Funkcjonując w danym kręgu kulturowym postrzegamy inne struktury społeczne czy religijne jako bardzo jednolite.  To samo dotyczy obserwatora z zewnątrz, który postrzega kulturę czy nurty religijne w Europie. Może mu się wydawać, że chrześcijaństwo jest jednolite, a przecież niektóre nurty były na tyle podzielone, że prowadziły między sobą wojny. Przeciętne postrzeganie buddyzmu przez Europejczyków jest w zasadzie podobne. A gdzie w tym wszystkim jest zen?

 

Paradoks zen polega na tym, że jest “próbowany” przez osoby z bardzo różnych kręgów kulturowych, a nawet religijnych, pomimo tego, że relatywnie bardzo mało osób osadza się w nim ostatecznie na dłużej. Nie zmienia to faktu, że na ścieżkę tę wchodzą osoby o różnych systemach wierzeń (nawet ateiści czy chrześcijanie). Przykładem takich osób jest np. Steven Bechelor, autor  książki  “Wyznania buddyjskiego ateisty”.  Bechelor, wywodząc się z kultury europejskiej, wszedł w praktykę buddyzmu, a po czasie poddał ją „odsączaniu” od wierzeń i mitów. Swoimi refleksjami podzielił się we wspomnianej lekturze.

Podobnie Willigis Jager, założyciel linii zen Pusta Chmura, który będąc benedyktynem i pozostając nim do końca życia, wszedł na ścieżkę zen i praktykował wiele lat w klasztorach Japonii. Nie tylko niektórzy benedyktyni podążając za wewnętrzną tęsknotą do jedności osadzali się w zen, ale byli wśród nich także jezuici. Jednym z pierwszych był Hugo Lasalle, który praktykował zen już w latach 30-tych XX wieku. Nie jest zaskoczeniem, że interesował się wcześniej doświadczeniami mistyków europejskich: Teresą z Avila i Janem od Krzyża.

Aby ukazać zen w kontekście buddyzmu, potrzebna jest bardzo szeroka synteza.

I taka pojawiła się właśnie w języku polskim. Filozof Grzegorz Polak wydał znakomitą syntezę porównawczą wykorzystując kilkadziesiąt dokumentów źródłowych zarówno chińskich, jak i wczesno-buddyjskich, aby ukazać relację zen (chan) w stosunku do buddyzmu. Książka “Wczesny buddyzm a chan. Medytacja i wyzwolenie.” została wydana nakładem “Księgarni Akademickiej” i można ją traktować jako pozycję naukową.



Pierwsze spojrzenie

Pierwsze wrażenie, doświadczenie bardzo mocno wpływa na naszą percepcję i ocenę przyszły doświadczeń. Czasem jest najbliższe wiarygodnemu poznaniu i nie zmienia się w czasie. Dlatego w pierwszej kolejności przytaczam wybrane z książki doświadczenia osób, które próbowały uchwycić istotę zen postrzegając ją stricte intelektualnie lub zapoznając się po raz pierwszy z literaturą wschodu oraz obserwując działania mnichów. Takie spostrzeżenia wydają się niezwykle cenne, bo świeże, a wiele z nich powstawało w czasach, kiedy nie mogły być inspiracją z innych lektur, ale wynikały z bezpośredniego doświadczenia.

 

Prześledźmy kilka pierwszy wrażeń i ocen zen przez badaczy z różnych kultur:

Leon Wieger (1927r)
“Po zwróceniu uwagi, że chan bardzo różni się od innych form buddyzmu doszedł on do wniosku, że Bodhidharma w istocie przeniósł do Chin formę indyjskiej wedanty.”

Joseph Edkins (1890r)
“Zwrócił on wyraźną uwagę na różnice pomiędzy buddyzmem Bodhidharmy, a tym istniejącym już w tym okresie w Chinach i sugerował, że chan był odgałęzieniem  dżinizmu lub przynajmniej  wschodnim odłamem  jakiejś nieznanej bliżej sekty indyjskiej.”

Shiro Matsumoto (2011)
“Argumentował, że doktryna  tathagatagarbha, która odegrała kluczową rolę rozwoju chińskiego i japońskiego buddyzmu oraz stanowi istotny element nauk chan/zen w znaczący sposób odeszła od ducha buddyzmu i w istocie stanowi odrodzenie myśli Upaniszad.

Dla badaczy takich jak Hu Shihn i Yanagida Seizan chan reprezentował z kolei całkowicie radykalne odejście od ducha indyjskiego buddyzmu.

Z kolei Hu Shin uważał, że chan był formą ekspresji rdzennie chińskiej kultury i pragmatyczną reakcją przeciwko indyjskim elementom takim, jak przesądy, wiara w Buddów, bodhisattwów, magiczne moce i zaklęcia. Z kolei dla Yaganidy chan reprezentował nie tylko odejście od ducha buddyzm indyjskiego, ale również od myśli chińskiej.

W tym całym kołowrocie różnych koncepcji nie brakuje także lokowania zen bliżej Therawady (Steward 1921) czy też bardziej postrzegania go jako pomieszania medytacji i mądrości (R. Sharf 2014). Chodź w Therawadzie  medytacja pojawia się ponownie dopiero dzięki charyzmatycznym nauczycielom w XIX wieku, czyli 1200 lat po pojawieniu się chan w Chinach.

Wybitny psychiatra Carl Gustav Jung, który wykonał wielką pracę, by zrozumieć zen, stawał wiele razy przed niemożnością dogłębnego jego ujęcia w pojęciach znanych zachodniej kulturze. Niemniej uważał, że „zen wymaga inteligencji i siły woli, jak wszystko, co wielkie i co pragnie urzeczywistnienia”.

Z tego wielkiego pomieszania koncepcji czym jest chan (zen) może wyłaniać się to, że bardzo trudno jest uchwycić “ducha zen” bez głębokiego wejścia w praktykę i doświadczenia jego smaku i tekstury rzeczywistości jaka pojawia się za doświadczeniem wglądu.

Niemniej wracając do głównej tezy książki Grzegorza Polaka podsumujmy syntezę myśli, jaka stoi za tą ogromną praca wykonaną nad przygotowaniem tej książki.


Zen czyli powrót do korzeni

Z perspektywy syntezy G. Polaka zen może być uznany jak powrót do źródeł doświadczenia historycznego Buddy, czyli formą reformacji, która odcięła niemal wszystkie naleciałości kulturowe, a nawet mitologiczne. Jak podsumowuje autor w książce, udało się wykazać szereg podobieństw pomiędzy tradycją chan oraz bardzo wczesnym Buddyzmem.


Medytacja nie równa medytacji

Największą różnica dotyczy samej medytacji. Dotyczy to nie tylko samej metodyki, ale przede wszystkim sposobu jej postrzegania. „Różnice te są na tyle wyraziste, że można mówić o obecności odmiennego nieortodoksyjnego paradygmatu medytacyjnego we wczesnych źródłach buddyjskich i chan” – podkreśla autor. Biorąc pod uwagę jak istotna jest rola zazen (medytacji) w praktyce zen można w zasadzie mówić o dwóch światach. 

Może być to szczególnie ważne w postrzeganiu przez Europejczyków, którzy buddyzm często widzą przez postaci mnichów buddyjskich, szczególnie z tradycji lamaizmu (buddyzm tybetański). Jak przekonuje jednak autor w większości klasztorów buddyjskich medytacja nie była praktykowana przez lata. W niektórych z nich zaczęto do niej wracać dopiero w XIX wieku …

Na czym polegałaby ta fundamentalna różnica w podejściu?

W tradycyjnym paradygmacie medytacja jest pewnego rodzaju czynnością proaktywną poprzez stosowanie się do różnego rodzaju metod medytacyjnych. Jest ona wymagającym użycia woli aktywnym procesem. 

