Tak naprawdę najpierw powinnam napisać: “zatrzymaj się i bądź”, a wtedy to “wiedz” przychodzi niemal samo. Co mam tak naprawdę na myśli pisząc o “wiedzeniu”? Czy intuicję, o której tyle się mówi w kontekście decyzji osobistych, rodzinnych, ale także biznesowych? Czy to raczej rodzaj skupienia, koncentracji, która pozwala zebrać myśli i zadziałać skutecznie?

 

Gdy trauma zostaje uleczona, jednym z darów jest

dziecięcy zachwyt życiem i szacunek do życia.

/Peter A.Levine/

 

Mówiąc o “wiedzeniu”, które wynika z uważności, a właściwie z praktyki uważności, obecności – czyli wejścia w pewien proces, który nie jest określony porami od – do – mam na myśli stan, kiedy pojawia się w nas przestrzeń, pewien rodzaj ciszy. Nie jest to jednak cisza wynikająca z braku dźwięków, ale cisza, w której może być wszystko i nie jest to nazywane ani hałasem, ani muzyką, ani też milczeniem. To moment, kiedy znikają nasze osobiste koncepcje, pomysły, narracje, nieuświadomione schematy myślenia, a pojawia się dostęp do wiedzy, która oddaje naturę rzeczywistości. To przestrzeń, która jest pewnym stanem cielesnym, jest wypełniona odczuciami ciała – zarówno w percepcji zewnętrznej, jak i wewnętrznej.

To wcale nie jest łatwy do osiągnięcia stan. Nie da się do niego dojść w dzień, dwa, nawet nie w miesiąc. Co więcej, w ogóle nie da się go osiągnąć! To stan, który już jest, cały czas, nawet kiedy my gonimy, zagadujemy świat i ratujemy go swoimi pomysłami. To stan, który jest do odczucia wtedy, kiedy właśnie zatrzymamy się. Wtedy jesteśmy – albo raczej uświadamiamy sobie, że zawsze byliśmy – i mamy dostęp do tego, co nazywam na potrzeby tego wpisu, jak i moich warsztatów “wiedzeniem”.

Pisząc o tym użyłam kilku słów – kluczy, których używamy oczywiście w codzienności. Mają one jakiś przekaz społeczny, a jednocześnie, kiedy zaczynamy posługiwać się nimi w praktyce uważności, wymagają głębszego przyjrzenia się; to np. odczuwanie, percepcja zewnętrzna i wewnętrzna, wewnętrzna cisza, schematy myślowe.

Odczuwanie jest dla mnie otwarciem się na wszystkie doznania cielesne, zarówno te, które przychodzą z zewnątrz, jak i z wewnątrz. To nie wybieranie “to jest miłe, to chcę, to nieprzyjemne, tego nie chce czuć”, ale powiedzenie “tak” każdemu odczuciu, nawet subtelnemu. Odczuwając zauważam nie tylko sygnały, które płyną w wyniku kontaktu z tym, co na zewnątrz: z temperaturą, wilgocią, dotykiem, ale także z tym, co dzieje się wewnątrz ciała: skurcze brzucha, pulsowanie w głowie, drętwienie, mrowienie kończyn, ale także delikatny ucisk w klatce piersiowej, lekkie poczucie niestabilności. Z tym wszystkim wiąże się percepcja zewnętrzna i wewnętrzna.

Wewnętrzna cisza jest dla mnie stanem, kiedy mam poczucie, że żadna myśl, koncepcja, chęć, pragnienie czegoś/kogoś nie walczą o moją uwagę. To stan, kiedy mimo zawieruchy na zewnątrz, mogę po prostu być. I to wcale nie dlatego, że jestem obojętna, zamrożona w odczuwaniu, ale samo bycie w tym co jest już daje pewien rodzaj satysfakcji. Satysfakcji poza pojęciem  miłe-nieprzyjemne. Nie oznacza to absolutnie bycia obok, bycia poza, ale jest byciem w tym i nie ma wtedy ani pragnienia ucieczki, ani pragnienia zanurzenia się w tym stanie głębiej.

Schematy myślowe to z kolei temat-rzeka. Ich poznanie, określenie i dostrzeganie w jakich sytuacjach aktywują się u nas, jest niemal równoznaczne z nakreśleniem mapy swojego „ja”. Można śmiało uznać, że poznanie odpowiedzi na pytanie „kim jestem?”, to wiedza na temat tego jakie schematy myślowe, i w krok za tym, jakie mechanizmy obronne nas współtworzą.

W jaki sposób to wszystko wiąże się z zatrzymaniem i wewnętrzną ciszą?

Zatrzymanie, czyli pozwolenie na to, aby wewnętrzna narracja uspokoiła się, ucichła, aby myśli przestały kreować rzeczywistość, a wszystko po to, aby zobaczyć i usłyszeć to, co naprawdę jest, a nie to, co nam się wydaje, to moment, kiedy rozluźnia się nieco nasza tożsamość. Po pewnym czasie praktyki zauważamy, jak powstaje nasze przekonanie o tym, jacy jesteśmy, jak działa świat, jak powinno być i jaka droga do tego prowadzi. Zaczynamy wtedy odczuwać rzeczywistość, a nie oceniać ją i wybierać z niej to, co nam się podoba, a to, co trudne spychać na margines. Nie ma tutaj oceny dobre – złe, jest odczucie, że wiem, co jest, czyli wiem, jaki jest kolejny krok. Niekoniecznie mój.

Doskonale wiąże się to z tzw. intuicją, która zbyt często mylimy ze stanem, kiedy uaktywniają się nasze mechanizmy obronne. Wtedy skurcz brzucha, ból głowy, uczucie uścisku w klatce piersiowej, interpretujemy jako „znak”, sygnał, że trzeba się wycofać z danego projektu, zrezygnować z relacji lub właśnie zaufać tej osobie.

Tymczasem to nie jest to „wiedzenie”, na którym tak nam zależy. To po prostu kolejny mechanizm obronny, który ma nam zagwarantować względne bezpieczeństwo emocjonalne. Względne i subiektywne, bowiem nie mające nic wspólnego z rzeczywistością, ale jedynie trzymające nas w strefie naszego komfortu. Intuicja czy – jak to określa Peter A.Levine – głos ciała jest poza tymi schematami myślenia i poza mechanizmami obronnymi. To głos, którego nie słyszymy, ale który odczuwamy, kiedy ucichnie wewnętrzna narracja, kiedy zatrzymamy się – przede wszystkim w swoim wewnętrznym pędzie.

_______

Ofertę warsztatów prowadzonych przez Agnieszkę Bonar znajdziecie TUTAJ.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *