Pojęcie psychosomatyki nie jest już większości z nas obce. Nie jesteśmy zaskoczeni, że stres może wywołać bóle głowy, nasilać migreny, obniżać odporność czy aktywować choroby przewlekłe. Zdarza się nam wiązać rozwój choroby nowotworowej z przewlekłym stresem, wstrząsem emocjonalnym. Dostrzegamy związek między stanami zapalnymi, a trudną sytuacją emocjonalną. Co więcej, dopuszczamy do siebie myśl, że również takie choroby jak niepłodność mogą mieć związek z zablokowanymi emocjami. 

 

Nie ma ciała, które nie byłoby umysłem,
i nie ma umysłu, który nie byłby ciałem.
/Gabor Mate/

 

Niby o tym wiemy, rozmawiamy, ale zwykle mamy niewielką wiedzę na temat mechanizmów fizjologicznych, hormonalnych, które za konkretną chorobą stoją. Tymczasem taka wiedza jest niezbędna, aby odczarować dolegliwości psychosomatyczne, nie mylić ich z hipochondrią i po prostu zacząć traktować poważnie, ponieważ choroby psychosomatyczne to realne choroby. Różnią się od innego typu zaburzeń tym, że czynnikiem kluczowym do ich rozwoju czy aktywacji nie są bakterie, wirusy czy pasożyty, ale właśnie emocje. I tutaj mogłabym pisać dużo: że zablokowane, że nieprzyjęte, niewyrażone, nieuświadomione itd. Chciałabym jednak tym razem skupić się na aspekcie fizjologicznym – hormonalnym, immunologiczny chorób, i powiązać go z emocjami.

Zaciekawił mnie wczoraj wywiad (Zwierciadło grudzień 2022) z dr n.med. Maciejem Jędrzejko, ginekologiem i położnikiem. Jest to chyba pierwszy tak dobrze przygotowany materiał na temat niepłodności jako choroby psychosomatycznej, a nie tylko organicznej. Choroba ta wielu kobietom rujnuje życie, pozbawia radości ze związku i zbyt często wpędza w poczucie winy, podkopuje poczucie wartości. 

Któż z nas nie zna sytuacji, kiedy diagnoza “niepłodność” wywołuje falę rad typu “musisz się wyluzować”, albo snucie opowieści o parach, które po adopcji doczekały się biologicznego dziecka. Dla osób, których dotyczy problem niepłodności tego typu rady niewiele znaczą, a często wręcz pogłębiają ich i tak już trudną sytuację. Fakt, że źródło niepłodności może tkwić w psychice, wynikać nie z przyczyn organicznych, ale emocjonalnych, nie oznacza, że proces zdrowienia zależy tu tylko od kobiety, że to kwestia jej decyzji o “nie stresowaniu się, odblokowaniu”, itd.

We wspomnianym wywiadzie po raz pierwszy spotkałam się z sugestią, że PCOS, o którym słyszała pewnie każda kobieta, (zespół policystycznych jajników), to nie zawsze tzw. “prawdziwy” PCOS. Dr Jędrzejko sugeruje, że większość przypadków, z którymi się styka w swoim gabinecie, to pseudo-PCOS, a objawy są niemal identyczne. Różni je fakt, że PCOS uwarunkowany genetycznie (zaburzenie syntezy hormonów albo ekspozycja płodu na nadmiar androgenów matki) możemy skutecznie leczyć wg procedury rekomendowanej przez ESHRE, natomiast PCOS uwarunkowany psychologicznie nie. W tym przypadku sprawdza się, choć nie jest to jeszcze potwierdzone oficjalnie wymaganymi badaniami, a obserwacjami zespołu doktora, procedura endokrynologiczno-psychoterapeutyczna.

W takim razie jakie emocje i przeżycia mogą kryć się za PCOS? Będą to doświadczenia przemocy fizycznej, psychicznej i emocjonalnej, mobbing w pracy, doświadczenie trudnego rozwodu rodziców, porzucenia, bycie DDA albo DDD. Każda sytuacja, która powoduje, że kobieta w dorosłym życiu funkcjonuje w stanie zamrożenia emocjonalnego, zablokowania w wyrażaniu emocji, a nawet w ich identyfikowaniu, może znaleźć swoje odzwierciedlenie w zaburzeniach fizjologicznych pracy jajników czy przysadki.

Jak może dojść – w wyniku traumatycznych doświadczeń – do rozwoju objawów sugerujących PCOS? Jeśli przyjmiemy hipotezę, że jest to choroba wywołana trudnymi emocjonalnie doświadczeniami, to warto spojrzeć na jej objawy jak na mechanizm obronny ciała, czyli taki, który miał ochronić kobietę przed czymś trudnym, przed czymś, co było ponad jej możliwości przeżycia czy zintegrowania tego doświadczenia. 

Doktor Jędrzejko nazywa to “wytworzeniem obrony androgenowej przed stresem”. W tej sytuacji ciało kobiety zaczyna wytwarzać męskie hormony i może to zrobić na dwa sposoby: albo poprzez wzrost wydzielania ich w nadnerczach, co prowadzi do przerostu kory nadnerczy (i jest to kolejna choroba psychosomatyczna); albo przestraja jajniki z produkcji estrogenu i progesteronu na wytwarzanie androgenów. Często nakłada się na to wzrost prolaktyny oraz zaburzenie w wytwarzaniu FSH i LH, które regulują poziom progesteronu i estrogenu. 

Lekarze i terapeuci pracujący z pacjentkami, u których postawiono diagnozę niepłodności, sugerują, że wspomniane zaburzenia hormonalne – zwykle leczone hormonalnie i nie zawsze skutecznie – są tak naprawdę psychologicznym mechanizmie obronnym i należy podejść do nich z poziomu psychoterapii. Należy też mieć świadomość, że usunięcie mechanizmu obronnego nie spowoduje, że problem zostanie rozwiązany. Konieczne jest zobaczenie co stoi za tym mechanizmem, rozbrojenie go, zrozumienie, jakie doświadczenia je aktywowały, a jeśli jest to konieczne, to zastąpienie go innym mechanizmem, bardziej świadomym, takim, który nie będzie rujnował zdrowia kobiety.

Znając, nie tylko z pracy warsztatowej, ale także z własnego doświadczenia, ogrom cierpienia i osamotnienia, jakie wynikają z trudności z zajściem czy donoszeniem ciąży, uważam, że w polskich realiach pojawia się światełko w tunelu dla tych kobiet, które do tej pory poddawane były nieprzyjemnym i bolesnym zabiegom medycznym, długotrwałej farmakoterapii, która niejednokrotnie jest obarczona wieloma skutkami ubocznymi. W końcu w środowisku medycznym emocje, traumatyczne doświadczenia, bolesna przeszłość spotykają się ze zrozumieniem i zauważa się ich powiązanie z dolegliwościami manifestującymi się na poziomie ciała. 

Często na warsztacie Historia zapisana w ciele – jak słuchać o czym ciało do nas mówi powtarzam, że ten rozdział ciało- umysł to złudzenie, że jesteśmy całością, a dokładniej – przepływem informacji w ciele. W naszym ciele manifestuje się na poziomie fizycznym każda emocja, a więc każda myśl, także ta sprzed lat, czasami także nie nasza. Natomiast sam umysł to nie jednolity, stały konstrukt, ale przepływ informacji (poprzez dwukierunkową sieć układ nerwowy-odpornościowy-hormonalny.

Aby to wszystko dostrzec, doświadczyć i zrobić krok ku zdrowiu, potrzeba uważności na swoje ciało i emocje, umiejętności zauważania poruszeń w ciele, które budują emocje, jak i  czasu, aby ciało otworzyło się. Praca psychoterapeutyczna czy warsztatowa to często pierwszy krok ku oswojeniu się z tym aspektem naszego życia, do którego nie zostaliśmy inicjowani w dzieciństwie.

2 komentarzy dla To “tylko” blokada psychiczna?

  1. Anna pisze:

    Dzień dobry,
    Zaciekawił mnie ten artykuł, niestety przejrzałam w Empiku całe grudniowe Zwierciadło i nie znalazłam cytowanego tekstu. Czy nie widzę go, czy może to jest w innym periodyku?
    Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *