Czy złapaliście się kiedyś na przekonaniu, że jeśli tylko opanujecie jakieś sekretne techniki, najlepiej ludzi, którzy wstają codziennie o 4 rano, to wasze życie stanie się dużo lepsze? Czyli wszystko będzie się perfekcyjnie układać zawodowo i rodzinnie, a wy będziecie w stanie niebiańskiego spokoju, z gracją Usaina Bolta przebiegając przez mety kolejnych wyścigów, do jakich wystawiło was życie. Tak przynajmniej twierdzi większość poradników dotyczących tego jak zarządzać swoim czasem czyli na przykład “7 powodów dla których jeszcze nie zostałeś prezesem megakorporacji a Tim Cook został’ albo “10 powodów dla których Oprah osiągnęła wszystko co chciała”.
Wiem, to trochę wyświechtane porównanie, ale książka Olivera Burkeman-a “Cztery tysiące tygodni” jest trochę jak czerwona pigułka wiadomo skąd. Paradoksalnie, jeśli tylko ją uważnie przeczytacie zamiast połykać 😉 , to uwolnicie się od złudnego przekonania, że coś z wami jest nie tak, ale że już za chwilę uda wam się nad tym wszystkim zapanować i będziecie żyć życiem, o jakim od dawna marzyliście, że “zegar wprawdzie nie przestanie tykać ale nie będziemy słyszeć jego tykania”.
No nie uda się. Jedyne co osiągniecie, to przyspieszenie biegu taśmy z której spadają do was nowe zadania i problemy do rozwiązania, bo tak został zaprojektowany system w którym żyjemy. Na przykład, jeśli postanowicie sprawnie i szybko odpowiadać na wszystkie maile, to zostaniecie uznani za wartościowego ich adresata i będziecie otrzymywać ich coraz więcej… No ale po kolei.
Książka jest dostępna TUTAJ.
Nasze obecne podejście do czasu to spuścizna po epoce rewolucji przemysłowej. Dobrze ilustruje to sposób myślenia Ambrose Crowleya, magnata stalowego, który listownie nałożył na swoich pracowników kary pieniężne: “Różne osoby dopuściły się wobec mnie strasznych oszustw, w tym palenia, śpiewania, czytania wiadomości prasowych, i wszelkich czynności niezwiązanych z działalnością mojej firmy….” Innymi słowy w myśleniu Crowleya pracownicy kradli mu pojemniki z czasem, jakkolwiek absurdalnie by to nie brzmiało. I ten schemat jest boleśnie widoczny do dnia dzisiejszego, szczególnie w takich zawodach jak chociażby prawnik, gdzie “godzina rozliczeniowa” jest w zasadzie jedynym standardem jakości interakcji międzyludzkiej i przyczyną, dla której tak wielu ludzi w tym zawodzie nie odnajduje szczęścia.
Powody, dla których decydujemy się na bieganie w tym zaprojektowanym przez dziewiętnastowiecznych kapitalistów “chomiczym kółku”, bywają różne. Częstym motywem jest lęk przed stawieniem czoła rzeczywistości i faktowi, że niektórych oczekiwań nie będziemy w stanie zaspokoić, że coś nas ominie i że być może trzeba dokonać jakichś istotnych zmian w naszym życiu. Bywa też, że jest to – jakże uniwersalny – lęk przed śmiercią i chorobą. Oszukując się w ten sposób nie musimy wybierać, a trudna prawda jest taka, że nie zdążymy zrealizować wszystkich naszych planów i marzeń.
Nasze wybory nieodwracalnie kierują nas na życie, którym żyjemy i oddalają od niezliczonych alternatywnych żyć, które nigdy nie będą nam dane. I niektórzy z nas potrzebują znaleźć w sobie odwagę, aby powiedzieć sobie, że jeśli już dokonałem lub dokonałam tego wyboru, to nie ma miejsca na udawanie przed samym sobą, że czeka mnie być może coś innego, jeśli tylko będę wystarczająco wydajnie zarządzać swoim czasem i wepchnę piąty, dziesiąty i dwudziesty projekt do swojego kalendarza.
Problem dokonywania wyborów świetnie ilustruje ten zamieszczony w książce cytat z Henri Bergsona:
“Ludzie niezmiennie preferują bezdecyzyjność ponad związanie się z jedną ścieżką życiową, ponieważ przyszłość, którą dowolnie rozporządzamy, przedstawia się nam jednocześnie pod wieloma postaciami, zarówno promiennymi, zarówno możliwymi”
Postaci z naszej wyobraźni np. nasi nowi partnerzy, mają wyłącznie najlepsze cechy, często sprzeczne ze sobą, bo widzimy je jako rozłączne i niezależne od siebie. Cytując autora książki “zadziwiające, że nie szukamy osoby, która ma jednocześnie 150 cm i 180 cm wzrostu” a jednak szukamy kogoś, kto będzie jednocześnie ekscytujący i będzie stanowił niezawodne oparcie w trudnych sytuacjach życiowych.
Książka jest dostępna TUTAJ.
Oliver Burkeman skupia się też na zagadnieniach prokrastynacji (nie lubię tego słowa) czy też perfekcjonizmu, które czasami maskują głębsze powody, dla których coś robimy lub czegoś nie robimy. Czy znacie to uczucie, które towarzyszy wam przy podejmowaniu pracy nad ważnymi i skomplikowanymi tematami? Znajdujecie tysiące sposobów, aby zająć się tymi najmniej ważnymi, ale sprawiającymi wrażenie pilnych. Odkładacie więc na później ważne tematy, ponieważ macie niejasne przeczucie, że najlepiej się nimi zająć, kiedy już będziecie mieli “spokojną głowę” i załatwicie wszystkie te drobne i upierdliwe. To jeszcze jeden aspekt przekonania, że ze wszystkim można zdążyć, a właśnie brak selekcji i uleganie tej pokusie powoduje, że często poświęcamy czas na rzeczy trzeciorzędne, nie potrafiąc w odpowiednim momencie powiedzieć “nie”.
Czym w istocie rzeczy jest perfekcjonizm? Dlaczego wybitny perski architekt z miasta Shiraz zaprojektował najwspanialszy meczet na świecie i nigdy go nie wybudował? Dlaczego wybitny pisarz Franz Kafka nigdy nie ożenił się z kobietą którą kochał? Czemu tak trudno rzeczywistości sprostać standardom naszej wyobraźni?
Inne ciekawe pytanie na jakie natraficie w tej książce, to: co tracimy poddając się kulturze wygody budowanej przez miękką niczym kokon wszechobecną technologię, czy aby na pewno obietnica uwolnienia nas od żmudnych codziennych czynności i zwrócenia nam czasu potrzebnego na ich wykonanie jest spełniana, co oznacza dla nas “internetowa gospodarka uwagi” w kontekście ograniczonego czasu jaki mamy do dyspozycji, czy aby na pewno priorytetyzacja wyświetlania, zaszyta w różnego rodzaju algorytmach, kieruje naszą uwagę na informacje dla nas pożyteczne? I czy sformułowanie, że “coś rozprasza naszą uwagę” jest poprawne? A może to my sami ją rozpraszamy, aby uciec od jakiegoś niewygodnego w danym momencie uczucia?
Poza tymi niewątpliwie ciekawymi pytaniami znalazłem wreszcie naukowe uzasadnienie dla czegoś, co jak sądziłem, jest wadą mojego charakteru. Tak przynajmniej wynikało z niezliczonych nieporozumień z moją żoną, która widocznie znała już wcześniej prawo Hofstadtera, które brzmi mniej więcej tak:
“Każde zadanie które planujemy zajmie więcej czasu niż oczekujemy nawet po wzięciu poprawki na prawo Hofstadtera”
No i proszę, teraz mogę z czystym sumieniem pławić się w swoim nadmiernym optymizmie przy planowaniu wszelkich przedsięwzięć. Takie jest odwieczne prawo, nic na to nie poradzę 🙂
Książka “Cztery tysiące tygodni” jest wręcz przepełniona bardzo trafnymi obserwacjami na temat naszej skomplikowanej relacji z abstrakcyjnym pojęciem czasu. Nie sposób ich wszystkich przytoczyć (nie psując wam całkiem przyjemności z jej czytania), dość powiedzieć, że prawie każdy odnajdzie w niej schematy, w które popada i które powodują, że jesteśmy w mniejszym kontakcie z tym co jest.
Stali czytelnicy bloga i wykładów Alexandra Poraj-Żakieja odnajdą sporo wątków przez niego poruszanych, choćby motyw cierpliwości jako fundamentalnej cechy potrzebnej do bycia w takimż kontakcie czy też docelowości naszych działań. Mamy bowiem tendencję do przesuwania orientacji naszej perspektywy psychologicznej prawie całkowicie na przyszłość. Nie kochamy więc swojego kota tylko jego kocięta albo kocięta tych kociąt…
Podsumowując, czas pełni dla naszej psychiki rolę siły formującej znaczenie tego, co przeżywamy. Bez świadomości jego ograniczoności (tą drugą możliwość, czyli jego potencjalną nieograniczoność pozostawmy w sferze marzeń magnatów z Doliny Krzemowej) nie potrafilibyśmy dokonywać wartościowych wyborów.
Do tego w gruncie rzeczy namawia nas ta książka, to jest, aby spojrzeć na ten fakt z odwagą i jak na coś, co w zasadzie jest darem dostępnym nielicznym, jeśli nie jedynym, świadomym istotom jakimi są ludzie. Z tym większą ostrożnością warto spojrzeć na religie, które zasadniczo dewaluują wartość doczesności obiecując wieczność w zamian za spełnienie często długiej listy warunków. Jaką wtedy wartość miałaby dla nas ta wieczność?
I z tym pytaniem zostawiam was w nadziei, że w poszukiwaniu odpowiedzi sięgniecie po tą fenomenalną pozycję.
Adam Garbiński – stały czytelnik, któremu w dalszym ciągu nie wszystko jedno
Zawodowo, menedżer liczący cudze pieniądze.
Prywatnie mąż i ojciec, wielbiciel podróży i fotografii.
Dotknięty bieganiem i jogą w stopniu umiarkowanym, z tendencją do stabilizacji.
_________________
Jeśli ten wpis Cię zainteresował czy zainspirował, wesprzyj naszą redakcję.
Książka Olivera Burkemana “Cztery tysiące tygodni” (tytuł oryginału “Four Thousand Weeks, Time Management For Mortals”) dostępna jest w fundacyjnej księgarni TUTAJ .
Wieczność jest zawarta w bezczasowej teraźniejszości.