Medytacji można się nauczyć, a następnie doskonalić ją poprzez sumienną praktykę. Sama praktyka polega na skupianiu się jakimś przedmiocie bądź w staraniu się bycia uważnym w stosunku do tego co dzieje się obecnie.

We wczesnym buddyzmie oraz w chan wygląda to zupełnie inaczej. Medytacja nie jest umiejętnością ani czynnością, którą można wcielić w życie poprzez akt woli czy świadome zaangażowanie umysłu. Medytacja nie polega na robieniu czegokolwiek a właśnie na “nicnierobieniu”. Nie medytuje się w aktywny sposób. Medytacja po prostu się przydarza jednostce.

Jest to podejście, w którym doświadcza się, że istnieje pewnego rodzaju podstawowa warstwa umysłu działająca w sposób niezależny od myśli i nacechowana własną inteligencją – pozwalającą zorganizować się jednostce w inny sposób.

To podejście z chan i wczesnego buddyzmu okazuje się mieć potwierdzenie w najnowszych badaniach kogniwistyki i neuronaukach.

Pojawienie się buddyzmu chan powinno być widziane jako sprzeciw wobec klasycznego paradygmatu medytacji – kontynuuje autor.

Być może jest to efekt tego, że sama medytacja nie odgrywała kluczowej roli wśród mnichów buddyjskich, gdyż panowało przekonanie o degeneracji dharmy, a wyzwolenie wydawało się nieosiągalnym celem. Mnisi poświęcali się zapamiętywaniu tekstów o medytacji, recytacji oraz gromadzeniu zasług mających pomóc im w przyszłym lepszym odrodzeniu (karma).

Drugim dużym obszarem różnicy jest jest relacja związek pomiędzy medytacją a postawą życiową. W pierwotnym buddyzmie i chan postawa życiowa bezpośrednio przekłada się na jakość medytacji. W zasadzie praktyka ma miejsce nawet przed tym zanim zasiądzie się na poduszce. Medytacja jest punktem kulminacyjnym tej postawy.

W przypadku klasycznego podejścia podkreśla się aspekt “moralności”, a w niektórych z nich jak lamaizmie – postawa współczucia jest najważniejszym aspektem. Niemniej medytacja będąc traktowana jako czynność i umiejętność sama w sobie może być udoskonalana bez bezpośredniego odniesienia do pozostałych aspektów życia.

Czyli z jednej strony mamy postawę pełnej autentyczności i bezpośredniości w postawie, w drugiej narzędzie będące dodatkiem do życia monastycznego, który z czasem nawet był “zapomniany” i nieużywany.

W podsumowaniu autor określa, że jeśli przyjmiemy za wyznacznik buddyjskości główny nurt myśli i praktyki buddyjskiej związany z klasycznym paradygmatem medytacji, to chan może w ogóle nie zostać uznany za formę buddyzmu.

 

Jakie to ma dla nas znaczenie?

Obojętnie, która ścieżka jest nam bliższa i bardziej z nami rezonuje, warto wiedzieć, co tak naprawdę ćwiczymy. Dzięki temu możemy uniknąć stosowania wymuszonej postawy w ćwiczeniu i stosowania siły woli tam, gdzie potrzebne jest odpuszczenie.

_________

Książka Grzegorza Polaka „Wczesny buddyzm a chan” dostępna jest w fundacyjnej Księgarni -> TUTAJ

 

Komentarze dla Czy zen to Buddyzm?

  1. SiFu Maciek pisze:

    Szczerze mówiąc to trochę śmieszy mnie tworzenie lepszej karmy na przyszłe życie buddysty, skoro sam Wyzwolony mówił o tym, że celem jest wyjście się z tego wszystkiego… Dlatego bliżej mi to taoizmu, filozoficznego, niereligijnego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *