Za nami niespokojny czas. Dla wielu ten miniony rok 2020 przejdzie do historii nie tylko jako okres pandemii, utraty bliskich czy społecznej izolacji.

 

 

Tak więc w pustce nie ma formy, wrażeń, myśli, woli i świadomości.
Nie ma oczu, uszu, nosa, języka, ciała, umysłu.
Nie ma kolorów, dźwięku, zapachu, smaku, dotyku, zjawisk (dharm).
Nie ma widzenia, ani świadomości. Nie ma złudzeń ani kresu złudzeń.
Nie ma starości i śmierci, ani kresu starości i śmierci.
/Sutra Serca/

 

Spora część z nas była zmuszona do szybkiego przeorganizowania swojego życia zawodowego, prywatnego, a przede wszystkim została postawiona przed pytaniami: Jak długo? Kiedy to się skończy? Dlaczego to się dzieje? I do tej pory nie znaleźliśmy odpowiedzi. Może nawet podświadomie czujemy, że to nie pora na szukanie odpowiedzi, że te pytania otwierają pewien proces i tym razem mamy okazję doświadczyć ich inaczej niż zwykle. Co nie zmienia faktu, że bywa to bolesne lub chociażby niewygodne.

Zmieniła się także sytuacja społeczna, w niektórych krajach nawet polityczna, a już na pewno nasze przyzwyczajenia, rytuały rodzinne, także te świąteczne czy kończące symbolicznie stary rok. Powitaliśmy właśnie nowy 2021 i stoimy przed Nie-znanym.

Odczuwamy to tym bardziej, ponieważ poprzedni 2020 rok pokazał nam, że nie ma nic, czego moglibyśmy być pewni: nic, niczego i nikogo.

I o dziwo, nie musi to oznaczać wcale utraty zaufania, a jedynie nie tworzenie przywiązania. To bywa zaskakującym odkryciem. Stąd określenie nie-pewność, nie-znane, które nie są równoznaczne z brakiem pewności czy konkretną wiedzą.

Nie dość, że koronawirus postawił na głowie nasze życie społeczne, polityczne, to odbił się także na relacjach rodzinnych. Sytuacja polityczna w wielu państwach jest na tyle skomplikowana, że bywa nam niezręcznie siedzieć w gronie znajomych czy rodziny przy jednym stole. Wiemy i wręcz czujemy, że istnieje cała seria tematów, które nie mogą być poruszone. Tak jest nie tylko w Polsce, ale też w innych krajach, chociażby w Stanach.

Sytuacja jest emocjonalnie napięta, pojawia się dużo gwałtownych uczuć, odczuwamy przeróżne emocje, a ich zmienność, dynamika zaskakuje nawet tych z nas, którzy do tej pory byli postrzegani jako stabilni. U części z kolei włączył się mechanizm zamrożenia, jako niezawodny element przetrwania.

I to jest punkt, przy którym warto teraz zatrzymać się i spojrzeć z perspektywy zen.

Widzimy w ostatnim czasie, jak szybko można pobudzić pewnego rodzaju emocje, zarówno na poziomie jednostki, jak i społeczności. Dostrzegamy wyraźnie jaka moc tkwi w narracji. Odczuliśmy, że jesteśmy jako ludzie skłonni do eskalacji emocji, szczególnie tych trudnych, jak złość, lęk, poprzez wskazywanie na tzw. “innych”, poprzez odwoływanie się do odmienności. Bez względu na to, kim są ci “inni”, zawsze znajdzie się ktoś, kogo postawimy po drugiej stronie barykady. Działamy tak szczególnie w sytuacji niepewności, zagrożenia, utraty tego, co wydawało się stałe.

Jeśli nie dostrzeżemy w porę jak ten mechanizm działa u nas, na poziomie jednostki, to będziemy tak funkcjonować, aż stanie się to niemal normą.

Sytuacja nie poprawi się, a my będziemy oddalać się jako rodzina, znajomi, a społeczeństwo coraz bardziej spolaryzuje się.

Ostatnie miesiące pokazały nam wyraźnie, że rzeczywistość jako fakt dla części ludzi nie liczy się. Istotna jest tylko interpretacja, reakcja, odpowiedź na ten fakt. I co ciekawe, ile osób, tyle możemy zaobserwować reakcji i interpretacji danego, jednego faktu.

Większość zdarzeń, które można opisać poprzez przedstawienie faktów, może być przez poszczególne ugrupowania różnie interpretowana. Widzimy to, a przede wszystkim doświadczamy tego, nawet przy rodzinnym stole. Ten podział jest sztuczny, stworzony przez nas, łączy się z postawą bycia anty, czyli budowaniem murów, stawianiem barykad i rozmieszczaniem ludzi jak na na planszy.

Najbardziej niepokoi, że nie mamy świadomości tej zabawy, że uważamy, że to właśnie my mamy rację, monopol na prawdę.

Dramat zaczyna się, kiedy jesteśmy w stanie umierać za te przekonania, albo zabijać innych, a w historii nie brakuje przecież i takich zachowań.

Przyjrzymy się teraz na czym opiera się to nasze dążenie do prawdy, chęć poznania prawdy, przekonania innych do niej. Przebija się tutaj nasze mocne przekonanie, że to właśnie my mamy rację. Bez względu na to po której stronie stoimy, widzimy jaka siła trzyma nas przy różnych tzw. prawdach. Istotne, abyśmy namierzyli dlaczego zależy nam, aby tylko ta prawda była jedyną. Co na tym zyskujemy, co to w nas stabilizuje? Tutaj tkwi klucz do zrozumienia kim jestem.

Tymczasem wielu filozofów, pisarzy od wieków zwraca uwagę, że nasza osobista prawda jest cząstkowa, nie jest absolutna. Nie chodzi tutaj o sam fakt czegoś, ale o interpretację, o efekt jaki ta interpretacja wywołuje w nas osobiście. Zwykle daje nam to uczucie pewności, wiary w jakąś prawdę, a przez to poczucie przynależności do jakiejś grupy, czyli zaspokaja potrzebę więzi.

Ta pewność tworzy uczucie stabilizacji naszej tożsamości, poczucie “wiem, kim jestem”, bowiem jesteśmy tym, co uważamy, że jest naprawdę.

Tymczasem, gdyby nasza jaźń była stabilna, nikt z nas nie potrzebowałby otaczać się tzw. prawdami, absolutami. Dzięki systemom przekonań, które uważamy za ponadczasowe i ogólnie obowiązujące, za które jesteśmy w stanie walczyć, czujemy się pewniej jako członek danej grupy, rodziny, społeczności.

Zazen, ale i podejście mistyki chrześcijańskiej, jest tutaj ciekawe. Jest ono kompletnie inne niż to czarno- białe typu jest- nie ma. Opiera się ono nie tyle na przekonaniu, co na doświadczeniu, że nasza jaźń jest kompletnie krucha i pojawia się dzięki interakcji różnych elementów, takich jak pamięć , świadomość i generuje uczucie “jestem” jako punkt odniesienia dla “ja”, ale to coś – to “ja”, “jestem” – pojawia się zawsze na świeżo.

Ono nie istnieje jako coś samo z siebie, ale jest efektem złożonych interakcji z chwili na chwilę.

Ten wgląd w istotę naszej jaźni jest podstawą ćwiczenia zen, buddyzmu i mistyki chrześcijańskiej. To nie jest kruchość na poziomie “żyjemy i kiedyś umrzemy”, ale doświadczenie, że życie i śmierć wciąż się przeplatają, że my – jako to “ja” – jesteśmy procesem, czymś otwartym, bez początku i końca. Wymyślamy sobie jako ludzkość różne idee, które dają nam złudzenie stałości i stabilności. Uciekamy tak z momentu na moment w uczucie, które powiela naszą tożsamość i wydaje nam się że jesteśmy czymś stałym.

Zazen jest wręcz ryzykiem zaprzestania przy pełnej świadomości tworzenia koncepcji czegokolwiek, w tym też nas samych. Będąc uważnym i nie produkując koncepcji można przebudzić się. Dzieje się to wtedy, kiedy nie ma identyfikacji z niczym, kiedy jest tylko otwarte pole świadomości.

To tak jak z ciszą, która dla wielu z nas jest brakiem dźwięku. Niemożliwe wydaje się nam i naszej kulturze ująć ciszę bez odwoływania się do dźwięków. Tak samo jak mówimy o nicości w buddyjskim podejściu – nie potrafimy tego opisać nie posługując się aluzją do braku.

Dlatego też trudno wielu z nas przebywać w ciszy, zakłócamy ją, bo brak zaczepienia na jakimś dźwięku niepokoi nas.

Mamy lęk przed nicością. Chcemy tą przestrzeń czymś wypełnić, zagospodarować. Tymczasem cisza nie pojawia się po zniknięciu dźwięku, ona zawsze jest. Tak samo w zazen, warto podjąć próbę utrzymania otwartej świadomości tak długo, aż doświadczy się, że wszystko jest, a nie że ktoś coś doświadczy. Jest doświadczenie, doświadcza się, ale nie , że ktoś, coś.

Zatem nie uciekajmy w tym Nowym Roku od tego, kim naprawdę jesteśmy, czuwajmy i bądźmy przy pełnej świadomości przy tym-co-jest.

Nie uciekajmy też od ciszy, także tej wewnątrz nas, bo tam jest wszystko, czego szukamy na zewnątrz.

Nie wiemy jak długo potrwa izolacja społeczna, jak długo będziemy żyć w pewnego rodzaju ciszy społecznej, ale zanurzmy się i w tym, bowiem jak czytamy w „Strofie wiary w umysł”:

Jeżeli pragniesz jasno ujrzeć prawdę, porzuć to wszystko, co jest za lub przeciw.
Ciągłe wpadanie w swe „lubię”, „nie lubię” jest chorobliwym nawykiem umysłu.
Niedostrzeganie głębi prawdy Drogi wrodzony spokój zakłóca i burzy.
Droga jest pełna jak bezmiar przestrzeni, gdzie nie ma braku i nie ma nadmiaru.
Gdy wybieramy albo odrzucamy, zapominamy o tej prostej prawdzie.
Oba dążenia – na zewnątrz do świata, jak i dążenie ku wewnętrznej pustce – na pomieszane skazują nas życie.
W spokoju ujrzyj, że wszystko jest Jednym, a błędne myśli znikną same z siebie.

 

____________

Terminy sesshin – odosobnień, oraz Kursu Wprowadzenie do zen, które w 2021 roku poprowadzi Alexander Poraj-Żakiej dostępne są TUTAJ

 

Najnowsza książka Alexandra Poraj-Żakieja JEST*365. Inspirujące cytaty na każdy dzień dostępna jest już w SPRZEDAŻY w fundacyjnej księgarni -> TUTAJ

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *