XXI wiek daje nam złudzenia, że nie ma choroby, której medycyna nie wyleczyłaby oraz że są sposoby – ale może jeszcze ich nie ujawniono – które zabezpieczą nas przed bólem i niepełnosprawnością. Cóż, współczesna medycyna skutecznie leczy większość chorób, a już na pewno znosi najbardziej dokuczliwe objawy, ale niestety wciąż nie do końca zna przyczyny różnego rodzaju schorzeń. Na pewno świetnie radzi sobie z infekcjami bakteryjnymi, wirusowymi, z urazami, ale kiedy pojawiają się choroby układowe, immunologiczne, zapada często cisza.
Świadomość własnego ciała daje nam kontakt
ze światem wewnętrznym, z mapą organizmu.
/Bessel van der Kolk/
Rola psychiki, emocji, niezaspokojonych potrzeb, trudów życia, traum jest tutaj spowita milczeniem i rzadko podejmowana w gabinecie lekarskim. Szczególnie jeśli pojawiamy się z tak “pospolitymi” dolegliwościami, jak palpitacje serca, migreny, zawroty głowy, wysypki czy bóle brzucha. Za to często wybrzmiewa – i to głośno – w gabinecie psychoterapeutycznym.
Podział na ciało i duszę (umysł) jest w naszej kulturze obecny od czasów Platona, a wzmocniony został przez Kartezjusza. Obecnie obserwujemy zmianę podejścia, również ze strony nauki, a mianowicie neuronaukowcy robią duży krok w kierunku uświadomienia, że ów rozdział jest złudzeniem. Współcześni neuronaukowcy, ale też filozof D.C.Dennett, przekonują, że umysł czy świadomość są pochodną pracy mózgu, czyli jako procesy mózgowe przejawiają się na poziomie psychiki i odwrotnie.
Tutaj kryje się jednak pewna pułapka. Brakuje bowiem podejścia fenomenologicznego, a więc zadania sobie pytania jaki jest sens tego wszystkiego, tych przeżyć, które obserwujemy w ciele, które dają o sobie znać w zachowaniu, w decyzjach. Nie zatrzymujemy się przy tym, co reakcje ciała wnoszą lub co ujawniają. Pomijamy w ten sposób ważną perspektywę nieco innego spojrzenia np. na depresję czy stany lękowe oraz choroby autoimmunologiczne. Po prostu szukamy obszaru w mózgu czy procesu mózgowego, który “źle działa”.
To zdecydowanie za mało, za płytko. Być może już czujecie, że takie podejście nadal nieco “pachnie” Kartezjuszem, bowiem wciąż ciało i umysł są podzielone, ponieważ mimo, że dostrzegamy powiązanie między nimi, ale nie widzimy, że jest coś więcej – współistnienie czy współtworzenie się.
Tymczasem są systemy, głównie na Wschodzie, jak np. taoizm, które jeszcze inaczej patrzą na człowieka. Tutaj ciało jest efektem współtworzenia, a nie tylko wypadkową aspektu duchowego i materialnego. Tutaj nikt nie mówi o tzw.całości, która byłaby poprzedzona podziałem! Zwrócił już na to uwagę C.G.Jung, który położył podwaliny pod psychosomatykę dostrzegającą w człowieku jedność, a to, co się w nim oraz z nim dzieje rozpatrująca jako wyraz współistnienia różnych procesów.
Kolejny krok ku odwróceniu “błędu Kartezjusza” zrobił uczeń Junga, Arnold Mindell, który – jako twórca psychologii procesu – głosił nierozdzielność ciała i psychiki oraz wagę podążania za symptomami z ciała, szczególnie jeśli są dla nas zaskakujące, niezrozumiałe, powtarzają się czy budzą niepokój. W psychologii procesu nie mówi się o niepożądanych objawach, ale o tym, że każdy z nich niesie ważny przekaz. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że pozbywając się zbyt szybko jakiegoś symptomu za pomocą leku czy terapii odcinamy dostęp do czegoś ważnego, do poszerzenia swojej świadomości. Chodź z drugiej strony nie podjęty temat, który pojawia się jako symptom cielesny, i tak wróci za jakiś czas.
Absolutnie takie odejście nie jest sugestią do niekorzystania z medycyny, farmakoterapii, ale stanowi inspirację do zatrzymania się przy tych dolegliwościach, które nie są zagrożeniem życia, a przez nas są postrzegane jako dyskomfort, który chcemy jak najszybciej odsunąć. Do zatrzymania się przy objawach, które nawracają i które są wpisane w uciążliwy pejzaż codzienności. Często wiele mówią o tym, czego nie dostrzegamy.
Spora część z nich składa się na tzw. choroby cywilizacyjne, autoimmunologiczne, będące efektem stanów zapalanych, a one – jak już wspominałam w innych wpisach na blogu – są ściśle powiązane nie tylko z dietą, tempem życia, ale również emocjami. Szczególnie tymi nieuświadomionymi, bolesnymi, często sprzed lat, a podsycanymi przez bieżące wydarzenia.
__________
Jeśli ten wpis Cię zainteresował czy zainspirował, wesprzyj naszą redakcję.