Zacznijmy od zastanowienia się czym są dla nas konflikty i jak możemy podejść do ich rozwiązania? Jaki ma to związek z naszym kultem indywidualizmu i tym co nazywamy tożsamością?

 

Jeśli nie uda się wam przeniknąć jedności,
Konflikt sprowadzi was na błędną drogę.
/Strofy Wiary w Umysł, Trzeci Patriarcha Zen/

 

Zwykle konfliktem nazywamy sytuację, w której nie zgadzamy się z kimś lub czymś i mamy wrażenie, że istnieją dwa stanowiska czy postawy trudne do pogodzenia. Pojawia się wtedy rywalizacja czy wręcz walka o posiadanie racji, dostęp do prawdy, cokolwiek to dla nas oznacza. Jednak, jak pokazuje doświadczenie, nie dla każdego z nas dana sytuacja byłaby konfliktowa. I to też jest ciekawe.

Zanim przejdę dalej, chciałbym, abyśmy zrobili sobie pewne założenie, a mianowicie, że być może istotą konfliktu nie jest wcale sam spór czy szukanie tzw. prawdy i udowadnianie racji, ale że opiera się on przede wszystkim na różnicy w postrzeganiu rzeczywistości.

Słowo „różnica” w języku polskim jest bardzo ciekawe. Kojarzy się z oddzieleniem i różnicowaniem od „nic”, od „nicości”, a idąc krok dalej – od „pustki”, ale rozumianej tak jak w buddyźmie, czyli nie jako brak, deficyt, ale jako Nie-Dwa.

W takim razie na czy polega wspomniana różnica w postrzeganiu rzeczywistości? Krótko mówiąc: chodzi o sposób, w jaki każdy z nas postrzega rzeczywistość, która jest-jaka-jest. To postrzeganie, jak pokazuje doświadczenie zen, tworzy się dzięki rozróżnianiu, generowaniu różnic, szukanie „tego innego”, jak i „tego podobnego”. Jeśli „odczuwamy coś”, to automatycznie tworzy się „ktoś, kto postrzega” i to „coś, co jest postrzegane”. A przecież ten, który odczuwa, nie jest niezależny od tego, co czuje. Nie każdy z nas ma świadomość, że automatycznie tworzy się relacja i wszystko jest „w zależności od”.

Przedmiot kładzie kres podmiotowi.
Przedmiot tonie wraz z podmiotem.
Przedmiot jest przedmiotem z powodu podmiotu.
Podmiot jest podmiotem z powodu przedmiotu.
Wiedzcie, iż oba są pierwotnie jedną pustką.

Patrząc z perspektywy zen, to „czucie”, rozumiane jako czasownik, jak i to „co się czuje” i „ten, który czuje”, nie są tak naprawdę odrębne. Są jednym, są współzależne, ale to, co robi nasza świadomość, to dzieli Jedności poprzez szukanie, a tak naprawdę poprzez tworzenie, różnic. Ich de facto nie ma. Aby wydzielić coś z Całości, musimy przecież porównać to z czymś innym, a więc musimy wciąż i wciąż podtrzymywać złudzenie istnienia różnic.

Jeśli umysł nie rozróżnia,
Wszystkie zjawiska takie jakie są, są Jednym.

Tak naprawdę, to nie jest proste „podzielić” Rzeczywistość, która jest Jednym, według klucza: ja czuję coś, czyli jest i to „ja” i jest „coś” oraz jest jeszcze trzeci element – czucie. Na przykład: kiedy mówimy „ja czuję ciepło”, to wydaje nam się, że jesteśmy podmiotem oddzielonym od zjawiska czucia ciepła i tego, co się czuje, czyli samego ciepła. Jednak ta odrębność jest bardziej „gramatyczna”, niż faktyczna i wynika z tego, jak posługujemy się językiem.

Najwyższa Droga nie jest trudna
Dla tych, którzy nie rozróżniają.
Nadmiar mówienia i myślenia
Oddala was tylko od Drogi.

Przeżywanie życia, czyli odczuwanie Jedności, bycie jednym z tym-co-jest, zanim umysł podzieli ją na różne elementy, jest tym, czego możemy doświadczyć dzięki treningowi zen.

Owszem, musimy też zaakceptować fakt, że nasz system postrzegania, odczuwania nie jest być może w stanie trwale odczuwać Rzeczywistości w całości, dlatego dzieli ją na „kawałki”. Nie jest to nic złego pod warunkiem, że mamy świadomość, że taka jest właściwość naszych ludzkich umysłów. Jednak mając doświadczenia przebudzenia – czyli realizacji rzeczywistości zanim się ona rozproszy, zanim nasz umysł podzieli ją – będziemy żyli inaczej i inaczej organizowali się w codzienności. I inaczej też podchodzili do konfliktów. Kto wie, może nawet nie będziemy ich tworzyli.
Tak naprawdę to granica między wszystkim i wszystkimi jest sztuczna, wymyślona, często różna dla różnych społeczeństw i środowisk. I właśnie ta płynność granic jest przyczyną sporów i konfliktów. Jednocześnie nie możemy z tego dualizmu wyjść na stałe, ponieważ my, jako konkretne tożsamości, istniejemy właśnie dzięki rozróżnianiu. Bez rozróżniania znika poczucie „ja”.

Uznając rzeczy za istniejące, rozmijacie się z ich prawdziwą naturą,
Jednak uznając rzeczy za puste, mijacie się z rzeczywistością.

Teraz pora na zejście w naszych rozważaniach nieco głębiej: nie dość, że nasz system generowania i podtrzymywania tożsamości opiera się na różnicach, to jeszcze zaczyna tworzyć się przyzwyczajenie do czegoś, kogoś. Pojawiają się preferencje „lubię-nie lubię”, „chcę – nie chcę”. Zaczynamy lgnąć do czegoś, a z kolei coś innego odsuwać od siebie. I wtedy zaczyna się kłopot. Nie dość, że rozdzielamy Całość, to jeszcze zaczynamy chcieć coś z niej przywłaszczyć sobie, a coś innego odrzucić, czyli chcemy „zubożyć Rzeczywistość” o to, co nam nie odpowiada, co nie stabilizuje naszej tożsamości.

Robimy to wszystko po to, aby podtrzymać złudzenie trwałości swojej tożsamości. Uczymy się tego w systemach rodzinnych i społecznych, a więc z czasem „stajemy się” nawykiem. Dodatkowo przyzwyczajamy się do „tego samego”, do tego z czym zidentyfikowaliśmy się i co było dla nas przyjemne. Wydaje nam się, że ten wycinek Rzeczywistości, który sobie wybieramy, jest czymś stałym i na tym złudzeniu opiera się nasza tożsamość.

Nie lgnijcie ani nie odrzucajcie,
A z pewnością jasno zrozumiecie.
Jeśli jednak popełnicie najmniejsze zróżnicowanie,
Znajdziecie się tak daleko, jak niebo od ziemi.

Jeżeli tok rozumowania, którym teraz idziemy, trafia do Was, to pewnie już widzicie, że konflikt jest tak naprawdę kolejną iluzją. Zachodzi bowiem między odrębnymi podmiotami, które mają złudzenie, że istnieją niezależnie od siebie. Patrząc w ten sposób widać, że konflikt jest nieunikniony, jest bowiem wynikiem naszego sposobu postrzegania rzeczywistości. To my jesteśmy podstawą tego konfliktu, a dokładniej nasz sposób postrzegania oparty na „lubię- nie lubię”, „moje-twoje”. Konflikt zaczyna się w momencie rozdziału tego, co w rzeczywistości nie jest rozdzielone i utrzymaniu go jako czegoś pewnego, stałego.

Walczące ze sobą za i przeciw
To choroba umysłu.

Na tym właśnie, na takim postrzeganiu, buduje się to, co w buddyźmie nazywane jest cierpieniem. I nasz byt zawsze będzie cierpieniem, jeśli będziemy organizowali się poprzez rozdzielanie, porównywanie, szukanie czegoś „innego”. Nie jest łatwo wyjść z tego nawyku, bowiem nasz sposób postrzegania rozprasza rzeczywistość na części i – co więcej – identyfikuje się z pewnymi i ma nadzieję, że zatrzyma przy sobie na zawsze lub choćby na dłużej te, które stabilizują poczucie „ja jestem”. Takie organizowanie się jest, jak podkreśla się w buddyźmie, nieporozumieniem, ignorancją, niewiedzą i jako takie generuje cierpienie. Cierpimy nie dlatego, że robimy w życiu coś złego, nie przestrzegamy jakiś zasad czy norm, ale że nie widzimy jak naprawdę działa rzeczywistość.

Kwestia tworzenia się konfliktu jest głębsza, a jej fundament wcale nie opiera się na naszym sposobie zachowania się, czyli stosowania się lub też nie do zasad etyki czy moralności. Doświadczenie wglądu uświadamia, że to moralność powinna być wynikiem doświadczenia jedności, a nie czymś narzuconym z góry.

Jeśli tylko pojawia się dobro i zło,
Umysł rozprasza się i gubi.

