Wchodząc w obszary tzw. duchowości bardzo często przykładamy kalkę z obszaru rozwoju osobistego. Wydaje nam się, że będziemy polerować, polerować i z każdym dniem będziemy bliżej celu. Chyba nic bardziej mylnego nie może się nam się na początku przydarzyć.

 

Tak zwana sfera “duchowa”, czy nawet temat tego czym jest świadomość, wymyka się obecnie nauce, a szczególnie tej klasycznej wersji mocno przywiązanej do paradygmatu newtonowskiego, gdzie zjawiska miały charakter liniowy. Oczywiście były one znacznym postępem w stosunku do czasów religijnej ortodoksji oraz silnego związku raczkującej nauki z religią, jak i sztuką. Dlatego też obecnie oprócz pierwszych prób interpretacji zjawisk nielokalnych czy rozwoju fizyki kwantowej (np. prace Davida Bohma) i pierwszych prób opisania zjawisk z obszaru tzw. duchowości w zasadzie jesteśmy zdani na intersubiektywność czyli relacje osób, które takie doświadczenia miały.

Rozwój osobisty a duchowość

To co określamy jako rozwój osobisty w mocno zindywidualizowanym świecie Zachodu nie ma zbyt wiele wspólnego z duchowością. Głównie dlatego, że jest procesem liniowym. Twoje JA, które nie radzi sobie z tym i tamtym, może stać się innym  JA – silniejszym, skuteczniejszym, jeśli…. I tutaj mamy cały zestaw szkół, coachów, lektur itp.

Jest to więc proces liniowy oparty głównie na osiągnięciu założonego celu i tutaj następuje dowolność lub bezmiar możliwości. Najlepszym z nich jest tzw. „rozwój dla samego rozwoju”, dzięki czemu możemy mieć cel na całe życie i nie zajmować się już niczym innym, tylko rozwojem. Z pożytkiem dla nas samych, a z czasem dla innych, może – ale to rzadkość.

Więc czym jest duchowość?

Nie mamy na to jednej odpowiedzi. W zasadzie, co książka, ścieżka, to trochę inna definicja. Duchowość miesza się z umysłem, albo Wielkim Umysłem. Jest połączona ze świadomością, albo tylko jej cechami. Przy czym nie wiemy, przynajmniej z punktu nauki, czym jest świadomość. Duchowość bywa też mocno identyfikowane z “duchem”, szczególnie w chrześcijaństwie. Do tego mamy jeszcze Wyższą Jaźń, a czasem ktoś wprowadza parę innych definicji. 

Osobiście przyjmuję perspektywę, że duchowość jest tym, co jest powtarzalnym doświadczeniem, które wymyka się w opisie obecnej nauce. Czyli ma charakter tzw. intersubiektywności – jest powtarzalne, możliwe do doświadczenia w określonych warunkach, czasie, przyczynie, treningu, a być może jeszcze przy udziale kilku nieznanych nam elementów. Jest także transpersonalna i dotyczy doświadczenia całości bytu i dobrze – jak powiedział to jeden z mistrzów zen na zapytanie o oświecenie – jest to stan, w którym masz uważność na każda istotę. Pojawia się więc odpowiedzialność, a nie tzw. “odlot”.

Intersubiektywność duchowości

Owa intersubiektywność, o której wspomniałem dwukrotnie wyżej, wydaje się największa przeszkodą dla sceptyków jako element podważający zupełnie jej istnienie. Dotykamy tutaj najbardziej ograniczającego obszaru obecnej nauki tzn. że zjawiska mają charter wyizolowany, często niezależny od innych czynników, a już na pewno niezależny od tego, co określamy jako świadomości np. indywidualnej świadomości człowieka. 

Jest to w zasadzie kamień milowy w ocenie i interpretacji zjawisk, a osoby, które potrafią go przekroczyć lub doświadczeń wkraczają właśnie w obszar duchowości. Czasem są to osoby ze świata nauki, wyprzedzające swoje czasy, jak chociażby Jung, który przedstawił temat nieświadomości zbiorowej.

Przypomnijmy jej definicję: “Nieświadomość zbiorowa – strukturalna część ludzkiej psychiki, której istnienia dowodził Carl Gustav Jung. Ma ona zawierać podstawowe wzorce reagowania (instynkty) oraz myślenia, przeżywania i zachowania człowieka (archetypy). Można ją przyrównać do morza, po którym płynie statek świadomego „ja” (ego). Nieświadomość zbiorowa jest fundamentem dla chaotycznej nieświadomości indywidualnej pojedynczego człowieka.”

Jednakże brak możliwości doświadczania nieświadomości zbiorowej w sposób powtarzalny lub jej zmierzenia laboratoryjnego sprawia, że nie jest możliwa do opisania przez klasyczną naukę bazującą nadal na paradygmacie liniowym.

Komu po drodze z duchowością?

Czytając biografie nauczycieli, mistrzów zen czy mistyków trafiamy czasami na informacje o początkach ich Drogi. U części z nich pojawiają się wydarzenia, które często już w bardzo młodym wieku wychodziły poza paradygmat linearności postrzeganej rzeczywistości. Mogła to być nagła zmiana percepcji pozwalającej na uchwycenie szerszej natury świata czy doświadczenie bezwarunkowej miłości, które zmiękcza ego. Czasem takie doświadczenie jest zapominane, a jego zrozumienie zajmuje lata. Wbrew logice, która nakazywałaby, że jeśli doświadczyłeś, to już wiesz. Można powiedzieć, że w tym przypadku, jeśli doświadczyłeś, to otwierasz nowy początek.

Nielinearne postępy

Malcolm Gladwell w świetnej książce „Błysk” opisał jeden z przymiotów doskonałości, jakim jest powtarzalne wykonywanie, najlepiej przez 10 tysięcy godzin określonej czynności. Chcesz być Robertem Kubicą czy Lewandowskim, to oprócz talentu możesz potrzebować 10 tysięcy godzin treningu. W innych dziedzinach podobnie. Jakie było moje zaskoczenie kiedy podobne podejście spotkałem przy duchowości, a w zasadzie medytacji. Wystarczy 10 tysięcy godzin, a osiągnę spokój buddyjskiego mnicha. Ale wygląda, że tak to nie działa.

I tutaj powrócę do poprzedniego mojego wpisu o Ramanie Maharishim (TUTAJ).

Wcześniejsze doświadczenie Ramany miało charakter spontaniczny. Zwykle doświadczenie tego rodzaju świadomości to rezultat długiej i żmudnej praktyki duchowej, ale w tym przypadku nastąpiło to spontanicznie, bez  wysiłku ani pragnienia osiągnięcia czegokolwiek. Zapytany później o naturę takiego doświadczenia potwierdził, iż u niektórych osób może tak się zadziać. U większości wymaga to jednak dłuższego czasu treningu, a u niektórych nie pojawia się żadna zmiana nawet po dłuższym czasie.

I co z tym zrobić? Można na przykład usiąść z tą niepewnością w medytacji. Nie zastanawiać się co się stanie, pobyć z nią jakiś czas i być może odpłynie, a być może pojawi się coś zupełnie nowego i wtedy całą wcześniejszą narracją może stracić swój sens… To może być wyzwalające.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *