Styczeń to czas, kiedy lubimy snuć plany i życzyć sobie nawzajem sukcesów. Króluje także przekonanie, że praktykując zen powinniśmy “woleć” od przyszłości słynne  „tu i teraz”. Co jednak tak naprawdę miałoby to oznaczać?

 

Pewne jest to, że nic nie jest pewne.

Nawet to nie.

/Joachim Ringelnatz/

 

Po pierwsze, naprawdę nie ma potrzeby przenoszenia naszej uwagi z przyszłości do teraźniejszości, z bardzo prostego powodu:  przyszłość nie istnieje w ten sposób. Czymże bowiem są aktualnie pojawiające się myśli, które określamy mianem przyszłości? Jak wszystko inne, mają one miejsce w teraźniejszości! Z tego punktu widzenia nie opuściliśmy teraźniejszości i dlatego nie musimy do niej ponownie wchodzić, na przykład tylnymi drzwiami wyrafinowanej medytacji zen. 

W tym sensie zazen nie jest ćwiczeniem, które przenosi nas w teraźniejszość. Co więcej, nie musi być żadnego ćwiczenia, które przeniesie nas do tu i teraz, bo jest tylko teraźniejszość. To naprawdę dobra wiadomość! Zła wiadomość następuje – jak to w życiu – natychmiast po dobrej, a mianowicie: niektórzy z nas zastanawiają się, jaki jest sens wszelkiej medytacji, jeśli nie jest ona najlepszym sposobem na powstrzymanie wszystkich niepotrzebnych myśli i wyobrażeń, które oddzielają nas od skądinąd wspaniałej teraźniejszości?

Gdyby tak było i nasze założenia dotyczące teraźniejszości, przemyśleń i zapośredniczeń byłyby prawidłowe, bez odpowiedzi nadal pozostawałoby pilne pytanie: dlaczego nie możemy tego znieść w teraźniejszości? Dlaczego nieustannie tworzymy inną teraźniejszość, której jeszcze nie ma, dlatego nazywamy ją przyszłością, zarówno poprzez działania, jak i przede wszystkim poprzez różne wyobrażenia o byciu innym, jeszcze lepszym?

Wpadamy w błędne koło: chcemy być bardziej tu i teraz, ale jednocześnie nie możemy znieść tego tu i teraz. Jako rozwiązanie wyobrażamy sobie wyimaginowaną lepszą przyszłość. Ale teraz dzieje się coś dziwnego: alternatywna teraźniejszość wyobrażana jako „lepsza” nie dostarcza tego, czego od niej oczekujemy, nie tylko jako konstrukcja mentalna w formie planów czy życzeń, ale także wtedy, gdy staje się rzeczywistością. Nie ulega bowiem wątpliwości, że wielu z nas osiągnęło znaczną liczbę postawionych sobie celów, w wyniku czego nie zadowalamy się na długo, ale raczej niemal bezproblemowo tworzymy nowe pomysły i pragnienia. Zanim osiągnęliśmy ważne cele, powinniśmy byli dotrzeć do teraźniejszości, prawda?

Co więc oferują chan lub zen?

Oferują doświadczenie przeżycia różnych stanów świadomości, niektóre z nich mogą być tak cudowne, a nawet niezwykłe, że może zrodzić się w nas pragnienie, aby chcieć pozostać w takim stanie dłużej lub nawet na stałe. Wiem, że spora liczba wspólnot religijnych/duchowych, zarówno w przeszłości, jak i obecnie, realizuje właśnie takie cele. Nie ma wątpliwości, że różne techniki medytacyjne zostały stworzone właśnie po to, aby umożliwić praktykującym doświadczanie różnych stanów świadomości. Chan i zen również znają te aspekty.

Ale co jest takiego specjalnego w chan i zen? Być może chodzi o dokładniejsze doświadczenie tych stanów świadomości, które wyraża się między innymi w tym, że nie utożsamiamy się z żadnym z nich, niezależnie od tego, jak bardzo są one przytłaczające.

Jak to zrobić?

Po prostu siedź.

I jaki jest tego rezultat?

Doświadcza się, że te stany są również uwarunkowane.

Ujmując to jeszcze inaczej i nieco bardziej dobitnie: każdy stan, bez względu na to, jak wszechogarniający i nieograniczony może się wydawać, jest uwarunkowany i dlatego pusty. I nawet ten wgląd jest znowu warunkowy, a zatem nie jest ani obiektywny, ani nie jest ostateczną prawdą.

Widziane w ten sposób chan lub zen to rodzaj śmiertelnego dla naszego ego salta w dosłownym tego słowa znaczeniu, w którym po pełnym obrocie docieramy dokładnie tam, gdzie już jesteśmy: tu i teraz.

I co z tego mamy?

Nie tylko mgliste wyobrażenie, że jest tak, jak jest, ale pewność, która dociera do poszczególnych komórek, że wszystko jest tak, jak jest.

Teraz i tutaj.

__________

Jeśli ten wpis Cię zainteresował czy zainspirował, wesprzyj naszą redakcję.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Książki Alexandra Poraj-Żakieja wydane w Polsce znajdziecie w fundacyjnej księgarni www.madrosc.pl -> TUTAJ

Komentarze dla Dobra i zła wiadomość na Nowy Rok

  1. Leszek Robert pisze:

    Każde słowo, które tutaj pada jest fenomenem do którego muszę jakoś dotrzeć. Przecieram oczy używam skupienia i patrzę. Zatem gdy jestem na początku zdania to nie jestem na jego końcu, ponieważ mamy kolejność. Fenomen zdania zdaje się wskazuje na możliwość postępu, tego, co przenika jego treść, i w kontekście świadomości jest nacechowane postępem. A jeżeli istnieje możliwość postępu od początku do końca zdania, a nie na odwrót, wówczas możemy domniemywać, że przyszłość istnieje. Wgląd w Istnienie, idąc, moim zdaniem głosimy Istnienie, ale też przyszłość. O ile teraźniejszość nic nie znaczy, jest pusta, a jednak znaczenie istnieje, to oznacza, że odczytujemy przyszłość. I na przykład mi to nie przeszkadza. Przyszłość jest teraz, że się tak wyrażę i możemy ją tworzyć, nie jesteśmy tylko odbiorcami. Gdy jesteśmy tylko odbiorcami, wówczas żaden postęp nie jest możliwy. Także gdy tworzę przyszłość wybieram postęp i to mi nie przeszkadza. Nazywamy to ewolucją. Ten sam proces dotyczy napisania i odczytania tego tekstu. Ponadto pisząc ten tekst wziąłem odpowiedzialność za to co tworzę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *