na podziale podmiot-przedmiot.

Podążając za tymi dwoma podejściami do koncepcji ego dochodzimy do skrzyżowania. Z jednej strony mamy drogą niezależności, samodzielności w myśleniu i działania, jesteśmy osadzeni w rzeczywistości, którą możemy oceniać i opisywać i co istotne – oceniać jako dobrą lub złą. My, jako poczucie “ja jestem”, jesteśmy punktem wyjścia do wielu rozważań.

Kolejna droga prowadzi nas w kierunku, gdzie nie jest istotny obserwator, ale sam proces obserwacji, choć i tutaj kryje się pewne ryzyko, czyli pytania “kto obserwuje, kto jest obserwowany?”. Być może tylko dzięki szybkości procesu myślenia jesteśmy w stanie porównywać siebie sprzed jakiegoś punktu w czasie i siebie teraz mając złudzenie stałości oraz poczucie, że to ego obserwuje się.

Nasze poczucie ciągłości tożsamości “ja jestem”, a więc i rzeczywistości, wynika z szybkości procesów myślenia, co generuje złudzenie czasu trwania. Tożsamość jest zatem cudem, który sam się wyłania w różnych formach.

Idąc dalej dojdziemy do doświadczenia, że rzeczywistość jest jednością, a co więcej ona nie istnieje jako taka, ale pojawia się i znika, i znowu pojawia. Ta jedność nie oznacza więc sklejenia się różnych części, ale istnienie tego co w buddyzmie określa się jako “nie-dwa”, brak podziału na podmiot i przedmiot. Rzeczywistość powstaje po prostu w momencie obserwacji. Taką perspektywę nazywamy konstruktywizmem albo teorią systemów. Lub też mistycyzmem. I tutaj dotykamy duchowości, w której tak chętnie szukamy ratunku.

W kolejnym wpisie – już za tydzień – wrócimy do pytania jak radzić sobie z kryzysem, np. tym wywołanym koronawirusem. I nie chodzi mi tutaj o przyczynę kryzysu czy o sposoby na jego zażegnanie, ale o kryteria, w oparciu o które określamy coś jako kryzys.

____________

Najnowsza książka Alexandra Poraj-Żakieja JEST*365. Inspirujące cytaty na każdy dzień dostępna jest już w SPRZEDAŻY w fundacyjnej

księgarni -> TUTAJ

2 komentarzy dla Poczucie “ja” – główny sprawca kryzysów? cz.1

  1. TE1 pisze:

    Jeżeli nic nie przeszkadza oku, widzę; jeżeli nic nie przeszkadza uchu, słyszę; jeżeli nic nie przeszkadza nosowi, czuję.Jeżeli moje myśli nie przeszkadzają umysłowi, rozumiem.
    Nie istnieje żaden kryzys, jest tylko inaczej niż chciałem aby było.
    Wy-myślone ja stwarza prawdziwe problemy wy-myślającym ja ludziom.

  2. TE1 pisze:

    Drogi Moderatorze strony szkoda, że usunąłeś wpis Magdaleny, zamiast się do niego odnieść. Myślę, że wiele osób korzysta z Mądrości Twojej Strony (na przykład ja) i odniesienie się do tego co napisała Magdalena, pozwoliłoby poszukującym odróżnić „ziarno od plew”, na które i tak będą narażeni w swoich poszukiwaniach. Poszukiwania duchowe narażają poszukiwaczy, na różne oszustwa i nadużycia a na przykładzie usuniętego wpisu można było pokazać jak odróżnić istotę medytacji od różnych „cudownych eliksirów” i ich „cudownych efektów”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *