Ostatnie wydarzenia w Polsce, czyli protesty zapoczątkowane przez kobiety, nazywane są przez socjologów rewolucją. Te ogromne zrywy wolnościowe dotyczą przede wszystkim pokolenia Z, czyli osób w wieku 20-30 lat. Ich przyczynę socjologowie upatrują już nie tylko w konkretnym wydarzeniu o charakterze ograniczającym wolność, ale w szerszym kontekście. Nietrudno zauważyć, że rewolucje mają miejsce około co 25-30 lat i właśnie przyszedł czas na kolejną. Popatrzmy na nie z perspektywy poziomów świadomości.
Jedyne zadanie rewolucji spoczywa w rewolucji duszy człowieka.
/Edward Abramowski/
Odniosę się do dwóch systemów (K. Wilbera, D. Hawkinsa), które są mi najbardziej znane i o których pisałem w innym kontekście na blogu (ten wpis znajdziesz TUTAJ). Są one dobrze udokumentowane i syntetyzują dostępną wiedzę w tym temacie. Co więcej, prace Wilbera włączone zostały w kanon literatury uniwersyteckiej, przynajmniej w USA i niektórych krajach anglosaskich.
Podstawa percepcji, jaką musimy przyjąć, to odniesienie się w tej krótkiej analizie do narodu, jako spójnie działającego systemu, na który oczywiście w tej chwili wpływ mają także czynniki zewnętrzne – głównie dzięki łatwości komunikacji, internetowi i szybkiemu przenikaniu informacji.
Przyjmując pewnego rodzaju hermetyczność takiego systemu oraz to, że poziomy świadomości mogą dotyczyć nie tylko pojedynczych osób, ale także systemów, otwiera się przed nam inna perspektywa odniesienia. Takie syntetyczne podejście jest także elementem prac Wilbera, gdzie poziom dotyczy nie tylko perspektywy JA, ale także MY.
Systemy oddają pewien smak rzeczywistości.
Indywidualnie funkcjonujemy często w kilku obszarach, które są bardzo dynamiczne. Jak pisze Wilber, często dominujący jest jeden z poziomów, na którym najczęściej operujemy – szczególnie w sytuacjach kryzysowych. Ruch pomiędzy poziomami wiąże się z kryzysem poznawczym, jaki trzeba przejść. To powoduje oczywiście najczęściej opór i niechęć do zmiany. W przypadku Hawkinsa jest podobnie, możemy tkwić na danym poziomie – niejako w punkcie odniesienia.
Na potrzeby tej intelektualnej zabawy przyjmiemy założenia:
- poziomy świadomości są punktami odniesienia
- zbiorowości, podobnie jak indywidualności, mogą funkcjonować na określonych poziomach
- możemy poruszać się się po skali, ale zazwyczaj w ograniczony sposób, raczej szybciej w dół, niż w górę, bo wymaga to przełamania pewnego kryzysu poznawczego i doświadczalnego
Integralna mapa świadomości Kena Wilbera. Poziomy, których dotyczy wpis to: Power Self (czerwony), Rule/Role Self (niebieski), Rational Self (pomarańcz), Sensitive Self (zielony), Integral Self (żółty)
Co rodzi konflikt z punktu widzenia poziomów świadomości?
Jak wspomniałem wyżej, każde przekroczenie poziomu świadomości wiąże się z pewnego rodzaju oporem. Przekroczenie tego oporu bywa bolesne, szczególnie dla tożsamości zbiorowych, które mają silniejszą siłę stabilizacji niż jednostka.
Jaka tu jest korzyść? Na danych poziomach świadomości zyskuje się poczucie przynależności, zrozumienia, często wspólnych idei, wspólnotowości. To benefity.
Co jest minusem? Na poziomach bardziej egocentrycznych lub nawet etnocentrycznych (Wilber) wykluczenie jest podstawą tworzenia tej zbiorowej tożsamości. W zasadzie nie może ona funkcjonować, jeśli nie ma “onych”. To rodzi zawsze konflikt.
Zarówno u Wilbera, jak i u Hawkinsa, tych poziomów świadomości jest więcej niż dziesięć. Oczywiście, zarówno w jednym jak i w drugim przypadku, im wyżej, tym mniej osób doświadczających danej perspektywy. Tak po prostu jesteśmy uwarunkowani. Przykładowo według Hawkinsa globalny poziom świadomości to około 200, czyli “uśredniając” świat funkcjonowałby w obszarze Duma/Odwaga.
Wracając do mojego założenia, wyobraźmy sobie, że w jednym organizmie/systemie np. państwie, narodzie, funkcjonuje jednolita grupa społeczna na określonym poziomie. Teoretycznie nie powinno dochodzić do konfliktów. Oczywiście jest to sytuacja utopijna. Niemniej moją intencją jest złapanie tego kontekstu, jeśli przejście z poziomu na poziom budzi opór, to co się stanie, jeśli w jednym systemie zaczną funkcjonować grupy, których różnica w percepcji, doświadczaniu rzeczywistości wynosi kilka poziomów? Cóż, efektem naruszenia status quo będzie rewolucja. Z tym właśnie się obecnie mierzymy.
Jacy są aktorzy tego teatru?
Zacznijmy od władzy.
Jak wiemy w Polsce obecnie dominuje prawica skupiona na wartościach, przeszłości, konserwatyźmie, religijności postrzeganej jako nienaruszalny zbiór zasad. Bardzo mocno stara się ona związać z Kościołem na zasadzie Naród = Religia.
Jeśli przeskanujemy spektrum Wilbera, to doskonale odnajdziemy to miejsce na czwartym poziomie od dołu. Poziom niebieski “Zasady roli” (Role self) ze swoim etnocentryzmem (naród), archetypicznych rolach (np. matka). Tak, to właśnie to miejsce. Nie będzie zaskoczeniem, że obecnie funkcjonujący Kościół także znajduje się w tym miejscu. Stary mariaż władza-religia jest możliwy i systemowo bliski.
Pamiętajmy, że to pewne uproszczenie, w tak dużej społeczności jak Kościół mieściło się więcej postaci. Ale jeśli tylko “odleciały” zbyt wysoko, bardzo szybko były sprowadzane w dół. Przykładowo mistrz Eckhart, jeden z największych mistyków europejskich, jego doświadczenie spisane formie Kazań mogłoby się mieścić poza tą skalą lub w wysokich jej tonacjach. To budziło u współczesnych mu opór, niezrozumienie, a nawet wykluczenie, stąd Eckhart został ekskomunikowany. Być może społeczeństwo nie było wówczas gotowe na taki przekaz, a Kazania odkryte po 500 latach znalazły już podatny grunt.
Gdzie są kobiety?
Dlaczego w ogóle pojawił się strajk? Pierwsze analizy socjologów wskazują na przesilenie pokoleniowe, a temat aborcji stał się tylko impulsem do ogólnego niezadowolenia i ograniczenia praw, wolności. No właśnie, a gdzie są te prawa?
Jeśli popatrzymy sobie na poziom zielony (Sensitive Self), gdzie mamy solidarność, prawa człowieka, aktywizm, głębokie słuchanie, pluralizm, to dostrzegamy to wszystko, co obecna władza stara się ograniczyć. Dlaczego? Bo zmiana paradygmatu jest bolesna, a zmiana paradygmatu zbiorowego jeszcze bardziej. Powoduje więc zaniepokojenie, utratę stabilizacji, lęk. Aby go zniwelować, rodzi się opór i agresja w celu ochrony i zachowania status quo, a czasem obrony przed “spadkiem poniżej” na mapie poziomów.
Patrząc z perspektywy poziomów Wilbera są to aż dwa poziomy różnicy. W zasadzie jest to przepaść na tyle duża, że socjologowie, kulturoznawcy mówią wprost o braku możliwości komunikacji i porozumienia się. I to rzeczywiście się dzieje. Pomiędzy tymi dwoma poziomami jest pomarańcz (Rational Self), do którego ci z niebieskiego – szczególnie zajmujący się tematami gospodarczymi jak najbardziej ma dostęp – czyli cele, pomnażanie środków, produktywność. I to jest to miejsce, w którym stara niebieska gwardia pyta: “Ale przecież wy wszystko macie”, takie możliwości, PKB rośnie, o co wam chodzi?”.
No właśnie, tak naprawdę poziom zielony u Wilbera, który pojawił się na gruncie zielonej rewolucji w demokracjach zachodnich w latach 60-tych, nie jest czymś nowym, ale jest poziomem ugruntowanym. Nad nim jest żółty (Integral Self), czyli życie pełnią, ale i ODPOWIEDZIALNOŚCIĄ, m.in. za klimat, czyli postawa „żyję pełnią siebie, ale widzę co to robi innym”. Dla niebieskiego to już zupełna abstrakcja na zasadzie “Jak to przecież racja jest po naszej stronie, bo… “.
Jak jednak widzimy, przestrzeń spotkania na poziomie pomarańczowym jest w zasadzie niemożliwa. Rewolucji to nie interesuje, bo to jest tak naprawdę zejście w dół pomimo tego, że “starzy” będą w tym widzieli pójście do przodu. Co ich obchodzi produktywność, jeśli ograniczana jest nasza wolność, swoboda wypowiedzi, decyzje?
Agresja i Kościół
Strajki są wyrazem bezsilności i zamiany jej na działanie dzięki napędowi, jaki daje złość. Chwilowo przybrały one intensywne zabarwienie. Jednak szczególnym tutaj przypadkiem jest mariaż ugrupowań narodowych z Kościołem. Wydaje się to czymś zaskakującym, wręcz niemożliwym.
Jednak już 30 lat temu w jednym z wywiadów ksiądz Tischner zwracał uwagę na to, że istnieje takie ryzyko, czyli pójścia Kościoła właśnie w takim kierunku.
Dlaczego? Cóż, Kościół jako dominująca siła w społeczeństwie polskim, unifikująca go, a wręcz spajająca od czasów potopu szwedzkiego, w czasie rozbiorów, podczas wojny, a później czasów realnego socjalizmu, czuje, że bez niego, jego wpływów i kontroli wszystko się rozpadnie. Wszystko, czyli naród. I taka narracja miała sens dopóki większość narodu funkcjonowała w okolicach niebieskiego – na jednym poziomie. Ale czas się zmienił, dostęp do mediów oraz narracji, a także postęp rozumiany jako funkcjonowanie w innych obszarach – także poziomach powoduje, że perspektywy funkcjonowania rozciągają się coraz bardziej.
Jeśli popatrzymy jeszcze dokładniej, to część firm, szczególnie nowoczesnych z obszaru IT, zaczyna funkcjonować jako tzw. firmy turkusowe (Holistic Self). Przynajmniej z nazwy, ale starają się wdrażać postawą opartą na tym, że JA jest de facto czymś niezdefiniowanym, zmiennym, gdzie obecna jest głównie transformacja, gdzie widzenie jest światocentryczne i bardzo holistyczne. To jest nie do wytrzymania nawet dla pomarańczu, nie mówiąc o niebieskim.
Teraz w przypadku zagrożenia i rozpadu struktur Kościoła (katolików w Polsce jest 95%, ale na msze regularnie uczęszcza tylko 40%) strach przed tym dokąd to zmierza (laicyzacja) powoduje pokusę sięgnięcia po kolor czerwony – aby się ochronić, czyli schodzimy schodek w dół. A poziom czerwony (Power Self) to struktury plemienne, gdzie rządzą takie pojęcia jak siła, chwała. Niemniej czerwony też w jakiejś części dąży do rozwoju, a najbliżej ma do niebieskiego: zasad, ról, dyscypliny. Coś dzięki czemu może temperować swoją plemienność i poczuć, że ma rację i znaleźć oparcie w czymś większym od siebie, ale z mieszanką tego co stare (chwała, duma).
W sytuacji zagrożenia pokusa jest duża i niestety niektóre postacie z Kościoła po nią sięgają. Jednak jest to szalenie niebezpieczne, bo oznacza uwstecznienie i utratę powszechności Kościoła, którą zamienia na plemienność z szukaniem wrogów – co de facto w niektórych przypadkach ma miejsce.
Z drugiej strony tak naprawdę nie jest możliwe funkcjonowanie systemu, który pomieści “wszystkie” spektrum świadomości. W świetle tych doświadczeń okazuje się, że walka o rząd dusz jest z góry skazana na niepowodzenia i przyniesie zapaść lub wdanie się danego “systemu” w wiele konfliktów nie do wygrania…
Tak jest u Wilbera, a co na to Hawkins?
