Zmiany klimatu powoli stają się faktem. To już nawet nie hipoteza, jedna z wielu, ale konkretny fakt poparty danymi. Mniej lub bardziej otwarty konflikt pomiędzy osobami, które widzą realność zagrożenia klimatycznego i tymi, którzy podważają te dowody, powoli przechyla szalę na korzyść oceniających sytuację naszej planety realnie.
Owszem, nie wiemy co przyniesie przyszłość w tym obszarze oraz jak zachowa się społeczność międzynarodowa, a także jaka konkretnie będzie reakcja planety. Jednak przedstawiony w tym tygodniu raport – jeden z najsolidniejszych raportów IPCC (Międzynarodowy Zespół ds Klimatu) w tym temacie – nie pozostawia złudzeń, co do wpływu człowieka na klimat. Więcej informacji TUTAJ
W związku z tym, że temat jest mi bliski z racji wykształcenia (studia nauki przyrodnicze i magisterium z wpływu zmian klimatu na rzeźbę terenu), chcę się z wami podzielić doświadczeniem kształtowania się mojego patrzenie na ten kryzys, szczególnie ugruntowującego się przez kilka lat w postawie zen.
Znane mechanizmy obchodzenia się z problemem przez Homo Sapiens
Obawy, lęk i niepokój przed potencjalnym kryzysem klimatycznym niektórych paraliżują, a niektórych pchają do działania, aby coś z tym zrobić. Czasami pojawia się gniew, który dobrze ukierunkowany może stać – i staje się – motorem zmian, działania, protestów. W takiej sytuacji lęk może pełnić funkcję pozytywną – pcha do próby zmiany sytuacji.
Duża część osób pozostaje jednak bierna, spychając temat na obrzeża świadomości lub w ogóle wyłączając go ze swojej perspektywy. A jak wiemy, Homo Sapiens ma nieograniczone umiejętności narracji i nadawania znaczeń, aż do momenty, kiedy poczuje się ustabilizowany w swoich emocjach.
I trzecia, ostatnia grupa, zaprzecza istnieniu takiego faktu, jak zagrożenie klimatyczne, powołując się na autorytety naukowe najczęściej co najmniej “nie głównego nurtu nauki”. Zaprzeczenie (jako pewna forma ucieczki) to ostatni z mechanizmów obronnych; wcześniejsze to oczywiście atak lub zamrożenie.
Co było pierwsze: lęk czy kryzys
W tym miejscu dobrze jest zadać pytanie: czy pierwszy był lęk wywołany kryzysem klimatycznym czy też wcześniej istniała już w nas obawa sama w sobie. Być może aktualna sytuacja to tylko okazja do skanalizowania już istniejącego poczucia lęku. To świetny pretekst, aby mieć możliwość uzasadnienia naszych obaw właśnie poprzez taką myśl czy też przekonanie, że kryzys klimatyczny zaszkodzi nam, ludziom. Być może dla osób, dla których staje się on wręcz paraliżujący, był on tylko przyczynkiem do tego, aby na powierzchnię świadomości wypłynęło coś, co już istniało. Stary lęk, nieuświadomiony do tej pory, zapakowano po prostu w pudełko “lęk o planetę”.
Zapewne bywa różnie, u każdego nieco inaczej. Niemniej warto się temu przyglądnąć, co pozwoli określić – jeśli obawiamy się kryzysu klimatycznego – skąd pochodzi ten impuls.
Jak to zrobić? Cóż, uważność nam w tym pomaga. Mi także. Jak mówił mistrz zen Shinru Suzuki “Zen to wszystko, na co natkniesz się pod stopami”.
Co to oznacza? To, że przy względnie mocnej i stabilnej obecności, będziesz mógł namierzyć skąd pochodzi ta myśl, ten lęk, czyli będąc świadomym, będziesz mógł przeprowadzać małe eksperymenty. To, jak pisze amerykański nauczyciel duchowy Adyashanti, tzw. proces badania, który pozwala zobaczyć jak JEST, a nie jak chcę, żeby było.
Jeśli namierzymy, że myśl “kryzys klimatyczny nam poważnie zaszkodzi” powstała poprzez próbę obniżenia naszego “starego” lęku albo raczej uzasadnienia go, oznaczać to będzie, że istniał on już wcześniej. I zapewne dawał o sobie znać, tyle tylko, że teraz w warunkach większej obecności, może się bardziej wyraźnie zaakcentować.
Co nam pozwoli to zobaczyć? Ano to, że być może warto zająć się tym lękiem, a nie samym kryzysem klimatycznym. Przynajmniej na początku. Biorąc pod uwagę, że mamy już coś takiego jak “lęk ekologiczny”, a Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne już w 2017r informowało o lawinowym wzroście takich obaw, warto poszukiwać umiejętności obchodzenia się z tym problemem, oczywiście nie ignorując tego, dlaczego został wzmocniony – czyli samego faktu zmian klimatu.
Według badania Yale, który przeprowadzone zostało w grudniu 2018 r., 70% Amerykanów „martwi się” zmianami klimatu, 29% „bardzo się martwi”, a 51% z nich czuje, że są „bezradni”. Więcej informacji TUTAJ.
Zmiana perspektywy
Osobiście temat kryzysu klimatycznego także budził mój niepokój. Studiowałem takie przedmioty jak klimatologia, geomorfologia, geologia, dzięki czemu dość dobrze zdawałem sobie sprawę z mechanizmów – przynajmniej tych poznanych – jakie rządzą naszą planetą. Dlatego wszelkie artykuły, które na ten temat czytałem, byłem w stanie rozumieć, a czasem nawet weryfikować. Czy one obniżały mój lęk? Raczej go zwiększały, ponieważ czytałem ze zrozumieniem i zdawałem sobie sprawę, że te zmiany to fakty, a nie lobbing opłacanych ekologów, jak niektórzy sugerują.
Niemniej przyszedł przełom w moim myśleniu, postrzeganiu i doświadczaniu tego trudnego i złożonego tematu. Tą zmianą była myśl: “nie wiem jak naprawdę będzie, więc dlaczego mam się tym zamartwiać?”. Ale po kolei.
Czy wiemy na pewno co się stanie?
Jak wspomniałem na początku, globalne ocieplenie jest faktem, przede wszystkim dlatego, że zmiany zachodzą globalnie. Tak nie było nigdy w ostatnich 2 tysiącach lat. Sa na to bezsprzeczne dowody, chociażby dzięki temu, że potrafimy mierzyć temperaturę w różnych miejscach na świecie i przesyłać dane przez internet oraz “zapakować” je do jednej bazy danych. Więcej informacji TUTAJ.
Chcę was jednak zaprosić na mały “spacer”, pokazujący, że mimo faktów i tych zmian, które obserwujemy, tak naprawdę nadal nie wiemy, jaki będzie wynik końcowy, a może nawet pośredni tych zmian. Patrząc jednak na historię naszej ziemi – i to tę relatywnie niedawną – zapewne mało osób zdaje sobie sprawę lub pamięta ze szkoły, że epoka lodowcowa (i nie chodzi o film ;-)) skończyła się niecałe 12 tysięcy lat temu i że dopiero wtedy lodowce zaczęły się wycofywać z obszary Mazur czy Pomorza.
To w sumie dość niedawno w skali geologicznej, ale oczywiście nie z perspektywy naszego krótkiego życia. Jeszcze wcześniej, około 730-430 tysięcy lat temu, mieliśmy tzw. zlodowacenie południowopolskie, czyli 200 m lodu we Wrocławiu, Krakowie i trochę mniej nawet w Kotlinie Jeleniogórskiej.
Dlaczego o tym piszę? Z kilku powodów.
Po pierwsze dlatego, że żyjemy w okresie tzw. holocenu, czyli de facto okresem między zlodowaceniami. To MIĘDZY jest bardzo ważne i oznacza, że warunki do powstania kolejnego nie wygasły i może się ono zdarzyć! Naprawdę? Cóż jeszcze 20-30 lat temu pojawiało się sporo takich artykułów, że epoka lodowcowa jest tuż za drzwiami.
Po drugie, aby pokazać, że w sumie kiedyś było np. u nas w Polsce, Europie nieco inaczej i tak naprawdę z perspektywy ostatnich kilkuset tysięcy lat, to ten czas w Europie, gdzie można mieszkać, jest bardzo wyjątkowy. W zasadzie można powiedzieć, że niemal przypadkowy.
Po trzecie, aby naświetlić pytanie, które za mną chodziło: “a co się stanie, jeśli jednocześnie będzie zlodowacenie lub nawet małe zlodowacenie, ale i ocieplenie (gazy cieplarniane)? co jeśli podgrzejemy planetę o 2 stopnie, a jednocześnie spadnie temperatura o 1,5 stopnia, jak w Małej Epoce Lodowcowej (skończyła się zaledwie 200 lat temu), która przez kilkaset lat utrudniała życie w Europie? A np. w Szkocji spowodowała nawet okresy głodu, bo możliwość zbioru pszenicy obniżyła się o 200-300 m, a wiadomo, że to górzysty kraj.
Jak się okazało, nie byłem osamotniony moim pytaniem, a ostatnio nawet czytałem o jednym z profesorów (niestety źródło mi umknęło), który na poważnie zajmuje się tą hipotezą. Z kolei jeden z astrofizyków brytyjskich mówi, że następne 20 lat będzie dużo chłodniejsze ze względu na aktywność Słońca i podaje na to konkretne dowody. Więcej informacji TUTAJ.
Na deser dodam, że wielu z klimatologów i oceanografów z niepokojem patrzy na Prąd Zatokowy, który ociepla Europę. To dzięki niemu jest w ogóle możliwe istnienie cywilizacji na naszym kontynencie. Przykładowo: w takim Tromso w Norwegii temperatura w lecie średnia to około 13 stopnia, a jeśli prąd przestanie płynąć, to ochłodzi to miejsce uwaga… mniej więcej o 11 stopni – to rekord świata rozbieżności temperatury w stosunku do położenia, czyli będzie w lecie 2-3 stopnie. Wtedy żegnajcie tanie loty do Tromso i zwiedzanie Lofotów; to będzie wielkie lodowisko.
Badania już potwierdzają zmniejszenie prądu zatokowego o 20%, a ostatnio jeden z naukowców, powołując się na własne badania, twierdzi, że może się on w ogóle WYŁACZYĆ! I to nie są przypuszczenia, ale rzeczywiste obawy na podstawie interpretacji wybranych danych. Wówczas jednoznacznie oznaczałoby to migrację Norwegów na południe. Do Polski? Więcej informacji TUTAJ.
Jeśli tu dotarłeś, to gratuluję i dziękuję. Chciałem nadać kontekst mojemu myśleniu związanemu z istniejącymi faktami, ale też doświadczeniem w praktyce medytacji zen.
Konkluzja jest taka: nie wiemy, jak będzie, zmiennych jest bardzo dużo, a dwie przeciwstawne koncepcje mogą nastąpić jednocześnie. Może nawet globalne ocieplenie pomoże w tym, aby zniwelować obniżenie temperatury przez następną epokę lodowcową, albo przynajmniej mini epokę? A co z tym prądem?
Postawa NIE WIEM
Ilość informacji doprowadza często do “przegrzania” umysłu i zbliża jednocześnie do postawy “nie wiem jak będzie”. Jednak to musi być świadoma postawa, gdyż to NIE WIEM nie oznacza bierności, ale aktywną postawę “nie wiem jak jest, ale fakty są takie, że jest problem, więc na swoim poziomie powinienem się nim zająć (odpowiedzialność)”.
Jak mówi Alexander Poraj-Żakiej, im dłużej praktykujesz tym masz mniejszą potrzebę zadawania pytań, a przynajmniej zadajesz właściwsze. Rodzi się więc w tobie częściej postawa NIE WIEM. I to bez potrzeby popadania umysłu w mętlik poprzez tworzenie zadania algebraicznego
x+y-z=k, gdzie
x – zmiany klimatyczne wywołane przez człowieka
y – następne ochłodzenie
z – wyłączenie prądu zatokowego (nie przeze mnie)
k – nie wiadomo co, daj sobie spokój i idź posiedzieć, może będziesz zadawał mnie pytań, pytania będą bardziej w punkt.
Poza tym, może w końcu będziesz w stanie odróżnić, na co masz wpływ, a na co nie. I to już może znacznie obniżyć twój lęk i zaczniesz w końcu działać, np. uważniej segregując śmieci, albo zaangażowując się w tematy ekologiczne – nawet lokalnie.
Czy w związku z tym działać, nie działać? Jak najbardziej, każda zmiana odbywa się od pierwszego kroku (Ghandi). A nawet gdyby nie miało to wpływu, to będzie bardziej zielono, czysto, przyjaźnie. A jak powszechnie wiadomo, jedyną rzeczą, która na stale poprawia zadowolenie z życia (znowu badanie, nie pamiętam kogo) to zamieszkanie w pobliżu lasu….
Podsumowanie postawy zen
Postawa zen to temat rzeka, niemniej można ją określić, jako szereg czynników w zachowaniach pojawiających się podczas treningu. Najczęściej dłuższego. Niemniej takie zmiany mogą, a nie muszą się pojawić, a niektórzy mają je od zawsze 😉
To, co mi pomogło, albo to, co się zmieniło i pomogło mi w podejściu do tematu kryzysu klimatycznego to:
– poszerzenie obecności (świadomość), które spowodowało “pomieszczenie” tego lęku, a nie łatwe pójście w jedno z trzech wymienionych zachowań (wyparcie, atak, obrona)
– poszerzenie kontekstu (współzależność) – dopuszczenie wielu innych perspektyw widzenia rzeczywistości, które wcześniej nie mogły się “przebić”, ze względu na szybsze pójście w koncepcje, zamiast pozostanie przy tym, co jest
-dłuższe pobycie w tym co jest (wgląd) – pozwoliło na zobaczenie co się kryje za lękiem, jakie pierwotne przekonanie, np. co stracę jak będzie kryzys, kto będzie zagrożony: ja czy bardziej moja rodzina
– odróżnienie tego, na co mam wpływ, a na co nie (potencjał). Dzięki dłuższej praktyce (kilka lat) pojawiła się ta zdolność. Głównie dlatego, że kiedy umysł staje się czysty, bez nawykowych ruminacji, pojawianie się nowej myśli ma szersze pole do jej przyjęcia i przyglądania się skąd pochodzi i czy MAM NA TO WPŁYW TU I TERAZ.
_____
Inspirujące książki w temacie globalnych zmian związanych z katastrofą klimatyczną, jak i zmianami, które wywołała pandemia znajdziecie m.in. TUTAJ i TUTAJ.