Za nami trzeci tydzień kwarantanny i to całkiem dobry moment, aby dopuścić w końcu myśl, że już wkrótce może nam minąć chęć delektowania się spokojnymi porankami, czasem na czytanie i tym wszystkim, o czym niby marzyliśmy.
Więc, jak to,
tak odwyknąc nagle
od siebie?
od porządku dnia i nocy?
od przyszłorocznych śniegów?
od rumieńca jabłek?
od żalu za miłością,
której nigdy dosyć?
/W.Szymborska/
Jak już nasycimy się nadrabianiem zaległości kulturalnych, zawodowych, jak doczyścimy wszystko w domu i osiągniemy mistrzostwo w kuchni, to pewnego dnia usiądziemy sam na sam ze sobą i oby prawda o nas nie była zbyt przygniatająca. Szymborska w „Minucie ciszy po Ludwice Wawrzyńskiej” ujęła to doskonale: Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono.
Czy liczymy się z tym, że lada dzień zaczną nas irytować dzieci, które są w edukacji zdalnej, co w Polsce wygląda groteskowo, i oczywiście partnerzy, którzy mniej lub lepiej radzą sobie z lękiem o pieniądze i przyszłość? I w tym wszystkim my: bez możliwości kompensacji typu praca w biurze, wyjazdy służbowe, podróże, plany wakacyjne i wyjścia “na miasto”. Większość z nas lada dzień będzie mierzyła się nie tylko z lękiem o zdrowie, a nawet życie swoje i bliskich, ale także z prawdą o życiu. Nie tyle życiem ogólnie, co naszym własnym.
Wtedy zobaczymy naprawdę jak to jest “być sobą”. I to wcale nie z powodu zamkniętych salonów kosmetycznych i fryzjerskich, jak to teraz widzimy na memach, które tak chętnie sobie rozsyłamy. A jak to będzie, kiedy każdy z nas zacznie być sobą? Może to właśnie wtedy co niektórym z nas świat się skończy? Może taka dawka autentyczności to jednak za dużo?
Kto wie, może mamy teraz dobry, albo najlepszy jaki do tej pory mieliśmy, czas, aby przygotować się na konfrontację z rzeczywistością?
Jak przygotować się do “walki z wirusem” już wiemy – z wiarygodnych źródeł, ale też z wiadomości wysyłanych na zasadzie “łańcuszków” na messengerze czy whatsappie. To już mamy opanowane.
Szkoda tylko, że tak rzadko zwracamy uwagę na sugestie, że poza lękiem przed zakażeniem, stratą bliskiej osoby, pracy, problemami finansowymi, otwiera się przed nami wielka szansa. Tym razem na spotkanie ze sobą. I to przed każdym z nas. Przed naszymi bliskimi także. Jak sobie z tym damy radę? Czy na to także mamy plan? Czy w ogóle można go mieć?
Teraz wszyscy jesteśmy na fali działania i to budujące, że potrafimy jako społeczeństwo tak się zorganizować. Potrafimy też zobaczyć w tej przymusowej izolacji świetną okazję do bycia razem – z rodziną, z dziećmi, ale nie zapominajmy, że w Polsce istnieje także zjawisko przemocy domowej. Czy na to także mamy otwarte oczy, choć może lepiej byłoby napisać “wyczulone uszy”?
Czy zdajemy sobie sprawę, że sąsiadka obok może potrzebować nie świeżego pieczywa czy mleka dla dzieci, ale czegoś więcej? A co z dziećmi, które do tej pory znajdowały schronienie w szkole, a teraz są przez cały dzień w domu, gdzie owszem mają opiekę, ale co z ich bezpieczeństwem emocjonalnym? Jakoś mało się o tym mówi. Dużo z kolei o nadmiarze obowiązków szkolnych, o absurdzie konieczności realizacji planu nauczania.
Czy w tym wszystkim mamy także świadomość, że niektóre dzieci bardziej niż wirusa boją się tego, co dzieje się teraz w domu? Zachwycamy się akcjami wysyłania starszym sąsiadom sygnałów, że gdyby czegoś potrzebowali, to jesteśmy obok, ale czy taki sygnał dostał od nas ktoś inny – sąsiadka, która bywa milcząca i nawet latem chodzi w bluzkach z długim rękawem albo dzieci, które mają jakieś smutne spojrzenia mimo nowego roweru i markowych ciuchów? Czy to nam przyszło do głowy?
Widać teraz doskonale jak duże nadzieje pokładamy w medytacji. Dla części z nas to jak symboliczny plaster na ranę. Aż nasuwa się skojarzenie, że “jak trwoga to do Pana Boga”.
Może to także dobra okazja, żeby zadać sobie pytania: “po co mi to, ta praktyka, medytacja, co chcę osiągnąć? spokój, zdrowie?”.
A jeśli to tak nie działa? A jeśli to nierealne oczekiwania? Jeśli wszystko co dostanę, to wgląd, że mam dość swojego życia, domu, partnera czy partnerki, pracy? I może bardziej optymistycznie: jeśli jedyne, co dostanę, to poczucie, że nic nie jest potem, że jest tylko “tu i teraz”, że zasady według których żyłem tylko mnie asekurowały i miały prowadzić do jakiegoś wymarzonego portu, a życie – to prawdziwe – mnie ominęło, bo ono toczyło się tuż obok, kiedy byłem zajęty planami na przyszłość i budowaniem wizerunku?
Jak mi z tym jest teraz? Ulga czy jednak niepokój? Warto dopuścić do siebie myśl, że nawet jak ominie nas choroba, to dopadnie wiedza o sobie.
Dużo tych pytań, może za dużo, ale przecież nigdy do tej pory nie mieliśmy aż tak wiele czasu, aby sobie je zadać i nie szukać od razu w naszych rozintelektualizowanych głowach odpowiedzi. Teraz można je tam wpuścić i sobie z nimi codziennie chodzić po domu, ścieląc co rano łóżko, sprawdzając wiadomości na temat nowych zakażeń, zadań domowych na Librusie, pogody na najbliższe dni, siadając z nimi na poduszce albo w końcu nie siadając, bo może poczujemy teraz, że praktyka to coś więcej niż przytulny kąt do medytacji.
________________
Informacje na temat terminów warsztatów (świadomość ciała, uważność poprzez ciało) prowadzonych przez Agnieszkę znajdzie TUTAJ