Ciało, Duch, Umysł

Kryzysy w medytacji?

 

 

Medytacja jest często przedstawiana, a nawet reklamowana, jako sposób na lepsze życie. “Lepsze”, czyli zdrowsze, spokojniejsze; jako antidotum na cierpienie, a deklaracja “ja medytuję” ma być gwarantem, że jesteśmy zrównoważeni i godni zaufania.

Już nie raz pisałem, że nie ma czegoś takiego jak “ta medytacja”. Jest ona zjawiskiem bardzo rozległym, różnie pojmowanym i również różnie praktykowanym w poszczególnych środowiskach, np. tradycyjne zazen, czyli medytacja zen, kompletnie różni się od tzw. medytacji prowadzonej. I nie chodzi tutaj tylko o przebieg czy technikę medytacji, ale o sedno, esencję tej praktyki.

Jedna z różnic polega chociażby na tym, że podczas prowadzonej medytacji jesteśmy zapraszani do poruszania się w pejzażu stworzymy werbalnie i niewerbalnie przez daną osobę. To nie jest doświadczanie rzeczywistości, jak np. w zen. To wejście w świat, który ktoś nam proponuje. Oczywiście dla sporej części osób jest to miłe doświadczenie, uwodzące, a w zależności od konstrukcji psychicznej czy osobowości, nawet uzależniające.

Tytułowy kryzys w medytacji nie jest czymś o czym chętnie się mówi w nurtach duchowości, które obiecują spokój, oświecenie i wieczną miłość. Właściwie nie jest to zaskoczeniem, gdyż gdyby wspomniano tam o trudnościach czy wręcz kryzysach, trudno byłoby zaproponować daną praktykę potencjalnym zainteresowanym. Kryzysy pomija się milczeniem, a jeśli zdarzają się uczestnikom, to zwykle oni sami sięgają nieświadomie po mechanizm obronny i skaczą z jednej praktyki na drugą, bądź od jednego nauczyciela do drugiego. Bywa też, że są przez współpraktykujących czy prowadzących na ścieżce duchowej obarczani winą za ich pojawienie się.

Przyjrzyjmy się teraz czym jest kryzys, jak go rozumiemy, a którego z jego aspektów nie dostrzegamy.

Kryzys to zwykle stan, w którym przeżywamy coś, na co nie ma w nas zgody, coś, czego według nas nie powinno być, a podczas czego nasza kondycja psychofizyczna powoduje, że życie jest uciążliwe, trudne. Poza tym kryzys jest zwykle czymś bardzo indywidualnym, nie przebiega tak samo i z takich samych powodów u wszystkich. Jednocześnie mamy potrzebę szukania potwierdzenia u innych, że “mają tak samo”, wtedy czujemy, że przyczyna kryzysu jest na zewnątrz, a odpowiedzialność nie leży po naszej stronie.

Jeśli przyjrzymy się pochodzeniu słowa kryzys, to zauważymy, że nie pochodzi ono od określenia, że coś nie układa się dobrze, ale od greckiego słowa “odcięcie”. Takie spojrzenie zmienia perspektywę postrzegania naszych życiowych kryzysów, także tych podczas  praktyki medytacji.

Jak w takim razie dochodzi do tego “odcięcia”?

Pewna grupa osób medytujących, także w ramach zen, postrzega rzeczywistość jako odciętą od nich i ich życia, organizuje się więc tak, jakby była “ta rzeczywistość” i “oni”. Takie osoby żyją w nieuświadomionym oddzieleniu od tego-co-jest i taką perspektywę przenoszą na poduszkę do medytacji. Jest też grupa osób, która podejmuje ryzyko doświadczenia, a najpierw założenia, że rzeczywistość opiera się na nie-stałości, nie-oddzieleniu. To dwa różne podejścia znajdują swoje odzwierciedlenie w praktyce zen, a więc także w kryzysach.

Warto mieć świadomość, że bycie w poczuciu oddzielenia powoduje w nas ciągłe napięcie, czujność, a to jest wyczerpujące zarówno na poziomie psychicznym, jak i fizycznym. Poza tym wiąże się z tym, co można by określić jako bycie w rywalizacji, bowiem jeśli żyję z poczuciem, że czegoś mi brakuje, to szukam tego, to mam poczucie, że ktoś inny to ma, a ja chcę to coś zdobyć.

Taki opis jest zbliżony  do opisu cierpienia w buddyzmie, kiedy obiektywnie nie dzieje się nic trudnego, ale czujemy się źle, jest bowiem nie tak, jak chcę. Punktem wyjścia do cierpienia jest tutaj nasze podejście do rzeczywistości, nasze wyobrażenie na temat świata, życia, ludzi, mnie samego, mój brak zgody na to, co jest. Poczucie siebie jako odrębnego od toczącego się życia, bycie poza nurtem życia. Praktykując z poczuciem odrębności swojej jaźni, zakładamy zwykle, że ćwicząc odpowiednio długo i dobrze, dojdziemy w końcu do stanu, kiedy będzie dobrze. Będzie „nam” dobrze.

Tymczasem zazen nie polega na osiąganiu czegoś, na dochodzeniu do stanu, kiedy “jest nam” dobrze, bezpiecznie, a tym bardziej na utrzymaniu tego stanu. Zen to przebudzenie się z błędnych opinii o rzeczywistości, to wgląd w naturę rzeczywistości. Kryzysy na ścieżce praktyki są więc dla nas sygnałami, dzwonkami budzika, który co jakiś czas zachęca do zobaczenia “jak jest?”, “co ja naprawdę robię?”, “czego szukam w praktyce?”, czyli „jak się odcinam od tego-co-jest?”.

________
Jeśli ten wpis Cię zainteresował czy zainspirował, wesprzyj naszą redakcję.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Książki Alexandra Poraj-Żakieja wydane w Polsce przez Fundację Mądrość Wschodu i Zachodu znajdziecie w fundacyjnej księgarni www.madrosc.pl TUTAJ

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *