Czasami słyszymy, że praktyka zen to trening uważności, a czasami – obecności. I tak po ludzku, chcemy wiedzieć, a najlepiej usłyszeć od tzw. autorytetu, czy “to to samo”. Być może dobrym punktem wyjścia do przyjrzenia się tej różnicy albo temu podobieństwu jest popraktykowanie przez kilka dni z poczuciem, że zazen jest praktyką uważności i następnie kilka dni – jako z praktyką obecności. Już, a może przede wszystkim, na poziomie ciała poczujemy o co tutaj chodzi.
Do miejsca, w którym siedzę dzisiaj,
Wieki temu inni przychodzili, by siąść.
Minie tysiąc lat – wciąż będą przybywać.
Kto jest tym, co śpiewa, a kto tym, co słucha?
/Nguyen Cong Tru/
Zen praktykowany z poziomu uważności może dać nam bardzo cielesne odczucie bycia czujnym, uważnym w sensie bycia ostrożnym, wyczulonym, uwrażliwionym na to, co na zewnątrz. Słowo “uważność” ma w języku polskim bardzo mocne uwarunkowanie jako dbanie o bezpieczeństwo. Podczas sesshin mogą wówczas towarzyszyć nam myśli “muszę uważać na umysł”, “nie mogę stracić kontroli nad myślami”, “ muszę być czujna/y”, itd. Praktykując w grupie w zendo będziemy wyczuleni na wzdychania osoby obok, będziemy irytowali się, a właściwie uważali, aby nie robić
tego, na kogoś, kto kaszle, chrząka, albo non stop kręci. Efektem będzie zmęczenie, wyczerpanie, napięcie mięśni, poczucie, że ciało jest obolałe.
Możemy też podjąć próbę praktyki zen z intencją obecności. I tutaj może się wiele zmienić, także z racji tego, że sama obecność jest w naszej kulturze inaczej postrzegana, rozumiana. Siedząc na poduszce nie będziemy wówczas uważali, czy by jakaś myśl nie wywołała w nas smutku albo ekscytacji. Nie będziemy ani za, ani przeciw tej myśli, co wcale nie oznacza, że po prostu pozwolimy jej być, bo tutaj pojawi się doświadczenie, że nie ma czegoś takiego jak pozwalanie emocji na pojawienie się. Ja/ty/my będziemy nią. Dosłownie. Przeżyjemy ten smutek lub tę radość jako coś naturalnego, tak do końca. Do łez, albo i do śmiechu, choć z poziomu kontroli mamy poczucie, że w
zendo byłoby to dla nas krępujące. I właśnie, gdybyśmy praktykowali z poziomu uważności, to bardzo byśmy uważali, aby nie popłynęły łzy albo pojawił się uśmiech, bo przecież “jak to?”.
Tymczasem pracując z intencją obecności nawet nie zastawiamy się nad tym, co z tym zrobić, bo jesteśmy jednym tym stanem, z tą emocją, z tym, co zadziewa się. Niczego nie wybieramy, niczego nie kontrolujemy. Podczas zazen będziemy wówczas świadomi, że ktoś siedzi także w smutku albo że ktoś z niecierpliwością wierci się na zafu, że ktoś
ma chęć uciec z zendo przed samym sobą, a komuś jest tak dobrze, że być może poszedł w standardowe wyobrażenia o przebudzenia. To będzie odczuwane, współodczuwane i wcale nie będzie oceniane, komentowane w naszym umyśle, będziemy w tym, z tym wszystkim, co także zadziewa się w nas.
Może okazać, że uważność zbliży nas do powszechnego wyobrażenia zen – surowości, niewzruszoności, ale to właśnie obecność będzie zbliżała nas do ucieleśnienia życia w zendo. Uważność może podtrzymać nasze złudzenie o
postawie zen, ale obecności pozwoli doświadczyć tak czystej formy bycia, że słowo “surowość”, “nuda” nabiorą zupełnie innego znaczenia.
Przed nami kolejne sesshin linii zen Pusta Chmura, linii w której praktyka jest zdecydowanie bliższa obecności, bo jak pisał Shunryu Suzuki:
Kiedy siedzę, nie ma żadnej innej osoby,
ale to nie znaczy, że was ignoruję.
Jestem całkowicie jednym z każdym
istnieniem w świecie zjawisk.
A więc kiedy siedzę, wy siedzicie;
wszystko siedzi ze mną.
To jest nasz zazen.
Kiedy wy siedzicie, wszystko siedzi z wami.
__________
Jeśli ten wpis Cię zainteresował czy zainspirował, wesprzyj naszą redakcję.
Terminy sesshin zen (odosobnienie) – na 2023, jak i 2024 rok – znajdziecie TUTAJ
Termin weekendowego kursu Wprowadzenie do zen (tylko jedno w roku!) – znajdziecie TUTAJ