Jak znaleźć klucz do zdrowia? Gdzie go szukać? Od czego zacząć? Od odpowiedniej diety, aktywności fizycznej, intelektualnej, a może od dbałości o ciało lub jeszcze lepiej – psychikę? Owszem, każdy z tych obszarów jest istotny. Można skomponować z nich całkiem obiecującą listę “must to do”, która uwikła nas w działanie, realizowanie i odhaczanie kolejnych punktów. Jednak w ten sposób nie znajdziemy recepty na zdrowie.
Możemy czuć się spełnieni jako istoty ludzkie tylko wtedy,
gdy nasze życie jest zakorzenione w naszym ciele,
naszej zwierzęcej naturze i w Ziemi.
/Alexander Lowen/
A gdyby tak spojrzeć na zdrowie z nieco innej strony, tzn. zatrzymać się przy stwierdzeniu Alexandra Lowena, który napisał kiedyś, że kluczem do zdrowia jest życie pełnią ciała? Czy jest to dla nas do przyjęcia?
Zacznijmy od odpowiedzenia sobie na pytania:
-
Czy chwila bieżąca jest dla mnie ważna, ważniejsza niż przeszłość i przyszłość? Czy potrafię nią żyć?
-
Czy czucie ma dla mnie większą wartość niż działanie, które stawia na piedestale nasze społeczeństwo?
-
Czy potrafię – lub czy w ogóle chcę – doświadczać wszystkich emocji, czyli de facto odczuwać je poprzez ciało? Czy mam gotowość powiedzenia “tak” swoim cielesnym doznaniom? Nawet jeśli ich nie rozumiem i obawiam się ich?
Przyjrzyjmy się teraz w czym tkwi magia tego słynnego “tu i teraz”, odmienianego przez wszystkie przypadki. Ta fraza, bardzo chętnie utożsamiana z zen, mówi nam tak naprawdę niewiele, jeśli nie odpowiemy sobie szczerze czy przeszłość i przyszłość mają dla nas znaczenie? Jeśli tak, to jakie? Jeśli nie, to dlaczego? Jak postrzegamy, jak doświadczamy w ciele, to “tu i teraz”?
Warto w ramach ćwiczenia zobaczyć, jakby to było żyć nie czekając na ważne spotkanie, decydującą rozmowę, rozstrzygające wiele spraw wyniki badań. Jakby to było nie obracać się wstecz, nie pytać po raz setny “dlaczego tak było?, a co by było gdyby?”, tylko mówić “tak” temu, co jest. Już jest. Może wtedy udałoby się – choć czasami – doświadczyć, że w tym wyświechtanym “tu i teraz” jest i to, co nasz umysł odbiera jako przeszłość i przyszłość.
Kolejny krok, to uświadomienie sobie poprzez to ćwiczenie, że nasze ciało jest obecne zawsze w teraz. Gdyby nie umysł, nie byłoby dla niego odczuwania bólu przeszłych wydarzeń, ani niepokoju o przyszłość. To umysł – jak winda – wiezie nas to tu, to tam: raz w przeszłość, raz w przyszłość. Ciało za tym podażą, szczególnie, kiedy tracimy uważność. Wówczas ciało reaguje na cały kompleks myśli, które kreują wrażenie, że “coś było” oraz że “coś będzie”. Robi to tak skutecznie, że “zapominamy” czuć się w tej konkretnej, bieżącej chwili. “Czuć się” czyli uświadamiać sobie doznania zarówno z zewnątrz ciała, jak i z wnętrza ciała.
Czy w takim razie wyłączenie umysłu jest sposobem na zdrowie, na dobrostan? Czy zablokowanie myślenia pozwala nam dotknąć bieżącej chwili? Niekoniecznie. Pamiętajmy bowiem, że funkcją umysłu jest myślenie – jest to oczywiście uproszczenie skomplikowanego procesu neurobiologicznego. Umysł “musi” myśleć, jest na to “zaprogramowany”. Blokując myśli, blokujemy przepływ życia, a nie o to nam chodzi, kiedy szukamy klucza do zdrowia.
O co więc chodzi?
Spróbujmy puścić kontrolę nad myślami, niech płyną: przychodzą i odchodzą. Jedyne co mamy robić, to tylko ich nie rozwijać. To “jedynie” bywa trudne, ale warto wejść w ten trening. Jeśli z jednej myśli nie utworzymy zdania, a potem całej opowieści, jeśli w ten sposób nie popłynie narracja o traumie z przeszłości i ekscytacji lub niepokoju o przyszłość, to przez nasze ciało nie popłynie cała gama emocji, które odciągają nas od tego upragnionego “tu i teraz”. Wówczas doświadczymy tego, co jest.
I tutaj ważna sprawa – być może dopiero w takim ćwiczeniu odczujemy, jak wiele jest w nas niepokoju, napięcia, emocji, które generują cierpienie. Być może wtedy uświadomimy sobie, że klucz do zdrowia leży w trenowaniu się w doświadczaniu chwili obecnej. To bywa trudne, i tutaj warto skorzystać czasami ze wsparcia innej osoby, która jest na tyle stabilna i bardziej zakorzeniona poprzez ciało w teraźniejszość, że w jej obecności przejdziemy te trudne emocje, które zalewają ciało. Mam tutaj także na myśli wsparcie terapeutyczne.
W jakim celu?
Po to, by te emocje, doznania cielesne, uporządkować, zrozumieć, a czasami przynajmniej oswoić. Nie chodzi tutaj o wymazywanie wspomnień, usuwanie ran, bo my jesteśmy już tym wszystkim. Ciało wymaga dosłownie uszanowania, przyjęcia z godnością tego, co jest naszym udziałem. Z godnością, czyli nie oddzielania się do historii naszych cierpień.
Warto podjąć ryzyko zobaczenia, że czucie tego, co niesie chwila po chwili, daje zdecydowanie większą satysfakcję niż uciekanie w myślenie. Owszem bywa trudno, bo i chwile bywają różne, choć z czasem – kiedy obecność jest stabilna i mocna – cierpienie w chwili bieżącej też ma inny smak: mniej cierpki. Tak to chyba można określić.
Kiedy przyjmiemy i doświadczymy, że emocje są bardzo cielesnymi doznaniami, nie tylko z punktu widzenia psychologii, ale także neurobiologii, wtedy zrozumiemy, że każda emocje – czy to przyjemna, czy to trudna – ma pewien “cykl życia”. Oznacza to, że musi wybrzmieć w nas do końca, musimy ją – mniej lub bardziej świadomie – doświadczyć cieleśnie. W innym przypadku dopisze się do listy tych wypartych, zepchniętych, ulokowanych w kolejnej blokadzie w ciele, czy wzmacniających napięcia z przeszłości.
Jednak to tego, aby być na to gotowym, konieczny jest kontakt z ciałem. Oznacza to także pracę z chronicznymi napięciami, które są zaporami, które mają na celu uchronienie nas przed bólem. Tylko, że wiele tych “bóli” jesteśmy już w stanie znieść z poziomu dorosłego. Owszem, dziecko kiedyś, jak i nasze “wewnętrzne dziecko” (rozumiane jako suma doświadczeń pozytywnych, jak i negatywnych z przeszłości), nie jest w stanie tego udźwignąć. Jednak rozwój osobisty, a więc i szukanie tego, co Lowen nazywa kluczem do zdrowia, to także zakorzenianie się w naszym ciele. To przyjęcie tego, że cykl życia, zdrowie-choroba, radość-ból, jest czymś wpisanym w naturę. I nasze ciało.