Jeśli nie zorientujemy się w końcu jak działa Rzeczywistość, jak formuje się nasza tożsamość i poprzez to jak działa postrzeganie Rzeczywistości, czyli jeśli nie przebudzimy się, wtedy wciąż będziemy cierpieli. Będąc tak mocno zidentyfikowani z poczuciem „ja jestem”, a co za tym idzie, z tym wszystkim, co z różnych względów uważamy za bliskie i miłe naszej tożsamości, będziemy poddawani „skurczowi” do „ja” zawsze wtedy, kiedy coś będzie nie po naszej myśli. Zadziała wówczas mechanizm obronny, który ma ustabilizować naszą tożsamość. I tak skończy się doświadczanie życia, a zacznie walka o przeżycie. W praktyce oznacza to, że w zmiennych okolicznościach będziemy szukali czegoś (lub co gorsza kogoś) stałego, stabilnego, co pozwoli nam upewnić się w tym, że nasz wizerunek, tożsamość nadal ma znaczenie, że po prostu jest.

W takim razie popatrzymy teraz czym jest szukanie rozwiązania dla konfliktu? I czy to w ogóle ma sens i czy jest możliwe?
Kwestia rozwiązania konfliktu, czy to w związku czy w pracy, jest zdecydowanie głębsza niż formułowanie zasad moralnych. Aby zająć się konfliktem, trzeba najpierw zrozumieć jak funkcjonuje nasza jaźń i na czym opiera się nasza tożsamość. Dopiero wtedy możemy zrozumieć z czego wynikają konflikty, szczególnie te, które regularnie powracają w naszym życiu zarówno rodzinnym, jak i zawodowym. Tutaj zdecydowanie nie chodzi o zewnętrzne zasady, normy kulturalne, ale o poznanie głębszego fundamentu naszego poczucia „ja jestem”. Aby do tego dojść, musimy poznać samych siebie, a nie opanować jakieś zasady lub co gorsza walczyć o narzucenie ich innym. Nie ma sensu zmieniać siebie, ani innych. Zacznijmy od poznania siebie.

Mógłbym nawet pokusić się o radę: zobacz najpierw kim jesteś, a cała reszta rozwiąże się, zobacz na czym opiera się twoja tożsamość, jak siebie „wymyślasz”, a wtedy zrozumiesz z czego wynikają twoje konflikty.

Jedno jest wszystkim;
Wszystko jest jednym.
Jeśli potraficie to przeniknąć,
Wszystko stanie się pełne i kompletne.

Konflikt tak naprawdę nie jest czymś obiektywnym, ale jest rezultatem postrzegania rzeczywistości poprzez myśli, uczucia i instynkty. Warto mieć świadomość, że nasza komunikacja oparta na języku, z którego jesteśmy tak dumni, tylko pogłębia trudności i generuje konflikty. Ona nie oddaje rzeczywistości, tylko ją tworzy. To, co jest wyrazem Jedności, jest poza słowami.

Zobaczmy jeszcze raz: jeżeli rzeczywistość nie jest podzielona, jest po prostu Jednością. Jednak nasz sposób czucia i postrzegania jest liniowy, nie potrafimy w jednym momencie postrzegać i doświadczać wszystkiego. Musimy to dzielić, ustawiać obok siebie, tworzyć układy, hierarchie. Taki system organizowania się tworzy iluzję odrębności. I tym karmi się nasz indywidualizm.

Pamiętajmy, że my zawsze mamy dostęp do pełni rzeczywistości. To co ją dzieli, to nasz umysł, jest więc nadzieja: jeśli przy pełnej świadomości wyciszymy umysł, to ustanie jego dyskursywne działanie i wtedy możemy doznać przebudzenia. Medytacja zen, która proponuje nie utrzymanie tożsamości, tak naprawdę nie proponuje „rozpuszczania ja” (jak określa się to w niektórych kręgach ezoterycznych), ale pokazuje, że można nie zastartować choć raz tworzenie tożsamości.
Warto mieć takie doświadczenie. To wiele zmienia w naszym postrzeganiu rzeczywistości. Uświadamia, że życie już „się żyje”, że to nie jest kwestia naszej decyzji, zgody czy wyboru. To już JEST! Nie możemy więc odrzucać niczego, co Życie niesie, bo jest to sztuczne i odcina nas od Pełni. To, co wydaje nam się, że możemy odrzucić, i tak już jest i będzie mimo naszego oporu. Doświadczmy więc tego jako Nie-Dwa ze świadomością, że:

Dwa pochodzi od jednego,
Jednak nie lgnijcie nawet do jednego.

Mam nadzieję, że poczuliście już, że konflikt – jako wynik różnic w postrzeganiu rzeczywistości – może zostać rozwiązany nie poprzez zmianę naszego zachowania, ale poprzez zmianę postrzegania tego-co-jest. I tutaj wchodzi na scenę zen, który nie zmieni świata, ciebie czy twoich relacji, ale na pewno zmieni twoje postrzeganie. I to wystarczy:

Tylko bezstronnie postrzeżcie, że wszystko jest jednym,
A pomieszanie zniknie samo z siebie.

 

_______________________

Kurs WPROWADZENIE DO ZEN – nowość!

27-30 września 2019 

szczegóły -> TUTAJ

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *