Prawda zawsze budzi emocje, czasami rozgrzewa do walki i wcale nie tak rzadko tworzy podwaliny pod poczucie bycia lepszym. Prawda potrafi też skrzywdzić, poróżnić ludzi, wpędzić w poczucie bezradności. A przede wszystkim prawda daje złudzenie, że jest … prawdziwa.

 

Istnieje tylko Niezależny Przejaw Drogi:

to, co w tej właśnie chwili słucha Dharmy.

/Lin Chi/

 

Wielu z nas nie zdaje sobie sprawy, że tym, co nas najskuteczniej w życiu stabilizuje nie jest wcale prawda, ale przekonanie, a nawet wiara, że ona istnieje. To założenie, że prawda sama w sobie jest czymś, do czego powinno się dążyć, nadaje sens naszemu życiu, a naszym działaniom celowość. Nie będzie może nadużyciem stwierdzenie, że dzięki niej część z nas w ogóle żyje, ale też część traci życie z oczu.

Pewien przedsmak tego, czym jest prawda, a czym nie, daje wyobrażenie sobie sytuacji, podczas której czujemy się dobrze, ponieważ mamy poczucie, że opowiedzieliśmy właśnie prawdziwą historię. Prawdziwą, tzn. że nie skłamaliśmy, a to znaczy, że żyjemy według zasad, że jesteśmy uczciwymi ludźmi. I dzięki temu czujemy się dobrze. Być może czujecie już jaką funkcję potrafi spełniać tzw. prawda w naszym życiu.

Kolejny „rzut oka” na prawdę: zwykle jawi się nam jako przeciwieństwo kłamstwa, czyli wychodzimy z założenia, że istnieje i jedno, i drugie. Pojawia się więc rzeczownik obok przymiotnika “prawdziwy”, który ugruntowuje rozróżnienie na prawdziwy-fałszywy. I tutaj wszystko komplikuje się jeszcze bardziej.

Niepostrzeżenie odchodzimy bowiem od przymiotnika „prawdziwy” i tworzymy rzeczownik „prawda”. W ten sposób zakładamy, że coś takiego jak “prawda” musi istnieć i w ten sposób wpadamy w pułapkę kreowania rzeczywistości. Tracimy świadomość, że to nasz język tworzy rzeczywistość, a nie, że ją obiektywnie odzwierciedla.

To “odkrycie”, że my poprzez słowa, konstrukcje zdań, metafory, kreujemy świat wokół nas pojawia się już w momencie, kiedy uświadomimy sobie, że nie ma czegoś takiego, jak kolor czerwony, zielony. Każdy z nas poprzez swój układ nerwowy, poprzez zmysły tak a nie inaczej odbiera rzeczywistość. Potem “umawiamy się”, że serce jest czerwone, a trawa zielona. I wierzymy w to.

Tymczasem wszystko, w tym nasze najdroższe poczucie “ja”, jest tworzone z chwili na chwilę, jest “przepuszczane” przez nasz złożony system nerwowy, o którym z kolei – co jak co – ale na pewno nie można powiedzieć, że jest statyczny, „skończony” lub kompletny. 

Innymi słowy, wraz z wszystkim, co jawi się nam jako “ktoś” lub “coś”, jesteśmy cudem, chwilowym efektem nieopisanie złożonych interakcji, z których żadna nie pojawia się w dowolnym momencie niezależnie, sama w sobie lub jako niezależna od innych. Z tego powodu używanie rzeczowników (takich chociażby jak prawda, fałsz, dobro, zło), które do tej pory uważano za oczywiste, jest ryzykowne, ponieważ przypisuje „substancjalność”, stałość, konkretność zjawiskom tam, gdzie ich nie ma.

I w tym momencie zbliżamy się do wglądów historycznego Buddy, zen czy pewnych stwierdzeń Mistrza Eckharta lub Jana Taulera. Uświadamiamy sobie, że ważnym aspektem „przebudzenia” jest dostrzeganie i doświadczanie w codzienności, że jest się prowadzonym przez fałszywe założenia o istniejącej substancji, esensji, istocie lub prawdzie, a więc także o „ja w sobie i dla siebie”. Ten aspekt „przebudzenia” nie jest ani logiczną konsekwencją jakiegokolwiek myślenia, nie wynika z ilości przeczytanych książek, ani ilości odosobnień, czy wysłuchanych teisho.

Zdarza się, że ktoś określa przebudzenie, wgląd, jako „odnalezienie prawdy”, jako „bycie w prawdzie”. Tymczasem  przebudzenie nie może i nie powinno nazywać się „prawdą”, ponieważ tak rozumiane byłoby pobudowane na dualności. Przebudzenie, jako krótki i odświeżający moment (który później w procesie stawania się świadomym pozwala na rozpoczęcie podobnej do trzęsienia ziemi interpretacji, zgodnie z którą nic z tego, co czuliśmy lub myśleliśmy jako “ktoś”, “coś”, nie jest prawdziwe, dobre, złe , fałszywe) przypomina raczej zaglądanie przez dziurkę od klucza w możliwości dane “naszemu wcieleniu”. To ani dużo, ani mało.

Co w takim razie zrobimy z prawdami, zasadami, prawami i wartościami, które są tak mozolnie głoszone? Czy po wglądzie mamy je odrzucić? Czy przebudzenie oznacza, że żyjemy poza tym wszystkim, co społeczeństwo uznaje za konieczne?

Nie, nie musimy ich ani odrzucać, ani głosić, że są niepotrzebne. Być może są one niezbędne, aby nasza niezwykle krucha istota, poczucie “ja”, które jest być może mechanizmem obronnym przed rzeczywistością, mogło się nieco ustabilizować i znaleźć chwilę wytchnienia. Być może potrzebujemy wglądu tylko po to, by choć raz w życiu poczuć, że “to po prostu jest”, a nie “jak jest”.

____________
Jeśli ten wpis Cię zainteresował czy zainspirował, wesprzyj naszą redakcję.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Więcej inspiracji znajdziecie w książkach Alexandra wydanych w Polsce. Dostępne TUTAJ.

2 komentarzy dla Przebudzenie a prawda

  1. TE1 pisze:

    Prawda

  2. Robert Mikulski pisze:

    🙏

Skomentuj TE1 Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *