Większość z nas organizuje się w rzeczywistości podążając bardzo szybko za impulsem, który może być opinią, narracją, potrzebą, które – jak się okazuje z czasem – niekoniecznie są „nasza”. Typowym zakotwiczeniem w życiu jest słowo JA, którego używamy od wczesnego dzieciństwa, pośrednio i bezpośrednio. Idziemy więc przez życie jakby cała rzeczywistość miała na uwadze to nasze JA. Stawiamy siebie w centrum wydarzeń i komunikujemy to nie tylko między sobą, ale także w wewnętrznej narracji. 

 

co ja robię, patrzę w jest
w to samo jest mnie i to samo jest wody
w to olśnienie
w to jestnienie
jest nie nie 
które scalam
które skracam do istnienia
/Krystyna Miłobędzka/

 

Zwykle nie jest to świadomym wyborem, przyjmujemy to po prostu ze środowiska – społeczeństwa, rodziny, grupy rówieśniczej, szkoły. Przez myśl nam nie przechodzi, że może być inaczej, że postrzeganie i doświadczanie wszystkiego z perspektywy JA może być tylko złudzeniem i nawykiem. Nie zadajemy sobie niestety pytania “czym/kim jest JA, z którym tak się identyfikuję?”, “jak powstaje to JA?”. Poprzestajemy na tym, co JA robi, jak oceniania czy jest oceniane, czy robi dobrze czy źle.

Przenosząc taką postawę – czyli zamknięcie się w perspektywie JA i nie poddawanie jej wątpliwościom – na grunt praktyki zen i udziału w sesshin możemy zauważyć, że praktykujemy jakbyśmy byli przekonani, że na poduszce siada jakieś konkretne JA i uczestniczy w zazen, że istnieje JA, które postanawia przyjechać na odosobnienie i na dodatek “JA postanawia tym razem osiągnąć oświecenie”, “JA chciałoby w końcu być spokojną/ym”.

W sumie nic dziwnego, że z taką narracją wchodzimy w różne obszary życia, skoro od najmłodszych lat całe otoczenie mówi do nas, o nas i dodatkowo – mówi nam. Wychowujemy się nie tylko poprzez działania, emocje, ale także poprzez komunikację werbalną. Oczywistość naszej jaźni, bycia tym konkretnym JA wydaje się wtedy tak naturalne, że rzadko przychodzi do głowy komukolwiek przyglądnąć się jak to naprawdę jest.

Niby od wieków zajmowano się istotą JA, ale nie z perspektywy jak to JA powstaje czy jak dochodzi do jego powstania. Zadawano pytania typu “kto stworzył JA, czy jest ono podobne do Boga, co ma robić, a czego nie robić, aby dojść do Boga?”. Owszem stawiano pytania, ale tworzono je zawsze w stosunku “do nas”, a nie “o nas”.

Po nasiąknięciu taką narrację trafiamy w pewnym momencie życia na sesshin z nastawieniem, że JA idzie wcześnie rano medytować, potem idzie na posiłek, spacer i znowu na medytację. Nie zastanawiamy się nad strukturą tego JA, tylko planujemy, co JA mam zrobić, osiągnąć, a czego unikać i czego nie chce tym razem. Wracamy potem z odosobnienia z poczuciem, że JA nic nie osiągnęło.

Tymczasem sednem zazen nie jest treść, a forma JA. Nie chodzi o to jak – i czy w ogóle – JA medytuje, ale o to kim /czym jest JA, czyli KTO medytuje, jak dochodzi do powstania tego, KTO medytuje.

Przed nami kolejne odosobnienia tego roku, majowe i czerwcowe, czyli okazja także dla osób, które od lat praktykują, wejścia w rytm sesshin z nieco innej niż zwykle perspektywy: bycia i uczestniczenia z ciekawością jak JA się tworzy, kiedy, gdzie, a nie co to JA może tym razem zrobić lepiej, uważniej, co może osiągnąć. Każde sesshin jest nowym spotkaniem z pytaniem “Jak dochodzi do powstania JA?”, nie tylko dla osób początkujących, ale dla każdego z nas. Bez względu na ilość odosobnień i długość praktyki.

_____

Jeśli ten wpis Cię zainteresował czy zainspirował, wesprzyj naszą redakcję.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

7 komentarzy dla KTO tak naprawdę jedzie na odosobnienie?

  1. leszek robert pisze:

    Szanowny Panie, JA o którym Pan pisze ma znamiona nieuświadomionej identyfikacji z programami ego, które tworzą osobiste historie konkretnej osoby, charakter, a także warunki, w jakich konkretna osoba współegzystuje, oraz w jaki sposób postrzega siebie i świat. Z punktu widzenia świadomości, świadomość jest zawsze kontekstowa, a dostrzeganie tworzenia się identyfikacji możemy nazywać przebudzeniem. Dodatkowo mamy wybór. Identyfikacje z programami ego, które wytwarzają cierpienie, określamy jako nieumiejętne. Identyfikacje, które nie wytwarzają cierpienia, określamy jako umiejętne.W ten sposób tworzymy dobrą kammę. O tym czym jest umiejętna kamma naucza Buddha. Misją Buddhy jest wyzwolenie wszystkich żyjących Istot od ignorancji i cierpienia. Jeżeli jesteś przebudzony, dostrzegasz kammę, oraz porzucasz te programy ego, które nie są umiejętne. Jest to praca do wykonania, zapewne w kilku krokach. Z punkty widzenia świadomości, JA zawsze istnieje, ponieważ świadomość jest przypisana w praktyce, a nie w teorii, do konkretnej Osoby. W czasie medytacji uwalniamy identyfikacje i rozszerzamy nasze kontekstowe JA, ale JA jest zawsze obecne i określa tożsamość. Jeżeli jest mowa o przebudzeniu, będzie to tożsamość przebudzonej Istoty. Świadomość = JA = Tożsamość. Jeżeli jest mowa o Bogu, wówczas identyfikacja, oraz tożsamość ewoluuje. Najpierw Osoba jako Ego adaptuje w swojej kulturze ten pomysł, że Bóg istnieje. Następnie o ile jest poszukiwaczem duchowym, sprawdza ten pomysł, szukając w swoim sercu prawdy o Bogu. Jeżeli wszystko się zgadza wtedy jest okej, a jeżeli nie zgadza się, wówczas wyobrażenie Boga w danej kulturze może być zafałszowane, albo zafałszowane ego nie poznaje prawdy o Bogu, który jest tożsamością. W rzeczywistości istnieje tylko tożsamość. Gdyby tak nie było, nie używałbym słów, a także nie byłoby przekazu, żadnej komunikacji. Jeżeli jednak komunikacja jest możliwa, jest faktem, to oznacza, że -JA- forma komunikacji, po prostu działa, i nie ma powodu aby zaprzeczać, albo z tym walczyć. Serdecznie pozdrawiam.

  2. leszek robert pisze:

    Szanowny Panie cytuję: Niby od wieków zajmowano się istotą JA {…} Owszem stawiano pytanie, ale tworzono je zawsze w stosunku „do nas”, a nie „o nas”. Interesujący fragment. Jest sugestią, która być może opisuje czyjąś rzeczywistość, ale nie jest to rzeczywistość przebudzonej świadomości. W rzeczywistości mamy na uwadze obraz tożsamości, który określa moje JA.

    Mamy do czynienia z obrazem i utożsamianiem. Nie będę udawał, że jestem kimś innym, a także zawsze gdzieś muszę być. Jeżeli ktoś mówi do mnie, albo czytam czyjś tekst, automatycznie odnoszę się do obrazu tożsamości, więc jest to kierowane do mnie i o mnie, równocześnie. Oczywiście mogę dokonać wyboru, puścić obraz, a także dokonać uzgodnień. To, że obraz JA może być pusty jest wiedzą, która pochodzi z satori. Prowadzi to do odkrycia, że ​​jest się dziedziną, a nie specyfiką treści.

    Ten skok jest poziomem buddyjskiego stanu satori.

    Jeśli chodzi o umysł jako proces, nie miałby żadnych znaczeń, gdyby nie osoba, która nadała znaczenie umysłowi. Gdy osoba przestaje nadawać znaczenie umysłowi – dalej jest osobą – i to jest przebudzeniem.

    Jeżeli Ja jestem osobą, dlaczego Bóg nie miałby być osobą?

    Bóg jest Osobą – zależy mi na pogłębianiu znajomości z Bogiem.
    Najlepiej pogłębiamy znajomość z Bogiem, w polu kontekstowym obecności Jezusa Chrystusa, w Eucharystii.

    Nie musisz się tego bać.

    Sam Jezus Chrystus obecny w Eucharystii jest Osobą, oraz jest portalem, przez który możesz wejść w Rzeczywistość Boga.

    Niech się dzieje. Pozdrawiam Serdecznie

  3. leszek robert pisze:

    I jeszcze jedno, nie zauważyłem w Pańskich wypowiedziach próby wytłumaczenia, nakreślenia obrazu Boga, ale w sposób uczciwy, a tylko w sposób wynikający z ignorancji jako błąd poznawczy. Mam nadzieję, że rozumie Pan nieuczciwość, ponieważ ludzie którzy ufają Panu stają się ignorantami. Ma to dalekosiężne skutki, nieumiejętna antykościółkowa kamma wydziela nieprzyjemny swąd.

    • Radek P. pisze:

      Problem w tym, że „osoba”, „ego” i „ja” są ściśle związane z mózgiem i ciałem, które podlegają śmierci. Natomiast ja jestem tym co nie umiera, a nie tym co umrze. Mogę to nazwać Bogiem, mogę to nazwać Pustką, nazwa tak naprawdę nie ma znaczenia, tak samo jak to sobie wyobrażę i zobrazuję, to też nie ma znaczenia. Co ma znaczenie to uświadomienie sobie, że nie jestem tym ciałem, tym mózgiem, tym umysłem, który to pisze i dzięki temu mogę mieć właściwy stosunek do tego co Pan nazywa Bogiem. Ten właściwy stosunek to identyfikacja z tym, miłość i współczucie. Polecam film „The Fountain” (2006).

    • leszek robert pisze:

      Dziękuje za Twoje słowa Panie Radku. Być może nie jest Pan słowami, które czytam, jednak słowa dają pewien obraz skupienia. Możemy się zastanowić czy słowa są zawsze bolesne i należy ich unikać, pozostając w postawie „nie wiem” czy o ile prezentują skupienie, wówczas możemy ich użyć z ryzykiem wytwarzania tożsamości, do których lepi się czyjeś ego? Moim zdaniem ewolucja świadomości dała nam zdolność komunikacji słowem i używamy tej zdolności. Być może użycie słowa jest samo w sobie wyrazem miłości, natomiast postawa „nie wiem” będzie wyrazem współczucia.

      Tak się złożyło, że przeczytałem Pańskie słowa dzisiaj, i w Kościele również dzisiaj, usłyszałem słowa Ewangelii. Proszę medytujmy wspólnie ten rodzaj skupienia, przekazany słowami.

      Ewangelia
      Mk 9, 30 – 37
      Słowa Ewangelii według Świętego Marka

      Jezus i Jego uczniowie przemierzali Galileę, On jednak nie chciał, żeby ktoś o tym wiedział. Pouczał bowiem swoich uczniów i mówił im: «Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Ci Go zabiją, lecz zabity, po trzech dniach zmartwychwstanie». Oni jednak nie rozumieli tych słów, a bali się Go pytać.

      Tak przyszli do Kafarnaum. Gdy był już w domu, zapytał ich: «O czym to rozprawialiście w drodze?» Lecz oni milczeli, w drodze bowiem posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy.

      On usiadł, przywołał Dwunastu i rzekł do nich: «Jeśli ktoś chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich». Potem wziął dziecko, postawił je przed nimi i objąwszy je ramionami, rzekł do nich: «Kto jedno z tych dzieci przyjmuje w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał».

    • leszek robert pisze:

      Mistrz zen sugeruje, że niestwarzanie tożsamości, jest ryzykiem, które warto podjąć, ale my jesteśmy tożsamością, także moim zdaniem ryzykiem będzie tożsamość, i to ryzyko warto podjąć.

    • leszek robert pisze:

      Z punktu widzenia braku JA, jest to propozycja – niezatrzymywania się – na tymczasowych tożsamościach, czyli mamy do czynienia z transcendencją, przekraczaniem, nietworzeniem przywiązania, co w rozumieniu wiary w Boga, jest dokładnie tym samym. Natomiast gdy zatrzymujemy się na tożsamości JA dowolnej rzeczy, wówczas nie zaprzeczamy transcendencji, jest to utożsamianiem się, nie powoduje krzywdy. Działanie tożsamości JA, nie ogranicza rzeczywistości, ale jest jej wyrazem. Jest tymi słowami. Także Słowo Bóg oznacza Nie – Ja oraz Ja równocześnie. Moim celem jest dokonywanie prawidłowych rozróżnień, tak aby jednoczyć duchowość, nie tworzyć niechęci. Niestety widziałem dużo niechęci dla słowa Bóg, straszliwe niezrozumienie oraz bierność nauczycieli, co może wynikać ze strategii, lub braku elementarnej wiedzy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *