W naszej kulturze praktyka duchowa jest automatycznie traktowana jako coś lepszego, bardziej wartościowego, sensowniejszego niż na przykład ćwiczenia cielesne. Ciało, mimo że w europejskim społeczeństwie ma wysoką pozycję, kojarzy się z nietrwałością, ułudą, przemijaniem. Natomiast w nas ludziach istnieje chęć dotknięcia tego, co trwałe, niezmienne, tak aby dostęp do ciągłości, trwałości, przełożył się również na nasze życie.

Pozwólcie odejść swym poglądom.
/Trzeci Patriarcha Zen/

Przyjmuje się, że ciało ludzkie jest ograniczone w czasie i przestrzeni, a dusza – no tak, ona jest poza “tym wszystkim”. I to dodaje jej tajemnicy, wartości, pozycji. Niekoniecznie używamy w tym kontekście pojęcia “dusza”. Część z nas określa ją “moja istota”, “moje prawdziwe ja”. W wielu tradycjach okazuje się, że ta “moja istota” wcale nie jest “moja”, indywidualna, przynależna do mojej tożsamości. W hinduizmie używamy określenia “atman”, w hebrajskim “rue”, a w łacinie “psyche”.

Co ciekawe, są to określenia na oddech. I już tutaj pojawia się pytanie: jakim cudem oddech miałby być mój, czy ja go tworzę, kontroluję? Czy aby na pewno jest “mój”? Oczywiście atman, nasza istota czy oddech są w różnych wspomnianych już tradycjach powiązane z boską istotą. Niby są nasze, ale nie do końca, wierzymy bowiem, że zostały stworzone przez Kogoś.

Tutaj bardzo mocno robimy krok w stronę obszaru wiary, a wycofujemy się z doświadczenia. Wiemy, że podporządkowując się pewnym regułom wchodzimy w sferę duchową, a więc zbliżamy do boskości. Jednocześnie oznacza to, że zwrócenie się w stronę cielesności odsuwa nas od możliwości przedłużenia sobie, a nawet uwiecznienia, życia, gdyż ciało i dusza nie leżą na tej “samej półce”. To nasze “duchowe ja” zwykle już od swojego początku jest związane z boskością. Niektóre tradycje mówią, że jest nieświadomym odbiciem boskiej istoty, do której poprzez przestrzeganie pewnych reguł może wrócić.

Co w takim razie się dzieje w tym kontekście w klasycznym buddyzmie?

Mahajana, chan i zen mówią że tego czegoś – tej istoty, która miałaby być nieprzemijająca, trwała – nie ma. I proponują konkretne treningi, które dają możliwość doświadczenia, że wszystko, absolutnie wszystko, jest z momentu na moment współtworzone, jest wynikiem interakcji tak bardzo złożonych, że nie jesteśmy w stanie wskazać niczego, co byłoby stałe. Takie podejście jest spójne z tym, co proponuje współcześnie nauka, szczególnie fizyka kwantowa.

Wgląd czy raczej przebudzenie historycznego Buddy polegało nie na tym, że przebudził się on do wieczności, ale że przebudził się z błędnym założeń, przekonań dotyczących rzeczywistości. Adresatem jego pierwszych mów byli bramani, z którymi wcześniej praktykował, a którzy za sens życia przyjmowali oczyszczenie się z różnego rodzaju karmicznych naleciałości, które miały blokować – według ich przekonań – dostęp do naszej boskiej natury. Deklaracja Buddy, że ten sposób myślenia jest błędny była ówcześnie rewolucją.

Spojrzenie na zazen z tej perspektywy pokazuje nam, że jest to niezwykle bezpośrednie doświadczenie braku stałości i odrębności czegokolwiek. To przeżycie nagle nie-tożsamości, które daje ulgę, uwalnia nie od bólu, ale od cierpienia, które buduje się na naszym skupieniu na sobie, jako trwałym konstrukcie psychicznym. Zazen to nie sposób na pozbycie się tożsamości, ale uświadomienie sobie, że nie jest ona czymś stałym. Taka zmiana w postrzeganiu rzeczywistości i jej przeżywaniu pozwala żyć z większą otwartością.

_____________
Jeśli ten wpis Cię zainteresował czy zainspirował, wesprzyj naszą redakcję.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

2 komentarzy dla Zazen jako antidotum na życie?

  1. Agnieszka AguK pisze:

    interesuje mnie temat bypassingu duchowego.

    Czy bypassing jest możliwy przy regularnej praktyce?

    To co mnie nurtuje: medytacja bardzo konfrontuje z tym co jest w nas i generalnie w życiu.

    Nim jakiekolwiek doświadczenie się pojawi ( mniejsze lub większe „acha”) bezwiednie i nieuchronnie konfrontuje z życiem i wszelkimi zaułkami człowieka, a mimo to no widać że u niektórych ta praktyka nie przenika życia… (że ruch ku życiu jest zatrzymany)

    Jak to jest możliwe, że medytując wiele lat (a więc siedząc ze sobą tyle i chcąć nie chcąć – widzieć to co w człowieku jest różne), można uciekać przed życiem, nie podejmować go.

    Gdzie mogę zaznajomić się dokładnie z mechanizmami nt tego (i nie mam na myśli tu przyklejania się do guru, czy wspólnot wszelkich maści, tylko sam ten fenomen że ktoś praktykuje klasyczna medytację i stanowi to mimo praktyki bypassing)

    słyszałam że symptomem takiej „nieudanej” praktyki jest dysocjacja, tzn sytuacja w której tak naprawdę nie przesiaduje się już tych emocji, czy kompleksów, które medytacja wyłania.

    Bedę wdzięczna za wszelki trop

    • Agnieszka Bonar pisze:

      Witam,
      na temat bypassingu emocjolalnego/duchowe pisaliśmy na blogu także tutaj https://wszystkojedno.org/2023/06/05/bypassing-pulapka-w-praktyce/
      „Utknięcie” w pewnym mechanizmie obronnym, „używanie” praktyki do obejścia swoich ran emocjonalnych jest możliwe również w regularnej praktyce, szczególnie jeśli nie jest poddawana superwizji u doświadczonego nauczyciela, który posiada także przygotowanie psychologiczne i jest świadomy tych mechanizmów.
      Także czas praktyki nie jest „ochroną”, bypassing może dotyczyć zarówno osób początkujących, jak i zaawansowanych w stażu, ale wciąż nieświadomych swoich emocji, zepchnięcia ich, zablokowania, nieprzyjęcia.

      Pytasz, jak to możliwe, że mimo praktyki zen nie podejmuje się życia. Jedna z perspektyw jest taka: praktyka w niektórych przypadkach to za mało, aby z tej jak piszesz konfrontacji wyjść i „dostrzec” zycie, bywa to tak bolesna, że potęguje nasze mechanizmy obronne, aby ochronić spójność naszej tożsamości, która może rozluźniać się podczas regularnej praktyki. U osób straumatyzowanych kluczowa może być psychoterapia, a nie tylko praktyka zen.
      Pozdrawiam

      Trudno wskazać jedną książkę czy artykuł, który wyczerpuje ten problem, sporo pisał o tym Barry Magid, Joco Beck, których książki są już trudno dostępne. Także tutaj na blogu ten temat jest co jakiś czas podejmowany.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *