Fizyka kwantowa, podobnie jak medytacja, jest odmieniana w popkulturze przez wszystkie przypadki. Słyszałam już o rezygnacji z psychoterapii na rzecz terapii kwantowej, gdyż ona – i tutaj cytuję – „zapewnia skok kwantowy”, a „terapia jakoś się wlecz”. Znam osoby, które praktykują tzw. medytację kwantową i oczywiście takie, którzy w życiu nie zdecydowałyby się w razie choroby nowotworowej na chemioterapię, bo “przecież jest medycyna kwantowa”. Jeśli podobnie jak ja czujecie niepokój na kontakt z czymkolwiek “kwantowym”, to uspokajam Was: kolejna już książka Carlo Rovelli “Helgoland. Znaczenie kwantowej rewolucji”, z której cytat otwiera ten wpis, nie jest z “tej półki”.
… świat w większym stopniu jest utkany
z relacji i oddziaływań niż z obiektów.
/Carlo Rovelli/
Rovelli zajmuje się fizyką teoretyczną i jest znany w naukowym środowisku jako jeden z twórców pętlowej grawitacji kwantowej. Interesuje się także historią i filozofią nauki, co w książce wyraźnie można zauważyć. “Helgoland” przede wszystkim tłumaczy dlaczego fizyka kwantowa jest tak trudna do zrozumienia, ale nie wyjaśnia, jak należy ją rozumieć. To nie kolejny “podręcznik fizyki dla humanistów”, ale udana próba popularyzowania fizyki kwantowej. Daje przedsmak teorii, która oferuje nam nowe możliwości rozumienia rzeczywistości, a ta – jako że jest bardzo złożona – nie mieści się w ramach materialistycznego obrazu zakładającego istnienie cząstek w przestrzeni.
Książka dostępna jest w fundacyjnej księgarni www.madrosc.pl
W książce autor podkreśla, że nauka polega na sprawdzaniu kolejnych “ludzkich” wyobrażeń na temat rzeczywistości i wymaga umiejętności – oraz odwagi – bycia w niepewności i poddawania w wątpliwość tego, co wymyślono do tej pory. Tej postawy otwartości, ale też umiejętności bycia w stanie “nie wiem”, bardzo nam obecnie potrzeba. A jednocześnie tempo życia, intensywność zmian społecznych, politycznych i ekonomicznych generują w nas potrzebę oparcia się na czymś solidnym, stałym, niezmiennym. Rovelli pokazuje jak bardzo jest to złudne i jak bardzo ograniczające byłoby dla nauki, gdyby naukowcy potraktowali zasadę czy potrzebę stałości poważnie.
Autor rozdział po rozdziale, a nie jest to bardzo obszerna książka (200 stron bez przypisów), pokazuje, że nawet jeśli nie rozumiemy do końca teorii kwantowej, to nie jest to problemem. Ważne, że już podstawowa znajomość jej zasad otwiera przestrzeń na takie pytania jak:
-
kto jest podmiotem, który zdobywa wiedzę i przechowuje informację?
-
jaki charakter ma ta informacja?
-
kto jest podmiotem dokonującym informacji?
-
czy obserwator jest wyłączony spod działania praw przyrody czy jednak im podlega?
Te pytania sprowadzają się w sumie do dwóch najbardziej kluczowych, także dla mnie z perspektyw zen, a mianowicie: “co to jest obserwacja oraz kim jest obserwator?”.
Jak pisze autor, pracując z tymi pytaniami, “dochodzimy w końcu do głównego pojęcia tej książki, a mianowicie do RELACJI”. Według Rovelli “sednem fizyki kwantowej jest odkrycie, że własności dowolnego obiektu są niczym innym, jak tylko sposobem, w jaki wpływa on na inne ciała“ i kolejna, chyba najbardziej istotna rzecz: “obiekt istnieje jedynie za sprawą swoich oddziaływań.” Z perspektywy zen (jeśli taka w ogóle istnieje) można by to ująć następująco: poza tymi oddziaływaniami nie ma nic, co istniałoby samo z siebie.
Książka dostępna jest w fundacyjnej księgarni www.madrosc.pl
Mnie osobiście praktyka zen także podprowadziła do doświadczenia relacji, rozumianej jako istnienie/tworzenie się w kontakcie, jako tworzenie się/powstawanie/wyłanianie w zależności od tego, co się wydarza, do uświadomienia sobie, że poza tą relacją – będącą współtworzeniem i interakcją – nie ma nic. Być może czujecie już jak blisko tutaj do Sutry Serca, której słynny wers “Forma jest Pustką, Pustka jest Formą” tak wielu z nas uwodzi swoją tajemniczością.
Jeśli zatrzymamy się na chwilę przy naszych ludzkich sprawach i relacjach, to szczególnej wagi nabiera kolejne stwierdzenie autora: “Czy to możliwe, że coś jest częścią rzeczywistości z twojego punktu widzenia, a nie jest nią z mojej perspektywy? Uważam, że teoria kwantowa prowadzi do wniosku, że odpowiedź na to pytanie brzmi: Tak. Fakty będące częścią rzeczywistości względem jednego obiektu nie muszą być prawdziwe w odniesieniu do innego.” Czy to nie przynosi ulgi w naszej nieraz mozolnej próbie budowania związku, relacji, rodziny?
Zanurzenie się w fizyce kwantowej, która nie ma absolutnie nic wspólnego z ezoterycznymi próbami “zawłaszczenia” jej koncepcji, pozwala poczuć, że nasza rzeczywistość, świat, w którym żyjemy jest po prostu siecią relacji. Dużo tutaj subtelności, brak stałości, a rzeczywistość jest tkana na bieżąco chwila po chwili. I wtedy to zenowe JEST nabiera innego charakteru: jest To, tylko To, tylko Teraz, ale nie jesteśmy w stanie tego uchwycić, bo jako podmiot także nie istniejemy, jesteśmy non stop nie tyle w interakcji, ile jesteśmy efektem interakcji, ciągłą interakcją.
Nazywanie tego, próba ujęcia w słowa, jest o tyle zabawna i skazana na niepowodzenie, że język jest wytworem tego Ja, które jest z kolei efektem myślenia. Schrodinger opisał to następująco: “lepiej uznać cząstki nie za permanentny byt, lecz chwilowe zdarzenie. Czasami zdarzenia te tworzą łańcuchy dające złudzenie bytów permanentnych, ale tylko w szczególnych okolicznościach i tylko w skrajnie krótkim czasie w każdym konkretnym przypadku.” Z kolei Rovelli pięknie o tym pisze w ten sposób: “Rzeczywistość rozpada się na sieć różnych punktów widzenia, które nie pozwalają na powstanie jednolitego, całościowego obrazu świata. Mamy więc świat różnych perspektyw i zjawisk, a nie obiektów o określonych własnościach i jednoznacznych faktów. Własności nie są częścią obiektów, ale stanowią mosty przerzucone między nimi. Obiekty są takie, a nie inne wyłącznie w odniesieniu do innych obiektów, są węzłami w miejscach, w których spotykają się mosty. Świat jest grą perspektyw. Przypomina lustra, które istnieją tylko jako odbicia w innych zwierciadłach.”
Autor pisze, że w codzienności nie jesteśmy w stanie doświadczyć tej struktury rzeczywistości, gdyż interferencja kwantowa ginie w makro – szumie świata. Dopiero po odseparowaniu od siebie badanych obiektów możemy w wyniku precyzyjnych obserwacji odkryć to. Być może blisko temu do doświadczenia zazen, kiedy “odseparowujemy” nasze myśli, “wpuszczamy” tam trochę przestrzeni, po to, aby zwolnił się nieco proces ich powstawania. Wtedy jest okazja, aby zniknęło poczucie czasu (to zenowe “tu i teraz” to też przecież tylko koncepcja), a wszystko może zacząć jawić się z nieco innej perspektywy, a właściwie spoza jakiejkolwiek opisywanej słowami perspektywy. Jednocześnie nie ma tego, komu to się jawi, bo znikają interakcje, relacje pomiędzy czymkolwiek.
Bardzo ważny był dla mnie jeden z rozdziałów, a mianowicie “Bez podstaw? Nagardżuna”, w którym Rovelli odwołuje się do Nagardżuny (II w.n.e,) , a dokładniej do jego dzieła Mula-madhjamaka-karika, będącego jednym z ważniejszych pism filozofii buddyjskiej. Jeśli uświadomimy sobie, że wszystko jest umowne, że nie ma niczego, co istniałoby samo w sobie, czyli że np. ja nie mogę być kobietą, kiedy nie ma umowy do tego, kto jest mężczyzną, że jestem matką, bo jest dziecko, że podziwiam nie tyle szczyt, co po prostu widzę góry, a fakt, że rozróżniam łańcuch górski, który składa się ze szczytów jest “wynalazkiem” człowieka. Podobnie drapieżnik nie czuje się drapieżcą, on po prostu, aby przeżyć, poluje na inne zwierzęta. Wszystkie te określenia, pojęcia są efektem współbycia, relacji.
Spojrzenie przez taką soczewkę na świat jest trudne, czasami bolesne, bo zostajemy bez punktów podparcia, tracimy podstawową substancję, z której zbudowany jest świat. A przecież szukanie tego kluczowego “czegoś” stanowiło podstawę rozwoju filozofii. To filozofowie “ratowali” nas przed nicością. Czy to był koncept Boga, ducha, atomu czy buddyjska pustka jest już mniej istotne.
Jako ludzie potrzebowaliśmy i potrzebujemy w większości czegoś, czego można by się trzymać. Nawet jeśli doświadczymy w swoje praktyce, że to złudzenie, to umysł z przyzwyczajenia, a może raczej z trwałego uwarunkowania, szczególnie podczas życiowych kryzysów, wraca do wąskiego postrzegania rzeczywistości i szuka tej podstawy wszystkiego. Stąd praktyka zazen nie jest czymś od-do, ale jest procesem, jest wpisana w życie. Przecież, jak przeczytamy w “Helgolandzie”: “JA nie jest niczym innym, jak ogromnym zbiorem wzajemnie połączonych zjawisk, które tworzą moje JA, a każde z nich od czegoś zależy.”
Książka dostępna jest w fundacyjnej księgarni www.madrosc.pl
Wspomniany Nagardżuna poszedł krok dalej i na pytanie “czy jedyną rzeczywistością jest pustka?” odpowiedział, że nie, że także pustka nie istnieje, że jest ona konwencją. Rovelli z zachwytem zauważa, że filozof z II w. n.e. zostawił współczesnym fizykom niezwykłe narzędzie do rozważań nad relacyjnością świata kwantowego, podpowiada, że możliwe jest rozmawianie o rzeczywistości, a nawet doświadczanie rzeczywistości, bez sięgania po “coś podstawowego”, po figurę Absolutu.
Tak więc, jak napisał Shakespeare w “Burzy”
…rozpogódź czoło.
Nasza zabawa skończona. Aktorzy
Byli duchami, zgodnie z zapowiedzią,
I rozpłynęli się w zwiewnym powietrzu.
Jesteśmy surowcem,
Z którego sny się wyrabia, a życie
To chwila jawy między dwoma snami.
__________
Jeśli ten wpis Cię zainteresował czy zainspirował, wesprzyj naszą redakcję.