Patrząc na spektrum Hawkinsa, konflikt odbywa się w obszarze siły (poniżej 200). Najczęściej zaangażowana jest w niego DUMA. Pozwala ona na uniesienie piersi do góry i samozadowolenie, ale z czasem jak popatrzymy przynosi lekceważenie jako dominującą postawę, ignorowanie inności, różnic, tego który jest niżej. Następuje wtedy koniec dialogu rozumianego jako chęć znalezienia porozumienia.
Poziomy świadomości Davida Hawkinsa.
Duma też poprzedza upadek, zmienia się z czasem z powrotem w złość, której tak naprawdę nigdy się nie pozbyła. Według Hawkinsa, przekroczenie dumy jest jednym z najtrudniejszych momentów na ścieżce “rozwoju”. Porzucasz bardzo wiele, a dostajesz wydaje się, że prawie nic. Ale przestrzeń, która się otwiera jest bardzo szeroka. Do miłości jako postawy jeszcze daleko, ale neutralność jest czymś, co stwarza w życiu społecznym przestrzenie na dialog. A to, jak pokazuje nasza historia, już byłoby dużo. Bo pojawia się słuchanie, a nie tylko słyszenie. Może pojawić się refleksja i postawa nie tylko etnocentryczna, ale światocentryczna.
Jeśli z poziomu dumy nie jesteś w stanie doświadczać indywidualnie, czy jako społeczeństwo neutralności, a tym samym zaufania – do drugiego człowieka, nie ma szans na dialog. Z czasem konflikt jest pewny. Skąd my to znamy? Duma narodowa dla określonego plemiona (części) i wykluczenie pozostałej grupy.
No dobrze, a co z drugą stroną? Dlaczego nie zawalczy łagodnością, wybaczeniem? Przecież to poziomy “mocy”, które mają transformować te związane z siła?
Zgodnie z tym co pisze Hawkins taka ilość osób musiałby równoważyć te, które doświadczają rzeczywistości w alternatywny sposób. Być może tak nie jest, albo sam proces jest tak dynamiczny, że nie ma to kompletnie znaczenia. A rewolucje zawsze mają dynamiczny charakter.
Biorąc pod uwagę, że jego zdaniem średni poziom na świecie to duma/odwaga (ok 200) to zrównoważenie nie jest takie oczywiste, gdyż takich osób jest po prostu mniej. Stąd być może konflikt musi odbyć się z użyciem siły (złości) a kluczem jest jej umiejętne ukierunkowanie.
Dlatego ten, kto wykorzysta złość, ale będzie w stanie wracać/powracać do tego co jest u niego autentyczne czyli np do zaufania, a nie pozostania w DUMIE i pożądaniu (szczególnie władzy), ale w neutralności, zaufaniu i ochoty dokona tej zmiany.
Ci którzy ochraniają się przed upokorzeniem i wykorzystują obwinianie i winę są blisko upadku – bo jak widać na skali, niżej już prawie nic nie ma, a póki życie się toczy, to tęsknota pcha nas do góry, aczkolwiek najczęściej drogami bardzo wyboistym.
I co dalej?
Rewolucja powoduje destabilizację systemów i ułożenie się ich na nowo. Nie tworzą się nowe, ale raczej te które nie miały prawa głosu, a nabrały odpowiedniej mocy, dochodzą do możliwości wypowiedzenia swojej perspektywy.
Stare systemy powoli odchodzą w zapomnienie. Ich reformacja jest bardzo trudna, więc zazwyczaj muszą się rozpaść, dotyczy to nawet systemów religijnych – chyba, że mają umiejętności samoreformacji – powrotu do źródła, a takich jest niezwykle mało, a na pewno nie są to tzw. religie instytucjonalne.
To nasze nowe drogi i ścieżki (jako ludzkości i indywidualne) do wzlotu, bez upadku. To widzenie nowych perspektyw bez opierania się na laskach starości, bez wspierania się ciągłym spoglądaniem wstecz i powrotów do przeszłości, ale z szacunkiem dla drogi przodków… ze znajomością dróg ich porażek i klęsk. Po to jesteśmy, żeby sięgać po nowe, lepsze, zdrowsze wszystko to, co przed nami.
To bardzo przyjemne, czytać własne nieuczesane myśli i odczucia, przez kogoś w staranną fryzurę ułożone 🙂 Wielkie dzięki, fryzjerowi, za pracę 🙂
Przy okazji mam taką refleksję. Przejście z jednego poziomu na drugi (w górę) wymaga energii, zarówno w sytuacji indywidualnej jak i zbiorowej. Często tą energią jest odczucie, które nazywamy złością. Jednak złość to nie to samo co agresja i wrogość poziomu (czerwono)niebieskiego, wypływająca z lęku przed naruszeniem status quo i będąca jego obroną. Złość, którą dostrzegam w obecnych protestach, to raczej sposób kumulacji i erupcji energii niezbędnej do dokonania zmiany. Oczekiwanym efektem jej zastosowania jest osiągnięcie odczuwania (indywidualnie i zbiorowo) na poziomie zaufania i optymizmu (zielony).
Można też inaczej 🙂 Ponieważ każda fala „przekracza i zawiera” fale wcześniejsze,jednocześnie transormując je, to złość uczestników protestów jest przetransformowanym i wykorzystanym zasobem fal wcześniejszych.
Fakt, że w protestach wzięła udział głównie młodzież, napawa mnie ostrożnym optymizmem co do możliwości dokonania zmiany na poziomie społecznym i gromadnego wejścia w niebieski meme. P.S. Podobno jako całość ludzkości niedawno, po raz pierwszy w historii, przekroczyliśmy poziom 200. Taka informacja sugeruje wprawdzie, jednoznacznie liniowy rozwój, co do którego nie mam pełnego przekonania, ale jest budująca, więc czemu nie uwaierzyć że JEST MOC :)) – to też wspiera przekraczanie 🙂
Tak dokładnie, podpisuję się pod tym 🙂
Interesująco, ze poruszyłeś temat złości/gniewu. Jest on niezbędny, żeby dokonać energetycznej zmiany. Niemniej, często w ścieżkach duchowych jest „kastrowany” ze spektrum czucia, jako cos niepożądanego. Powoduje to wtedy brak zmiany, a nawet energii. Kluczem jest konstruktywne jej ukierunkowanie, ale przy wielu impulsach, szczególnie jak pandemia, bywa to niezmiernei trudne, nawet na poziomie indywidualnym.
Autor w swojej analizie pomija bardzo istotny aspekt – każdy mem ma swoją patologiczną i pozytywną odsłonę. W przypadku memu zielonego niezwykle mocno na świecie rysuje się coś co Wilber nazywa „aperspectival madness”. W książce „Trump and post-truth world” mówi wręcz, ze jego zdaniem zielony mem stał się na tyle patologiczny, ze konieczny jest „krok wstecz” stąd globalny powrót do pomarańczowego-niebieskiego aby wykonać ten konieczny krok ewolucji w zdrowy sposób. Mi tez nie wydaje się aby obecnie „wyznawany” zielony mem „zawarł” poprzednie i odrobił lekcję pokory. Obawiam się, ze wcale nie obserwujemy pozytywnego zielonego postępu a raczej kopiowanie zielonej patologii z zachodu, charakteryzującej się właśnie „aperspectival madness” i kilkoma innymi paradoksami.
W artykule nie ma idealizacji żadnego z poziomów na zasadzie „Tak powinno być” lub złe/dobre. Nie jest to jego celem. Są przedstawione charakterystyczne elementy danego poziomu i na tej podstawie próba interpretacji zjawiska.
Tak każdy poziom ma tzw swój cień. I tak przekleństwem zielonego jest pluralizm bez decyzji. Dlatego wspominam w tekście inne poziomy, jak żółty, czy nawet turkusowy, aby ukazać złożoność sytuacji, szczególnie w perspektywie MY a nie JA.
Co do „powrotów”, czy cofania się perspektyw, czy w przypadku WIlbera wydaje się to normalne w dziejach cywilizacji. Szczególnie w czasie, kiedy pojawia się duża zmienność i nieprzewidywalność a tym samym utrata poczucia bezpieczeństwa. Powrót to tego co może ciasne, ale znane.
Nie do tego co „ciasne i znane” a do tego czego nie zrozumieliśmy i nie zintegrowalismy (include) w szczególności nauk płynących z poziomów niebieskiego i pomarańczowego, zanim zachłyśniemy się pluralizmem i światocentryczością – bo tak tylko pogłębimy ich obecną patologię.
„R” przy wzroście stresu i presji świadomość automatycznie się kurczy (często) obojętne czy coś masz zintegrowane czy nie możesz powrócić do starych nawyków/instynktów. Sam umysł nie wystarczy do opanowania sytuacji.