Wbrew pozorom pytanie czy piszę, aby zakończyć stary rok, czy też aby powitać nowy, nie jest błahe. Już tutaj można wyczuć czego potrzebuję, a przed czym chcę uciec. 

 

Czemu w zanadto jednej osobie?
Tej a nie innej? I co tu robię?
W dzień co jest wtorkiem? W domu nie gnieździe?
W skórze nie łusce? Z twarzą nie liściem?
Dlaczego tylko raz osobiście?
Właśnie na ziemi? Przy małej gwieździe?

/Wisława Szymborska, Zdumienie/

 

 

Szczerze? Zdecydowanie chciałabym już dziś pożegnać stary rok i to nawet bez nadziei, że kolejny Nowy Rok przyniesie ze sobą przysłowiowe fajerwerki. Jestem go natomiast ciekawa. Nawet bardzo! I ta jego nowość, świeżość jest tym, do czego mi śpieszno te kilka dni przed Sylwestrem.

Tymczasem wchodzimy powoli w trzeci rok pandemii i nawet jeśli są wśród nas tacy, którzy podważają jej realność, to chyba nikt nie wątpi, że codzienność, którą znaliśmy jeszcze w 2020, zniknęła. Zniknęła właściwie z dnia na dzień. Ani to miejsce, ani czas, aby zastanawiać się co jest prawdą, a co złudzeniem, a co gorsza spiskiem w temacie pandemii.

Mam natomiast wrażenie, że zaistniał teraz całkiem dogodny czas na zobaczenie, co tak naprawdę wpływa na nasze życie – nie tylko nasze jako społeczności, ale także nasze – każdego z nas – jako jednostek, indywidualności, jak lubimy to podkreślać. I tutaj mogą się spotkać wszyscy, których pandemia dotyczy, bez względu na to, jakie wyobrażenia i teorie przykładają do tematu koronawirusa. 

Poza rzeczami oczywistymi, jak rodzinne historie, genetyka, środowisko, społeczeństwo, intelekt, wykształcenie, przyjaciele i znajomi wpływ na to, jacy jesteśmy, jak siebie postrzegamy, jak odbieramy i widzimy innych ludzi, ma także dostęp do książek, szeroko rozumianej kultury.

To wszystko składa się na nasze postawy, światopogląd, opinie, zachowania. 

Zobaczmy jak chętnie sięgamy po to, co miłe – dobrą książkę, film, spotkanie z bliskimi ludźmi, a jakże chętnie, często nieświadomie, nie dotykamy tego, co i tak jest w codzienności – trudne wiadomości w tv, niełatwe teksty w prasie, niezrozumiałe opinie w sieci. Odcinamy się od tego i mówimy “po co mi to, i tak nie mam na to wpływu, skupię się na tym, co optymistyczne, świat potrzebuje dobrej energii”. Tymczasem “to” – czyli bolesne, trudne, niewygodne, niezrozumiałe – nadal jest, nadal pracuje w społeczeństwie, a więc także w nas. 

Żyjemy więc w złudzeniu, że możemy wybrać “to”, a odrzucić “tamto”.

W złudzeniu, że jakaś część rzeczywistości nie będzie nas dotyczyła, jeśli nie skierujemy na nią swojej świadomej uwagi. Tymczasem jesteśmy współtworzeni przez wszystko, co wokół nas, nawet „to” – a może szczególnie to? – czemu nie mówimy świadomie “tak”.

Od razu nasuwa się pytanie, czy jest rozwiązanie, jakiś sposób na to, aby ze strachu przed cierpieniem nie odwracać oczu od trudnych spraw: uchodźców na granicy, umierających na covid, nastolatków z depresją i dzieci znerwicowanych sytuacją, której nawet dorośli nie potrafią im wyjaśnić od dwóch lat? Na pewno nie jest nim udawanie, że tego, co trudne, nie ma, powtarzanie sobie “robię, co mogę” (a często z ulgą uznaję, że nic nie mogę i zajmuję się czymś innym).

Być może rozwiązaniem jest zdobycie wiedzy, szukanie jej u tych, którzy są mądrzejsi od nas – lepiej wykształceni, bardziej doświadczeni, słuchanie opinii tych, z którymi nie zgadzamy się, ale możemy przecież poddać to dyskusji, refleksji i dzięki temu zobaczyć pełniejszy obraz konkretnej sytuacji? Może sposobem jest przypomnienie sobie podstawowej wiedzy na temat immunologii i wirusologii, po to, aby nie dać sobą manipulować tym, którzy widzą zagrożenie w nauce, którzy odciągają nas od bezpiecznych działań? Może łatwiej będzie nam zrozumieć, co dzieje się na granicy i jaka reakcja z naszej strony jest konieczna, jeśli zobaczymy wszystkie aspekty- ekonomiczny, polityczny i ten ludzki, który dotyka nas najbardziej? Zobaczymy, czyli także doszkolimy się, dopytamy innych, sprawdzimy w kilku źródłach, nie będziemy wstydzić się przyznać “nie wiem”.

Być może jedyne, co można teraz zrobić żegnając stary rok, to skonfrontować się z tym, co trudne, niezrozumiałe i irytujące.

Skonfrontować, czyli stanąć twarzą w twarz, ale wcale nie z zamiarem walki. To może być rodzaj oswajania świata, którego nie znaliśmy wcześniej, poznanie zasad, które owszem uwierają nas jeszcze, ale w końcu staną się znajome. Mam wrażenie, że możliwe będzie to tylko wtedy, kiedy odważymy się poznać najpierw samych siebie, zobaczyć jak kształtuje się to „ja”, jak tworzy w tym, co nazywamy chaosem. 

Można to także nazwać “pomieszczeniem w sobie tego, co jest”, tego, co dzieje się, co zmienia się każdego niemal dnia; pomieszczeniem emocji, które generowane są w tej zmieniającej się codzienności, uczuć, które pojawiają się po każdej nowej wiadomości na temat tego, co w polityce, ekonomii czy służbie zdrowia, myśli, które nawet nocą nie chcą umilknąć. A także refleksji, jakie budzi literatura, kino czy ogólnie mówiąc sztuka. 

W psychologii mówi się o “kontenerowaniu emocji”, co brzmi nieco technicznie. “Pomieszczenie w sobie” trudnych emocji brzmi już nieco bardziej przyjaźniej. Napisałam “trudnych”, ale często trudnych dlatego tylko, że nie nauczyliśmy się wcześniej z nim żyć, bo wmówiono nam, że możliwe jest tylko szczęśliwe, przyjemne życie, a już na pewno, że to powinien być nasz cel – cel życia, rozwoju osobistego czy duchowego, a nawet miara jego zaawansowania.

I tak żegnając się ze starym rokiem nie liczę na to, że w nowym nie znajdę ponownie obszarów trudnych, przed którymi często chciałam schować się w 2021 – kwestii uchodźców, umierających ludzi w lesie, poniżanych kobiet, które próbowano pozbawić elementarnych praw do swojego ciała, nastolatków wpadających w depresję, niepewnej gospodarki i ekonomii, której często przeciętny człowiek nie pojmuje, a nie ma zaufania do polityków, którzy mogliby to nieco rozjaśnić. Zostaną ze mną – z nami wszystkimi – też takie tematy jak obawa o wolne media, niezależne sądy, zmiany klimatu. I oczywiście pandemia. Ona także szybko nas nie opuści.

Tak na marginesie, zobaczmy pewien absurd: kiedyś obawialiśmy się przeludnienia ziemi, a w tej chwili mamy niespotykane do tej pory spadki w demografii; obawialiśmy się zagłady ludzkości z powodu katastrofy klimatycznej, a naukowcy mówią wprost, że niektóre istotne zmiany następują tak powoli, że są wynikiem tak wielu zmiennych, że trudno przewidzieć w jaką to pójdzie stronę i mimo konieczności działań proekologicznych, do końca nie wiemy, co i kiedy przyniesie skutek; narzekaliśmy, że od wielu lat w medycynie nie nastąpił żaden postęp, ani w dziedzinie leczenia nowotworów, ani w antybiotykoterapii, a tymczasem pandemia wymogła dawno nie widziane przyspieszenie rozwoju technologii medycznych.

Przyglądając się końcówce roku, dostrzegam także to, co mnie osobiście razi – i pewnie wynika to z mojej “przeszłości biotechnologicznej” – a mianowicie fakt jak nasz język pogłębia przepaść między nauką a społecznym zrozumieniem podstawowych zagadnień takich jak immunologia, szczepionki, wirusologia. Antropomorfizacja pewnych zjawisk biologicznych prowadzi do tego, że żyjemy w przeświadczeniu “walki z chorobą”, rozszyfrowywania “taktyki wirusów”, przewidywania “ataku nowych szczepów”. 

Ten język także nas kształtuje, bowiem jeśli walczę, to mogę przegrać, jeśli wirus ma taktykę, to znaczy, że jest realnym wrogiem, a nie połączeniem kwasu nukleinowego i białka.

Tymczasem pandemia jest tylko efekt pewnych procesów biologicznych, jednych z tysiąca, jakie zachodzą w przyrodzie i nie ma tutaj ani taktyki, ani ataku, ani walki w takim znaczeniu, jakie stosujemy w życiu społecznym.

Przenoszenie takiego właśnie języka – języka walki – na realia pandemii tylko pogłębia naszą niemoc i złość.

I znowu, to, że nie zauważamy tego, nie oznacza, że nie wpływa to na nas.

Może więc przed nami dobra okazja, aby na poziomie jednostki – czyli tego złudnego, ale jednak stosunkowo silnego poczucia “ja jestem” – uczyć się oswajać trudne emocje i stany, poczucie zmęczenia, ba, wyczerpania, smutku, niepokoju, złości. Może, jeśli nauczymy się po prostu być z tymi emocjami, wtedy łatwiej będzie nam przychodziło śledzenie tego, co dzieje się z uwagą i nutą krytycznego myślenia? Może wtedy nie wejdziemy w teorie spiskowe, wyjdziemy z roli ofiary i nawet chwilami zachwycimy się procesem życia, jaki toczy się wokół? Owszem potem znowu zatęsknimy za “normalnością” sprzed pandemii. To jednak bardzo ludzkie.

Tak więc, życzę nam na ten Nowy Rok nie tylko zdrowia i życzliwości wokół, ale także inspirujących ludzi i doświadczeń, ciekawości tego, co nowe, inne. I koniecznie zapału do zdobywania wiedzy!

Wiedzy przede wszystkim na swój temat, czyli samoświadomości, bo to w końcu tutaj “w naszej głowie” zaczyna się świat, to tutaj tworzą się filtry, które nakładamy na rzeczywistość.

4 komentarzy dla Żegnam stary czy witam nowy?

  1. Dawid pisze:

    dziękuję za ten tekst 😉

  2. Anna Peters pisze:

    I ja dziękuję bardzo za ten tekst.Czytam go już kolejny raz i jestem wzruszona i wdzięczna Pani bardzo za te spojrzenie na świat.

Skomentuj Agnieszka Bonar Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *