Duch

Siła uczuć

„Wszystko dobre, co się dobrze kończy!” To stwierdzenie słyszymy obecnie bardzo często. Szczególnie teraz, kiedy pandemia powoli wycisza się, znoszone są kolejne obostrzenia, a życie społeczne, towarzyskie i rodzinne powoli wraca na stare, a jednocześnie przecież nowe, tory. Warto jednak mieć świadomość, że niektórzy z nas nie mogą tak powiedzieć – lub jeszcze nie teraz. Kryzysy pandemii jeszcze dla nich trwa. Niektórzy z kolei już nie mogą. 

 

Miałem dobre przeczucie co do tego dobrego uczucia.

/Andreas Möller/

 

 

To stwierdzenie jest według mnie bardzo ciekawe. Jest w nim sporo prawdy, a jednocześnie część przypadków nie pasująca do niego, nie psują ogólnego wydźwięku. O co więc w nim chodzi?

Zwróćmy uwagę, że stwierdzenie to świetnie oddaje istotę tego, co jest jakże bardzo ludzkie: wagę naszych emocji, które towarzyszą ostatnim wydarzeniom, finiszowi pewnego etapu w naszym życiu, czy to osobistym czy społecznym. To właśnie one wpływają na to, jak oceniamy całe zdarzenie, jaki ślad zapisuje się w naszej pamięci. Od tej końcówki, czasami niespodziewanej, zależy jak będziemy wspominali dane wydarzenie. Trudno oprzeć się wrażeniu, że końcowe emocje są w stanie zniekształcić pełen obraz. Niemal pozbawić nas tego, co było dla nas wartościowe.

Przykład? 

Wracamy po miłej weekendowej wycieczce i natrafiamy na jeden korek za drugim, więc podróż do domu przedłużyła się o dobre dwie godziny. A ponieważ powszechnie obowiązującym prawem jest “złośliwość rzeczy martwych”, to nasza klimatyzacja w aucie psuje się, a my wraz z rodziną zaczynamy się dusić. Zirytowane towarzystwo odgraża się: „Nigdy więcej tego nie zrobimy!”, dzieci przypominają: „I tak chcieliśmy zostać w domu!” – pomimo, że przez dwa dni świetnie się wszyscy bawili. Wniosek: dwie ostatnie godziny złego nastroju rujnują 48 godzin satysfakcji. Złe zakończenia – zły całokształt.

Jeszcze wyraźniej jest to widoczne – niemal namacalnie – przy wszelkiego rodzaju separacjach i rozwodach. W drażliwości procesu rozstania, kiedy co najmniej jedna ze stron cierpi, łatwo ignorujemy fakt, że lata, ba, dekady, całkiem zgodnego związku przekreślamy i działamy tak, jak gdyby zapomnieliśmy wszystko, co nas łączyło. I co było dobre. 

Jak więc dochodzi do tego, że kilka emocji jest w stanie w jednej chwili ogarnąć i zniszczyć dekady naszego życia ze wszystkimi jego subtelnościami?

Według mnie wynika to z siły danej emocji. Im jest ona silniejsza, tym bogatsza i intensywniejsza musi być nadana danej sytuacji narracja, która miałby ją „wyjaśnić”. Jeśli więc moje rozczarowanie jest ogromne, a towarzysząca mu złość czy smutek przytłaczają mnie, to ma poczucie, że moje życie nie ma żadnego sensu. W tej chwili uważam, że nie tylko tak jest, ale że wszyscy, którym to powiem, muszą to widzieć w ten sam sposób. Alternatywy po prostu nie toleruję. Zrobię więc wszystko, aby zminimalizować swoje cierpienie i ból, czyli stworzę i będę podtrzymywał narrację, która zmniejszy ból, a jednocześnie pozbawi mnie radosnych i kojących wspomnień.

Co to ma wspólnego z praktyką zen? 

Cóż, siedzenie na poduszce uświadamia między innymi, że „my” niekoniecznie musimy coś robić, coś myśleć czy działać w zależności od uczucia lub emocji, która nas ogarnia. Siedzenie daje doświadczenie, że świadomość jest „przestrzenią”, w której wszystko się ukazuje. A także znika. Jest to szczególnie wyraźne, gdy ten stan świadomości – zranienie, poczucie krzywdy, porzucenia – nie jest sztucznie podtrzymywany przez odpowiednią historię, czyli obfitującą w szczegóły i silne emocje narrację.

Innymi słowy: Uczucia i emocje są tak samo ulotne jak myśli i “wiszą” – nie zawsze, ale bardzo często – na kroplach odpowiednich narracji. W zależności od stanu emocjonalnego od razu malujemy świat na najpiękniejsze kolory lub też dobieramy odcienie szarości, co tylko potęguje daną emocję. Co więcej, jesteśmy też głęboko przekonani, że dzięki właśnie wymyślonej narracji odnaleźliśmy jej prawdziwe prawo do istnienia. Tymczasem my tylko próbujemy je nadać.

Więc co robić? 

Właściwie nic niezwykłego. Płaczmy, kiedy mamy na to ochotę lub śmiejemy się, gdy okoliczności “łaskoczą” przeponę. Poćwiczmy odnoszenie uczucia lub emocji wyłącznie do sytuacji, która ma miejsce, zamiast uogólnianie jej narracji. To w zupełności wystarczy i oddaje sprawiedliwość zarówno sytuacji, jak i odczuciu. Nie uciekajmy od sytuacji w rozdętą narrację, która w większości pochłania wszystko. W ten sposób kultywuje się nie tylko nieprzyjemne emocje. Zostańmy po prostu przy zwykłym sposobie bycia, przy tym-co-jest. Ten rodzaj bycia daje nam zwykle możliwość odczuwania w sposób bardziej bezpośredni i bogatszy w emocjonalne odcienie niż emocje wzmacniane narracją.

I jeszcze jedno.

Niech życie robi samo interpunkcję, bo tam, gdzie my widzimy „koniec” i chcemy postawić kropkę, życie często widzi dwukropek; my chcemy mieć wykrzyknik, a życie stawia trzy kropki; coś jest dla nas niezwykle ważne, a tymczasem życie umieszcza to w nawiasach lub w przypisie; a to, o czym chcielibyśmy zapomnieć, jest wydrukowane przez życie pogrubionymi, dużymi literami.

My naprawdę nie wiemy w jakim kierunku to wszystko zmierza, a nasze uczucia, emocje często nie oddają pełnej rzeczywistości. Bywa, że są przesycone naszymi traumami, dawnymi historiami i dziecięcymi oczekiwaniami. 

I pamiętajmy: w końcu będzie dobrze.

Z prostego powodu – od początku wszystko było dobrze.

 

_____

Informacje na temat Kursu Wprowadzenie do zen zaplanowanego na 2022 rok znajdują się TUTAJ.

Informacje na temat odosobnień sesshin zen zaplanowanych na 2021 oraz 2022 rok znajdują się TUTAJ.

Książki Alexandra są do nabycia w fundacyjnej księgarni Madrosc.pl – zapraszamy TUTAJ.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *